Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Ratowanie Polski

Marcin Kędryna: Ratowanie Polski
Marcin Kędryna

Dekadę temu pracowałem na Pradze, czyli po drugiej stronie Wisły. Jeździłem do roboty samochodem, gdyż podróż świetną warszawską komunikacją zajęłaby mi gdzieś ze cztery razy dłużej. Wracając, podwoziłem koleżankę, z którą właściwie dzieliłem biurko. Koleżanka bywała w świecie, mieszkała lata za granicą, jej ojczym był korespondentem brytyjskiej prasy (ta wyliczanka ma służyć wytworzeniu jej obrazu, jako osoby nie byle jakiej). Jazda z pracy pod jej dom zajmowała nam jakieś dwadzieścia minut, do momentu, w którym miasto, nim skończyło tam budowę metra, zaczęło remont Targowej.

Wtedy jazda zaczęła zajmować nam godzinę. Za którymś razem nie wytrzymałem i zacząłem złorzeczyć prezydent stołecznego miasta Hannie Gronkiewicz-Waltz. Złorzeczyłem, budząc konsternację mojej koleżanki. W końcu zapytała: Marcin, a co ma do tego pani prezydent? Przecież tymi remontami zajmują się jacyś urzędnicy.
Próbowałem jej tłumaczyć, że w Polsce prezydent miasta, burmistrz, wójt mają dużo więcej realnej władzy niż prezydent kraju, premier rządu, minister, o pośle czy senatorze nie mówiąc. Prezydent miasta naprawdę ma wpływ na to, co się w mieście dzieje. Gdyż może podnieść słuchawkę telefonu i nakazać na przykład załatanie konkretnej dziury w drodze. Ma bezpośredni, bardzo duży wpływ na jakość życia jego wyborców. Koleżanka nie uwierzyła. Nigdy do niej nie dotarła istota samorządności.

Za każdym razem, gdy Warszawa stanie z powodu nagłego ataku zimy (na przykład w styczniu), potopu spowodowanego deszczem i niesprawną burzową kanalizacją, ścieki zaleją Wisłę, idiotycznie realizowane remonty ulic sparaliżują połowę miasta, niewywożone śmieci zasypią podwórka, szydzę z moich warszawskich sąsiadów, mówiąc im, że zamiast wybrać dobrego włodarza, zajmowali się ratowaniem kraju przed Kaczyńskim. Bo w wyborach samorządowych chodzi oto, by wybrać kogoś, kto będzie dobrze zarządzał okolicą, pilnował, by drogi były odśnieżone, śmieci wywiezione, kanalizacja sprawna, drogi wyremontowane (w sposób dla mieszkańców minimalnie dotkliwy), szkoły, komunikacja działały, a nie człowieka, który uniemożliwi POLEXIT, będzie się dobrze prezentował za granicą, miał odpowiednie zdanie na temat aborcji i mniejszości seksualnych. To wszystko nie leży w jego kompetencjach.
Byli samorządowcy, którzy ogłaszali prezydenta Stanów Zjednoczonych personą non grata w ich miastach, przegłosowywali uchwały w sprawie stref wolnych od ideologii LGBT czy próbowali prowadzić własną politykę zagraniczną, ale efekty tego, jeśli nie były śmieszne, to były żałosne.
Przysłuchiwałem się ostatnio twitterowej dyskusji. Rozmawiano o tym, jak namówić mieszkańców reszty Polski, żeby na fali zwycięskich wyborów parlamentarnych w miejsce starych samorządowców, zwłaszcza tych związanych z PiS-em, wymienić na młodych przedstawicieli uśmiechniętej Polski. Jakiś pochodzący z centralnej chyba Polski dyskutant narzekał, że politycy PiS, nawet całkiem ważni, jeżdżą po terenie, spotykają się, bywają, a politycy Platformy nie. I jak kiedyś chciał zaprosić pana Budkę, ten zapytał, ilu będzie uczestników spotkania. Gdy usłyszał, że trzydziestu, odpowiedział, że za mało, nie ma czasu, nie przyjedzie. Wtedy, w dyskusji pojawił się pomysł, żeby, skoro ważni politycy nie przyjeżdżają, kandydaci robili sobie z nimi zdjęcia, bo to na pewno zmotywuje wyborców.

Biorąca udział w dyskusji pani z samorządu z jakiegoś miasteczka na Lubelszczyźnie próbowała tłumaczyć, że w wyborach samorządowych to nie zadziała, bo w mniejszych miejscowościach, gdzie się zna osobiście swoich radnych i burmistrza, nikogo nie przekona zdjęcie z Tuskiem.
Dr Sokołowski, autor książki „Transnaród, Polacy w poszukiwaniu politycznej formy”, twierdzi, że nową polską klasą średnią stają się mieszkańcy wsi i miasteczek. Klasą średnią z dużo większą, niż ta wielkomiejska, świadomością tego, jak działa państwo. Świadomością na tyle dużą, by w samorządowych wyborach nie ratować Polski przed Kaczyńskim, tylko ich własne gminy i powiaty przed warszawską polityką.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.