Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Parlament

Marcin Kędryna: Parlament
Marcin Kędryna

Mało rzeczy tak potrafi połączyć w Polsce jak sukces. Zwłaszcza ten w ostatnich wyborach. Wydawać by się mogło, że wszyscy poza Konfederacją są wynikami zachwyceni, ale w końcu się okazało, że zachwycona jest również Konfederacja. Generalnie jest super.

Muszę przyznać, że z pewną fascynacją patrzyłem na zachwyconych sobą posłów Prawa i Sprawiedliwości. Udało im się uzyskać to, na czym im zależało. Zostali znów wybrani do Sejmu. Dawno temu już odkryłem, że sporo z nich, mimo lat rządzenia Polską, nie wyszło z butów partii opozycyjnej. Bo tak naprawdę nie ma jak być w opozycji. Zero odpowiedzialności. Można chodzić do mediów i pleść, co język przyniesie. A im bardziej człowiek plecie, tym większa szansa na reelekcję. Ważne, żeby nikt nowy, nikt z jakimś potencjałem się nie pojawił na liście. Zawsze braliśmy trzy miejsca w okręgu, więc nikt nowy się nie zmieści.

PiS w 2015 roku zdobywał władzę, obiecując nową jakość. I o ile nową jakość można było widzieć w rządzeniu (na przykład wypełnianie obietnic wyborczych - rzecz wcześniej w Polsce niespotykana), to w kwestii normalnej polityki, na poziomie regionów, jakoś nie bardzo się pozmieniało. Te same twarze, ten sam co zwykle brak pomysłu na przykład na regionalną kampanię. Zwoływanie konferencji, na które nikt nie przychodził, i czytanie z kartki zdań, które wcześniej ktoś z Warszawy powiedział już w telewizji. A czy ci z Warszawy mówili rzeczy, które trafiały do wyborców w terenie? Najwyraźniej niekoniecznie.

Dr Jacek Sokołowski tłumaczy, że lata rządów PiS zniwelowały podział na beneficjentów i ofiary transformacji. Niegdysiejsze ofiary dogoniły beneficjentów. W ten sposób trudno na tym podziale budować konieczne w kampanii wyborczej napięcie. Tłumaczy, że jesteśmy w trakcie pojawiania się nowych linii podziału. Coś w tym może być.
Pytanie, czy taką linią zdąży zostać stosunek do przyszłości Unii Europejskiej. Teraz napięcie jest zbyt słabe. Mało kto - mam wrażenie - zastanawia się, co może wyniknąć z przyspieszonej integracji.

No właśnie. Zwolenników szybkiej integracji Unii Europejskiej zapraszam do ehemalige DDR. Niemcy, po zjednoczeniu, przez dekady się integrowały. Dokładniej, to Niemcy Zachodnie integrowały ze sobą Niemcy Wschodnie. Efekt jest taki, że pierdyliony władowanych we wschodnie landy najpierw marek, a później euro w efekcie zwiększały potencjał firm z zachodnich landów. Drogi w porządku, domy otynkowane, tylko ludzi jakby mało. Frankfurt nad Odrą sprawiał do niedawna wrażenie wymarłego miasta. Teraz się to zmienia, gdyż pojawiło się bardzo dużo ludzi o śniadej karnacji. Mężczyzn, bo karnacji kobiet nie widać, gdyż się osłaniają przed chłodem. Albo upałem. Przez lata całe ze wschodnich Niemiec kto mógł, to uciekał. Zupełnie jak z polskich miasteczek. Skoro Niemcy tak integrowały własną ojczyznę, to jak będą integrować tereny na wschód od Odry? Jak? Wiadomo jak. Po co Polsce CPK, skoro jest lotnisko we Frankfurcie? Po co Polsce zbrojeniówka, skoro Niemcy robią świetne czołgi? Po co żeglowność Odry, skoro Czesi mogą spławiać swoje towary do Bremy i Hamburga? Po co Polsce (w efekcie) tani prąd z atomówek? Wystarczy, że tańszy prąd we Francji uderza w niemiecką gospodarkę, po co inna konkurencja? Niech Polska stawia na zieloną energię. Tak jak my. Po co Polsce węgiel brunatny? My, co prawda, budujemy nowe węglowe elektrownie, ale obiecujemy, że je zamkniemy. Jesteśmy przecież liderem w ekologii.

Parę lat temu Andrzej Duda powiedział coś o wyimaginowanej wspólnocie, rzucono mu się wtedy do gardła. Mało kto usłyszał, że mówi o tym, że w Unii Europejskiej trwa nieustanny konflikt interesów. I ostatnia rzecz, na jaką sobie można pozwolić, to cedowanie opieki nad własnymi interesami na jakiegoś większego sąsiada.
Niemcy, a dokładniej rządzące Niemcami elity mają problem. Jeżeli czegoś nie zrobią z problemem migrantów, zwycięży AfD. Na to sobie nie mogą pozwolić. Zaczynają więc wykonywać dziwne ruchy, które mają pokazać społeczeństwu, że ogarniają temat. Ogłosili kontrole na granicy z Polską. Wprowadzili je dopiero po polskich wyborach. Teraz będą przeć na przymusową relokację. Już słyszymy, że „pakt migracyjny jest rozwiązaniem, które na pewno zapewni większe bezpieczeństwo”. Zobaczymy.

Dziś wygląda na to, że wszystko będzie w rękach Trzeciej Drogi. Bez niej Donaldowi Tuskowi nie uda się wprowadzić w życie planów. A przecież ludzie z jakichś powodów głosowali właśnie na Trzecią Drogę, a nie na partię Donalda Tuska. Po szesnastu latach właściwie monopartyjnych rządów, bo PSL po 2007 specjalnie się jakoś Platformie nie stawiał, mamy znowu powrót demokracji parlamentarnej. Sejm przestaje głosować na polecenie lidera większości. Trzeba się będzie dogadywać.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.