Źle się dzieje w DPS-ie w Borzęcinie
Brak rehabilitacji, pracownicy zwalniani za przejawy empatii wobec pensjonariuszy - taki obraz DPS-u w Borzęcinie (powiat brzeski) wyłania się z opowieści mieszkańców i części personelu. Druga strona oficjalnie wstrzymuje się od komentarzy, nieoficjalnie winę za kłopoty zrzuca na pensjonariuszy. Obojętnie kto ma rację, gołym okiem widać, że w ośrodku nie dzieje się dobrze.
Regionalne Centrum Rehabilitacji i Pomocy Społecznej (RCRiPS) - taką nazwę nosi Dom Pomocy Społecznej w Borzęcinie.
- W praktyce z tą rehabilitacją nie jest różowo - mówi podopieczny DPS-u Marek Garbula. - Ja nie byłem rehabilitowany przez dłuższy czas, mimo zaleceń lekarza. Kiedy rehabilitantka, która pracowała w DPS-ie, poszła na zwolnienie, przez ponad dwa miesiące nie było w ogóle rehabilitacji. Nową rehabilitantkę przyjęto dopiero na dzień przed kontrolą z Urzędu Wojewódzkiego.
Kontrola odbyła się 3 grudnia i podobno nie była zapowiedziana. Pan Marek nie jest jednak jedynym pensjonariuszem, który w to powątpiewa.
- Jakiś tydzień przed kontrolą znacznie poprawiło się jedzenie, a tuż po niej wszystko wróciło do „normy” - opowiada Roman Krucewicz, a siedzący obok niego inni mieszkańcy DPS-u przytakują.
Jedzenie jest kolejnym punktem zapalnym. I pomijając fakt, że cześć mieszkańców skarży się na jego jakość czy smak, problemem ma być wielkość porcji. Wiele osób ma odchodzić od stołu głodnych.
Z dalszej części tekstu dowiesz się:
- Dlaczego mieszkańcy DPS-u chodzą głodni?
- Jak wygląda eksmisja z takiej placówki?
- Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami budynku w Borzęcinie?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.