Zbaraska epopeja. Rzeczpospolita przeciw kozacko-tatarskiej nawale

Czytaj dalej
Fot. wikimedia
Paweł Stachnik

Zbaraska epopeja. Rzeczpospolita przeciw kozacko-tatarskiej nawale

Paweł Stachnik

22 sierpnia 1649 r. zakończyło się oblężenie Zbaraża. Obrońcy sześć tygodni opierali się wielokrotnie liczniejszym siłom kozacko-tatarskim. Obrona przeszła do legendy.

W 1649 r. wybuchłe rok wcześniej powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego obejmowało już całą Ukrainę. To, co wydawało się kolejną kresową ruchawką niespodziewanie dla wszystkich zmieniło się w wielki ruch kozacko-włościański skierowany przeciw Rzeczypospolitej. Pod sztandary Chmielnickiego ściągały dziesiątki tysięcy mołojców i chłopów, by walczyć z polskimi panami, księżmi i Żydami i usunąć ich z Ukrainy.

Załagodzić konflikt

Chmielnicki dostrzegł, że ma szansę na coś więcej niż tylko poprawienie sytuacji Kozaków. Na horyzoncie zamajaczyło mu najpierw półniezależne księstwo Ruskie w ramach Rzeczypospolitej, a potem zupełnie niezależna Ukraina. W tym celu rozbudowywał wojsko, ściągał podatki, a do sąsiednich państw – - Turcji, Moskwy i Siedmiogrodu - wysyłał posłów z propozycją antypolskiego sojuszu.

Tymczasem Rzeczpospolita reagowała na ukraińskie wydarzenia w zadziwiająco nieudolny sposób. Armia koronna poniosła trzy kompromitujące klęski pod Żółtymi Wodami, Korsuniem i Piławcami. 20 maja 1648 r. zmarł król Władysław IV Waza, który gdyby żył na pewno nie dopuściłby do takiego rozwoju wypadków. Nowym władcą wybrano jego brata Jana Kazimierza, człowieka na pewno mężnego i wojskowo zdolnego, któremu jednak wielu historyków zarzuca małość charakteru.

Jan Kazimierz i kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński byli zwolennikami polubownego załatwienia konfliktu. Uważali, że wszystko da się jeszcze załagodzić. W lutym 1649 r. poselstwo od króla zawiozło Chmielnickiemu sztandar i buławę, uznając go oficjalnie hetmanem zaporoskim. Próba kupienia buntownika nie do końca się jednak udała, bo po zakończeniu w maju rozejmu oddziały kozackie przystąpiły do ataków i wojna rozgorzała na nowo.

Wobec tego król nakazał trzem regimentarzom wyruszyć z wojskiem przeciw Kozakom. Regimentarze ci - kasztelan bełski Andrzej Firlej, kasztelan kamieniecki Stanisław Lanckoroński i podczaszy wielki koronny Mikołaj Ostroróg - byli ludźmi zacnymi, ale niezdecydowanymi i bez większego autorytetu.

Działania na Ukrainie prowadzili chaotycznie i bojaźliwie, choć na początku odnieśli kilka sukcesów. Dobra passa trwała do czerwca, gdy wobec wiadomości od nadciąganiu głównych sił Chmielnickiego regimentarze rozpoczęli odwrót. Zatrzymali się pod Zbarażem i założyli tam obóz. Nastroje wśród wojska nie były dobre. Szerzyły się dezercje, brakowało ducha walki.

Przybywa książę

Nadzieją dla regimentarzy był książę Jeremi Wiśniowiecki. Ten kresowy magnat zasłynął ze skutecznej i brutalnej walki z Kozakami i był zwolennikiem utopienia buntu we krwi. Jego przybycie do Zbaraża podniosłoby morale obrońców i dało im doświadczonego wodza. Po Wiśniowieckiego wysłano więc kasztelana Lanckorońskiego. Książę dał się namówić i 9 lipca przybył do obozu ze swoimi siłami. Witano go uroczyście i oferowano buławę regimentarską, której przyjęcia jednak odmówił.

Miasto Zbaraż leżało na Podolu bisko Tarnopola. Z trzech stron otoczone było stawami i rzeką Gniezną, co dawało dobre warunki do obrony, natomiast od południowego zachodu dostęp do niego był wolny. Tę stronę umocniono więc drewnianym ostrokołem i fosą. Tuż obok miasta, po drugiej stronie Gniezny, stał zamek należący niegdyś do Zbaraskich a teraz do Wiśniowieckich. Zamek miał nowoczesne fortyfikacje w stylu holenderskim: kamienno-ziemne wały wysokie na 12 m i szerokie na 20 m z bastionami na rogach. Z kolei obóz na planie sześcioboku założono na południe od zamku i miasta. Otaczały go ośmiokilometrowe ziemne wały łączące się z pozostałymi umocnieniami w jeden system.

