Marcin Kędryna

Spindoktorant. Prezentyzm

Spindoktorant. Prezentyzm
Marcin Kędryna

Od paru dni oglądam „Znaki Szczególne”. Serial, wyprodukowany przez polską telewizję w 1976 roku, opowiadający historię inżyniera budownictwa wodnego. Inżynier w pierwszym odcinku buduje zaporę gdzieś w górach, a od drugiego port chyba w Gdańsku. Inżyniera gra porucznik Borewicz. W poprzednim odcinku uwiódł żonę Grigorija z czterech pancernych, który w filmie nie ma wąsów i jest łysy. No i jest aktorem. Ale bardziej pijakiem. Unieszczęśliwiającym żonę. Stąd pewnie jej podatność na zaloty naszego inżyniera. O serialu przypomniał pan Jerzy Gątarz, @gibon102, jeden z bohaterów mojego Twittera. Jego dyskusje z profesorem Żerką warte są marnowania czasu na przeglądanie tego medium.

Niby w momencie premiery „Znaków Szczególnych” miałem ze cztery lata, ale mam jakąś świadomość tamtego czasu. Tak, że nie specjalnie szokuje mnie wątek paszportów. Kolega bohatera ma jechać do Maroka, na eksportową budowę. Ma jechać, ale boi się, że jako kawaler nie odstanie paszportu, więc chce się szybko ożenić. Nie szokuje mnie wygląd szpitala, nie szokuje mnie to, że co chwilę ktoś otwiera flaszkę z wódką.

Dotarło do mnie za to, że zapomniałem, jak wtedy traktowane były kobiety. W sytuacjach zawodowych. To jak swoje koleżanki z pracy traktuje inżynier Borewicz, a to w filmie bardzo pozytywna postać, i wrażliwa, i honorowa, dziś wypełniałoby znamiona mobbingu. Inna sprawa, że paniom, których te zachowania dotykają, jakoś specjalnie to nie przeszkadza. Cóż, to co kiedyś było normalne, dziś normalne nie jest. Świat się zmienia. Historia – niekoniecznie.
Spotkałem ostatnio kolegę, który od kilkunastu lat pracuje w Waszyngtonie. Kolega przeżywa fascynację próbami modyfikowania amerykańskiej przeszłości. Na przykład wymazywaniu z miejsc publicznych ojców założycieli amerykańskiej niepodległości. Bo mieli niewolników.
Posiadanie niewolników jest dziś nie do zaakceptowania.

Wymieniony wyżej profesor Żerko, z uporem wartym lepszej sprawy, próbuje na Twitterze tłumaczyć, że historia to nauka, i że obowiązują w niej pewne zasady. Zasady wcale nie tak oczywiste. Pamiętam, jak kiedyś wytłumaczono mi, że – wbrew pozorom – naoczny świadek jest mniej wiarygodny, niż dokumenty. Gdyż naoczny świadek, po osiemdziesięciu latach, dzieli się swoim wyobrażeniem o sytuacji, którą widział. I to nie musi mieć z tą sytuacją wiele wspólnego.
Od tygodnia profesor Żerko próbuje tłumaczyć, że badania profesor Engelking nie są z punktu widzenia prawdy historycznej zbyt wiele warte, gdyż pani Engelking jest socjologiem. Znam ludzi, którzy twierdzą, że socjologia to paranauka. Potrafią to nawet uzasadniać. Profesor Żerko w swoich ocenach tak daleko nie idzie. Ale i tak fani profesor Engelking odsądzają go od czci i wiary.
A historyków trzeba szanować. Tylko oni mogą dać odpór prezentyzmowi. Któż inny wyjaśni dzisiejszym nastolatkom, że podział szkół na męskie i żeńskie, przed wprowadzeniem koedukacji, nie służył wykluczeniu tych, którzy nie identyfikowali się z którąś z tych dwóch płci.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.