Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Kwiatki na Wiejską

Marcin Kędryna: Kwiatki na Wiejską
Marcin Kędryna

Prezydent Andrzej Duda zadecydował o tym, że wybory parlamentarne odbędą się 15 października. To znaczy, że kadencja nowych członków Sejmu i Senatu rozpocznie się nie później niż 15 listopada. Wszyscy już słyszeliśmy, że te wybory będą najważniejsze w najnowszej historii Polski, że zależy od nich przyszłość naszej ojczyzny, Unii Europejskiej, właściwie świata przyszłość. Z połowa Polaków to rozumie. Reszty jakoś to nie przekonuje

Resztę polska polityka odrzuca. Ze zrozumieniem do tej postawy podchodzi Grzegorz Sroczyński, czołowy polski symetrysta. Pisze w gazeta.pl, że z badań wynika, iż zniechęconych do polityki jest coraz więcej i to dobrze, bo gdyby wszyscy się angażowali w wyborczą kampanię, to mielibyśmy w Polsce wojnę domową.

Coś w tym może być. Jakiś czas temu przyjechała do mnie publiczna telewizja w postaci kamerzysty, by nagrać krótki komentarz na temat stosunku lubuskiej marszałek wojewódzkiego sejmiku do praw i godności kobiet. Samochód stanął przed domem. Tam się też operator rozstawił. Nie mam talentów specjalnych do występów przed kamerą, więc dla rozluźnienia atmosfery chwilę musieliśmy pogadać. Kamera ruszyła. Już miałem zacząć opowiadać, gdy przyhalsował niezbyt kojarzony przeze mnie sąsiad. Ustawił się koło mnie i powiedział, że tu będzie stał, bo jest wyborcą „od zawsze” Platformy Obywatelskiej.

Pogratulowałem mu zdecydowania. On zaczął obrażać operatora. Bezskutecznie próbowałem tłumaczyć, że skoro operator w TVP pracuje od prawie ćwierci wieku, to trudno go wiązać z którąkolwiek partią polityczną. Sąsiad zaczął pokrzykiwać, że nie pozwoli na robienie propagandy. Nie pozwoli na opowiadanie, że wszystko, co złe to Platforma, a wszystko co dobre PiS. - Ależ to nieprawda, nie wszystko, co zrobił PiS jest dobre, a co zrobiła Platforma złe - odpowiedziałem, zbijając go z pantałyku. I korzystając z tej chwili dysonansu poznawczego, wytłumaczyłem, że mówić będę jedynie o marszałek Polak. Na to nazwisko wyraźnie się ożywił. - To jest zła kobieta, straciłem przez nią dużo pieniędzy - i zaczął dość bełkotliwie tłumaczyć problem z jakimś rozliczeniem dotacji z Urzędu Marszałkowskiego. Pogadał jeszcze chwilę i odhalsował w kierunku, z którego przyszedł.

Operator opowiedział, że ciągle tak ma. I że to się prędzej, czy później skończy jakimś mordobiciem. Cóż, napięcie jest takie, że się sąsiadowi chciało wstać w piątkowe popołudnie od zastawionego stołu i naobrażać Bogu ducha winnego człowieka. Do mnie podszedł z respektem, gdyż jak się później okazało, ma mnie za funkcjonariusza służb specjalnych. Prawdopodobnie przez czarne samochody, które czasem pod naszym domem parkują.

Napięcie jest takie, że coraz więcej ludzi nie chce mieć z ogólnopolską nawalanką nic wspólnego. I można to właściwie zrozumieć, bo nie każdy musi chcieć mieć z nią coś wspólnego.

Ale ludzie, którzy nie chcą się angażować w ogólnopolską politykę, mogą na te wybory spojrzeć w inny sposób. Otóż startuje w nich wielu samorządowców. Takich, których nie sposób z ich stanowisk odwołać. Takich, których efekty pracy dla lokalnych społeczności są co najmniej dyskusyjne. Których ostatnim dniem pracy w samorządach może być dzień pierwszego posiedzenia Sejmu. W Lubuskiem przykładem kogoś takiego jest pani marszałek Elżbieta Anna Polak, znana w całej Polsce ze sprawy rtęci w Odrze, afery WORD czy próby wywoływania paniki podczas akcji gaszenia pożaru nielegalnego składowiska w Przylepie pod Zieloną Górą. A regionalnie - z dziesiątek innych spraw. Sam poważnie rozważam oddanie na nią głosu. Polski parlamentaryzm jest dziś na takim poziomie, że trudno sobie wyobrazić, że coś mogłoby mu bardziej zaszkodzić. Ratujmy więc nasze małe ojczyzny, sprzątajmy samorządy, wysyłając co lepsze kwiatki na Wiejską.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.