Zofia Gołubiew drobiazgi kultury: „sur. z bur.”

Czytaj dalej
Zofia Gołubiew

Zofia Gołubiew drobiazgi kultury: „sur. z bur.”

Zofia Gołubiew

Szanowni Państwo, przed tygodniem rozmawialiśmy o jedzeniu, a właściwie o tym, jaką przesadą jest przywiązywanie do tego tematu zbyt wielkiego znaczenia, fetyszyzowanie go. Dzisiaj o jeszcze jednym aspekcie tej sprawy.

Zaobserwujcie Państwo, jak w niektórych restauracjach wygląda karta dań i co zawiera. Bywa oprawna w skórę ze złoceniami, w drewniane lub metalowe okładki, wydrukowana stylizowanym, fantazyjnym pismem dwubarwnym na papierze jakby czerpanym, niemal na pergaminie, przewiązana ozdobnym sznurkiem, wzbogacona pieczęciami jak jakiś ważny dokument.

A treść? Wszystkie dania są „wykwintne”, „wybitne”, „wyjątkowe”, „znakomicie skomponowane”, podawane z czymś tam „aromatyzowanym, na bazie…” czegoś tam. To nie jest zupa, lecz „arcydelikatny, puszysty krem”. Nie są to np. zrazy, kotlety czy jakaś ryba, lecz „kompozycja smaków”, coś tam „na pierzynce z…” czegoś lub „pod smakowitą kołderką…”, i - oczywiście - „wzbogacone delikatną nutą…” jeszcze czegoś innego.

Niektóre sformułowania są po prostu śmieszne (mógłby je znakomicie wykpić jedynie Michał Rusinek), bo pretendują do bycia niemal poezją. A wszystko razem nie jest takim czy innym daniem, lecz „wytworem wyrafinowanej kuchni”, a wizyta w restauracji nie polega na zjedzeniu obiadu, lecz na przeżyciu „kulinarnej przygody”.

Wiem, że się czepiam, ale wspólnie z Państwem tropimy przecież od dawna wszelkie przejawy śmieszności, grubej przesady, gdyż niewiele ma to wspólnego z kulturą. Dodam dla sprawiedliwości, że - oczywiście - godna pochwały jest elegancja i stosowanie zasad estetyki nawet przy sporządzaniu menu, śmieszą mnie tylko te „nuty”, „pierzynki”, „kołderki”. Ale niech tam: byle ta kulinarna „poezja” była adekwatna do jakości potraw, wówczas taka restauracyjna „przygoda” usatysfakcjonuje nas wystarczająco.

A czy przypominacie sobie Państwo, jak było w PRL-u? Karta dań ledwie czytelna, bo pisana na maszynie przez kalkę na wielu przebitkach, albo też ołówkiem kopiowym, często rozmazanym, bo coś chlapnęło. A na ówczesne menu składały się: „grzybowa z klusk.”, „żurek z kiełb.”, „mielony wiep.-woł.”, a do tego „sałatka z ogór. kisz.”, „sur. z bur.”, „sur. z kap. kisz.” i tym podobne przysmaki.

Do dziś nie wiem, dlaczego nie mogli pisać całych słów: jakaś oszczędność? Ale na czym? Niezależnie jednak od tej przaśnej formy treść, czyli jedzenie, bywało przecież bardzo pyszne.

Smacznego!

Zofia Gołubiew

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.