Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Nowy, wspaniały świat

Marcin Kędryna: Nowy, wspaniały świat
Marcin Kędryna

Białe psy łatwiej się uczulają. Nie zdawałem sobie z tego wcześniej sprawy. Z reakcji uczuleniowych mogą się pojawić choroby. Na przykład zapalenie ucha. Pies odkrył istnienie jeży. Bardzo go te jeże fascynują. Niestety, każdy jeż nosi na sobie multum robactwa. To robactwo przełazi na psa i pies się uczula. Pies odkrył ostatnio również istnienie koni. Wielkie to na nim zrobiło wrażenie. Ale nie o tym.

No więc z psem, któremu zaczął się problem z uszami, poszedłem byłem w sobotę do weterynarza. Kolejka nie była zbyt duża. Właściwie jej nie było. Siedzieliśmy przed drzwiami gabinetu, w którym odbywał się zabieg na jakim piesku. W zabieg zaangażowana była, zwykle siedząca na recepcji, weterynaryjna pielęgniarka. Więc, razem z psem, pilnowaliśmy poczekalni. Nagle, z szaleństwem w oczach, wpadły dwie panie. Matka z córką. Z szaleństwem, a bardziej z przerażeniem odkryły, że nie ma pani na recepcji, a one natychmiast muszą odebrać karmę.

Natychmiast, bo już za dwadzieścia minut zaczyna się seans „Zielonej granicy”. W zeszły weekend biletów nie było, a teraz cudem się udało kupić. Z ciekawości sprawdziłem na stronie kina. Na następny seans połowa miejsc była zajęta. Wieczorny zaś oglądać wtedy chciały dwie osoby. Pielęgniarka wystawiła głowę z gabinetu, mówiąc, że przyjdzie za chwilę. Poparłem panie w tłumaczeniach, że chwila musi być krótka, gdyż mamy do czynienia ze sprawą życia i śmierci. Panie kupiły karmę i popędziły do kina. Obcowanie z dziełem Agnieszki Holland prawdopodobnie było drugą najważniejszą rzeczą, jakie robiły w tym roku. Po zasileniu puszki Wielkiej Orkiestry.

Na marsze Koalicji Obywatelskiej się raczej nie wybrały, bo daleko, autostrada znowu podrożała. Z kolei z pociągami jest problem, gdyż po południu nie ma sensownego połączenia powrotnego. A może film zrobił na nich tak wielkie wrażenie, że do Warszawy pojechały, żeby efekty tego wrażenia zamanifestować. Nie wiem. Wiem, że wrażenie musiał zrobić, skoro były pod jego wrażeniem, nim jeszcze go obejrzały.

Zimą 2015 roku byłem w Bukowinie. W termach. Na organizowanej przez think tank „Thinktank” imprezie o dość właściwie pretensjonalnie brzmiącej nazwie „Re-Definicje”. Impreza zasadniczo polegała na tym, żeby spotkać pochodzących z różnych środowisk ludzi, wymoczyć ich w basenach, podlać alkoholem i doprowadzić do tego, aby się wymieniali poglądami. Rok 2015, osiem lat temu, do przedstawicieli liberalnej Polski nie do końca dotarła klęska w wyborach. Było jeszcze przed marszami KOD-u.

Swoją drogą pamiętam, jak po wielkim marszu KOD-u, tym, w którym miało wziąć udział 250 tys. ludzi, pewien korespondent poważnych niemieckich mediów, rozbawiony dyskusją o liczbie uczestników marszu, wyjaśnił mi, że było ich 17 tys. i wie to z prostego narzędzia, którym redakcja zaleciła się mu posługiwać, by - dla własnej świadomości - zdawał sobie sprawę z rozmiarów protestów. Korciło mnie, by do niego zadzwonić - usłyszeć, co jego narzędzie mówi o milionie uczestników zeszłoniedzielnego marszu, ale postanowiłem odpuścić, by go nie stawiać w trudnej sytuacji, gdyż nigdy jakoś specjalnie nie ukrywał, że pracując jako korespondent, wspiera politykę federalnego rządu. Ale nie o tym.

Wtedy w Bukowinie przedstawiciele uśmiechniętej Polski, wciąż nie wierząc w wyborczą klęskę, uważali, że za chwilę wszystko wróci do porządku. Rozmawiali z nami - przedstawicielami Polski mrocznej - z wyraźnym poczuciem wyższości, choć bez agresji, takiej, z jaką rozmawiają dzisiaj. Choć dziś właściwie trudno to nazwać rozmową. Pamiętam panel poświęcony migracji. I panią, jakąś artystkę w wieku (nie jest to może kulturalne, ale bez tej informacji opowieść będzie niepełna) zdecydowanie postbalzakowskim. Pani ta, z wielkim zaangażowaniem, właściwie radością, opowiadała o perspektywie napływu migrantów. O tym, że to są cudowni ludzie i że dzięki ich genom Europa wypięknienie. I ze zdziwieniem przyjmowała jakiekolwiek związane z migrantami wątpliwości. Na koniec stwierdziła, że oczywistym jest koniec białej rasy. I właściwie ras w ogóle. Podobne rzeczy mówi dziś Agnieszka Holland. Może bez tego błysku w oczach. Tomasz Wróblewski rozpoznaje w tych poglądach znany od ponad stulecia internacjonalizm. I przeciwstawia tradycyjnemu stosunkowi do państw narodowych.

Wbrew pozorom dyskusja o migracji nie dotyczy przyzwoitości, człowieczeństwa i tego wszystkiego, co możemy usłyszeć na przykład w związku z „Zieloną granicą”. Tu chodzi o krzewienie internacjonalizmu. Jeżeli nie chcemy, by ludzie tonęli w Morzu Śródziemnym bądź zamarzali w białoruskich lasach, wystarczy zamknąć migracyjne szlaki.

Rozmawiałem ostatnio z unijnym funkcjonariuszem zajmującym się migracją. Człowiek nie z Polski, tylko ze starej Unii, zaznaczam, żeby nie było, iż to pisowski prowokator.

Opowiadał, jak wygląda weryfikacja przybywających na Lampedusę. Ta, w związku z którą słyszymy, że wszyscy relokowani „są zweryfikowani”. Otóż pobiera się od nich odciski palców. I wypuszcza. Tyle. Mówił, że są dowody na współpracę organizacji pozarządowych z przemytnikami ludzi. Dowody wystarczające do stawiania zarzutów. Ale zarzutów się nie stawia, bo nie ma takiej woli. Mówił, że można by zamknąć szlaki tak samo skutecznie, jak zrobiła to Australia, choć w mniej radykalny sposób. Można, ale się tego nie robi. Bo nie ma woli. Mówił, że unijna polityka migracyjna prowadzona jest w sposób taki, jakby ktoś specjalnie chciał, żeby nic nie działało. Również żeby nie działała agencja, w której pracuje. Że ktoś to robi specjalnie. Nie odpowiedział, gdy zapytałem, czy można podejrzewać, że to działalność agentury jakiegoś mocarstwa. I tak powiedział za dużo. Nie trzeba agentury. Wystarczy grupa ludzi, która uważa, że szczęśliwą przyszłość nowego, wspaniałego świata gwarantuje tylko brak ras, granic, państw, płci, religii, różnic poglądów.

Może jestem stary, ale mnie taka wizja świata nie pasuje. Mimo iż rasowe, białe psy łatwiej się uczulają.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.