Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Bajka o żelaznym wilku

Marcin Kędryna: Bajka o żelaznym wilku                                              Fot. archiwum
Marcin Kędryna

Dawno, dawno temu, w 2015 roku, miałem szkolenie kontrwywiadowcze. Bardzo fachowy człowiek z Abwehry (ciekawym, czy twórcy nazwy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nazwali ją w ten sposób ze świadomością, że szybko jej skrót będzie tak przerabiany) opowiadał nam, co się może stać, jeżeli nie będziemy uważać. Tłumaczył, że do każdego telefonu można się włamać, z każdego telefonu można skopiować zawartość, każdy telefon można przejąć, uzyskując dostęp do jego mikrofonu czy kamery. Dlatego też trzeba uważać, co się na telefonie ma.

Sugerował, żeby wyjeżdżając za granicę, zwłaszcza do krajów, które nie są jakoś przyjazne, specjalnie telefon przygotowywać, by na przykład nie mieć całej książki telefonicznej, korespondencji mejlowej etc. To był rok 2015, kiedy o Pegasusie nikt jeszcze nie słyszał.

Parę lat później, kiedy o Pegasusie słyszeli już wszyscy, spotkałem go na konferencji poświęconej OSINT-owi, zapytałem go, co to za narzędzie. Odpowiedział, że działa jak dziesiątki innych, z tą różnicą, że bardzo łatwo się można włamać na iPhone, co wcześniej tak łatwe nie było. Tłumaczył, że kiedy, w analogowych czasach, podsłuchiwano rozmowy telefoniczne, fizycznie podłączano się do pary drutów, które łączyły telefon z centralą, można to było robić też w centrali.

Później, w czasach cyfrowych, można było od operatora dostawać zapisy rozmów telefonicznych i SMS-y. Kiedy źli ludzie zaczęli używać komunikatorów (WhatsApp, Signal, Telegram etc.), do których ci dobrzy, którzy tych złych ścigają, dostęp mieli utrudniony, zaczęto używać narzędzi umożliwiających zdalne ściągnięcie zawartości smartfona. I jednym z takich narzędzi jest Pegasus. Możliwości ponoć ma takie same, jak inne narzędzia, różnica jest taka, że się szybciej na telefon włamuje. Narzędzi takich używają służby na całym świecie. Bo tzw. źli ludzie przestali wysyłać sobie SMS-y i do siebie dzwonić. Inna sprawa, że podobnie działających narzędzi używają też źli ludzie do złych celów. I dlatego trzeba uważać: np. nie klikać w dziwne linki.

Tymczasem w naszej polit-medialnej rzeczywistości Pegasus robi za żelaznego wilka (nie tego, który się przyśnił Giedyminowi, tylko takiego, jakim w bajkach straszono niegrzeczne dzieci).
Wydawać by się mogło, niepozbawieni zdrowego rozsądku dziennikarze mówią o Pegasusie jak o narzędziu diabelskim. Kolega mój, Grzegorz Kapla, napisał nawet kryminał „Bez przebaczenia”, z Pegasusem w roli głównej.

Politycy obozu niemiłościwie nam panującego, jak mantrę powtarzają: Pegasusa nielegalnie używano do podsłuchiwania niewinnych ludzi. Marszałek Czarzasty mówi, że nikt nie uwierzy, że skoro służby miały dostęp do telefonu senatora Brejzy, to nie używano tej wiedzy w kampanii wyborczej. Popiera go Arłukowicz. Dowodem na to ma być, że na imprezach wyborczych Platformy pojawiali się też Platformy przeciwnicy.

Czarzastemu nie ma się co dziwić. Pamięta pewnie, jak było w 1989. A konkretnie „Sprawę obiektową Urna 89”, czyli zaangażowanie Służby Bezpieczeństwa w kampanię wyborów czerwcowych. Każdy - jak mówią - sądzi według siebie. Ciekawsze jest to, co mówił Arłukowicz. Jeżeli do tego, by pozyskać wiedzę o publicznych spotkaniach (szeroko zapowiadanych) konieczna jest inwigilacja, to znaczy, że KOD, który przez lata próbował przeszkadzać w prezydenckich spotkaniach, też musiał mieć dostęp do Pegasusa (nawet jeszcze w wersji beta). Na to pewnie poszła kasa z lewych faktur Kijowskiego.

News, że telefon Brejzy był dotknięty Pegasusem, to żaden news. Co to znaczy? To znaczy, że był tego powód wystarczający do przekonania sędziego, by ten wyraził na to dotknięcie zgodę. Jakby to powiedzieć, samo bycie opozycyjnym politykiem nie daje immunitetu od śledztw, które mogą się zakończyć zarzutami karnymi.

No i jeszcze jedna rzecz. Trudno mi uwierzyć, żeby służby działały nielegalnie - w znaczeniu, żeby stosowały technikę bez zgody sądu. Również trudno mi uwierzyć, żeby służby specjalne ciekły do mediów materiałami uzyskanymi za pomocą tej techniki. Jestem gotów się założyć, że to, co wyciekło, wyciekło na następnym etapie. Z prokuratury. Bo prokuratorzy mają w naszym systemie zupełnie inną pozycję.

Ludzie sobie dali wmówić, że Pegasus to coś wyjątkowego i nic ich od tego nie odwiedzie, bo gdyby odwiodło, toby się okazało, że sobie to dali wmówić. A nikt nie lubi wychodzić na naiwniaka.

Mnie tam najbardziej by interesowało obejrzenie uzasadnień, które trafiały do sędziów wydających zgody na inwigilację. Złą informacją jest, że ciekawość moja nie będzie zaspokojona. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ujawnianie takich rzeczy osłabia państwo. Po drugie, bo politycznie raczej nie będzie to w interesie inwigilowanych.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.