Marcin Kędryna

Spin doktorant. Kolejny felieton o pożytkach z podróżowania

Spin doktorant. Kolejny felieton o pożytkach z podróżowania
Marcin Kędryna

Podróże kształcą. A jeżeli nie kształcą, to przynajmniej poszerzają horyzonty. Wybrałem się do Warszawy na obchody osiemdziesiątej rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie. Piękna uroczystość. Wielu gości z zagranicy. Trzech prezydentów. Nasz, Niemiec i Izraela. Siedzieli na trybunie, której tłem była grafika: Płonące getto. Nad płonącym gettem dwie flagi, jakie osiemdziesiąt lat temu wywiesili powstańcy. Biało-czerwona. I biało-niebieska z gwiazdą Dawida.

W pewnym momencie zaczepił mnie niemiecki dziennikarz - naprawdę, bardzo rozsądny człowiek. Pyta: dlaczego tak protokolarnie spostponowany został Steinmeier.

Nie rozumiem, o co mu chodzi.

Tłumaczy: trzech prezydentów, a tylko dwie flagi, polska i Izraela.

Odpowiadam pytaniem: sugerujesz, że po stronie powstańców walczyli też jacyś dobrzy Niemcy? I nagle widzę, że on nie żartował, że pytanie było poważne. Właściwie nic dziwnego, gdyż taki rodzaj humoru, bardziej niż Niemcom, bliższy jest Brytyjczykom. Tłumaczę mu więc, że powstańcy walczyli pod dwiema flagami. Polską i syjonistyczną, która później stała się flagą Izraela. Nie słyszał o tym nigdy wcześniej. Najwyraźniej, mimo starań eksport naszej polityki historycznej niespecjalnie nam wychodzi.

Jakiś czas później, w Kordegardzie (to taki budynek przed Ministerstwem Kultury), minister Gliński wręczył prezydentowi Steinmeierowi przetłumaczony na język angielski, pełny raport na temat polskich strat wojennych. Duża rzecz. W znaczeniu: bardzo gruba księga. Drugą publikacją, którą Gliński wręczył była lista utraconych w czasie wojny dzieł sztuki. Dzieł, których nie udało się jeszcze odzyskać. Dzieł, z których część - można podejrzewać - wciąż ozdabia ściany niemieckich domów.

Miał minister wręczyć jeszcze jedną rzecz. Bardziej poręczną, skróconą wersję dużego raportu.

Miał wręczyć, ale nie wręczył, gdyż publikacja ta zniknęła. Zupełnie jak - nie przymierzając - portret młodzieńca pędzla Rafaela.

Historię tę opowiadał mi człowiek, który w odpowiednim momencie rzeczoną publikację miał profesorowi podać, ale na moment wzrok odwrócił. I tyle ją widział.

W Kordegardzie jest monitoring. Sięgnięto więc do jego zapisów. I co się okazało? Otóż kamera uchwyciła, jak publikację, wprawnym ruchem, chowa do torebki pani z niemieckiej delegacji.

Cóż, Ministerstwu Kultury pozostaje wydrukować nową listę utraconych dzieł sztuki. Uzupełnioną o jeden egzemplarz tej ostatniej publikacji.

Podróże kształcą. A jeżeli nie kształcą, to przynajmniej poszerzają horyzonty. Warto było przyjechać do Warszawy, nie tylko by wziąć udział w uroczystościach upamiętniających bardzo ważne dla Polski i Izraela wydarzenie. Dla historii Niemiec może nie tak bardzo, gdyż wymordowanie w ciągu niecałego miesiąca ponad pięćdziesięciu tysięcy ludzi nie było wtedy dla nich czymś wyjątkowym.

Warto było przyjechać, by się przekonać, że opinie, jakie często na temat Niemców wygłaszają Wielkopolanie, nie wynikają wyłącznie z ich wyssanej z mlekiem matek antyeuropejskiej germanofobii.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.