Załoga liczyła około 10 tys. żołnierzy i kilka tysięcy czeladzi. Tworzyły ją oddziały regimentarzy oraz chorągwie przyprowadzone m.in. przez Aleksandra Koniecpolskiego, młodych książąt Wiśniowieckich: Dymitra i Konstantego oraz Marka i Jana Sobieskich. Dowództwo sprawowali regimentarze, jednakże przy współudziale (i jak się okazało decydującym głosie) Wiśniowieckiego. W twierdzy brakowało odpowiedniej żywności, paszy dla koni oraz wody (była tylko jedna studnia).

460 tysięcy ludzi

10 lipca pod Zbaraż nadciągnął Chmielnicki w towarzystwie swojego sojusznika, chana krymskiego Islama III Gireja. Przyprowadzili ze sobą wielkie siły, których liczebność w zależności od źródeł waha się od 50 do aż 460 tys. ludzi! Współcześni historycy sądzą, że było to 100-150 tys., co i tak dawało oblegającym miażdżącą przewagę. Napastnicy bez większych przygotowań ruszyli do szturmu, licząc że samą masą zaleją Zbaraż.

Polski obóz został ostrzelany z armat, a następnie do ataku ruszyły tłumy Kozaków i chłopów. Okazało się wtedy, że nie tak łatwo pokonać dobrze zmotywowanych obrońców. W zaciętych walkach szturm został odparty, a Chmielnicki musiał zmodyfikować swoje plany.

Usypano stanowiska dla armat i rozpoczęto bombardowanie. 13 lipca odbył się szturm generalny. Kozacy zaatakowali w kilku punktach, dookoła obozu z wyciem krążyli konno Tatarzy. Na prawym skrzydle, gdzie dowodził Wiśniowiecki, napastników dość łatwo odparto. Gorzej było na lewym, gdzie dowodził regimentarz Firlej. Kozacy pędzili tam przed sobą jeńców, którzy musieli zasypywać fosę, a napastnikom udało się wedrzeć na wały. Z pomocą Firlejowi przybył Wiśniowiecki ze swoimi ludźmi, który wyparł Kozaków. W dodatku na cofających się mołojców wypadł zza wałów Marek Sobieski (starszy brat Jana) na czele chorągwi jazdy i wyciął wielu z nich. „Leżał trup na trupie, w niektórych miejscach na chłopa wysoko” - zapisano.

Bunt stopnieje

Po dwóch nieudanych szturmach Chmielnicki przystąpił do oblężenia. Kozacy otoczyli polski obóz systemem okopów i stanowisk artyleryjskich i zaczęli drążenie aproszy zmierzających w kierunku murów. Zbudowali też wieże oblężnicze zwane hulajgrodami. Ostrzeliwali polskie pozycje, a co jakiś czas przypuszczali kolejne ataki. 17 lipca we mgle podeszli pod częstokół chroniący miasto i zaczęli go rąbać. Dopiero jakiś żołnierz zmierzający do miasta zauważył niebezpieczeństwo i podniósł alarm. W gwałtownej walce piechota, mieszczanie i zebrani w Zbarażu polscy chłopi odparli napastników. Polskie dowództwo doszło do wniosku, że obóz został wytyczony zbyt szeroko, więc cztery razy zmniejszano go, cofając się i sypiąc nowe wały i fosy.

19 lipca Kozacy przypuścili atak przy użyciu 14 hulajgrodów. Ruchome wieże zbliżały się do murów, a z ich platform prowadzono ostrzał. Atak był poważny, a regimentarze zastanawiali się nad opuszczeniem obozu i wycofaniu się do zamku. Sprzeciwił się temu stanowczo Wiśniowiecki. Walkę przerwała ulewa. W nocy na przedpole wyszła polska wycieczka licząca kilkuset ludzi, która cicho podeszła do wież, wybiła strażników i puściła je z dymem.

Kozacy bardzo umiejętnie prowadzili działania inżynieryjne. Coraz bardziej przybliżali się do murów, sypali coraz wyższe wały dla armat i nieustannie ostrzeliwali polski obóz. Pod koniec lipca sytuacja stała się ciężka. Zaczęło brakować żywności i amunicji, szerzyły się zdrady i dezercje. Rozpaczliwie wyczekiwano odsieczy. Na początku sierpnia do króla wysłano towarzysza husarskiego Mikołaja Skrzetuskiego z prośbą o pomoc. Skrzetuski w przebraniu chłopa dotarł do króla.

Ten rzeczywiście nadciągał z odsieczą, ale prowadził zaledwie 15 tys. żołnierzy. Władca prowadził wyprawę w sposób niezdecydowany. Nie wierzył w informacje, że pod Zbarażem jest chan z całą ordą. Był przekonany, że nie potrzebna będzie walka z Chmielnickim, bo „bunt jak śnieg od pańskiego majestatu stopnieje i u nóg królewskich się rozpłynie”.

Wymuszona ugoda

15 sierpnia 1649 r. wojska królewskie zostały zaskoczone podczas przeprawy przez Strypę pod Zborowem przez siły kozacko-tatarskie dowodzone przez chana. Doszło do bitwy, w której słabsza strona polska nie dała się pobić, ale straciła 2 tys. ludzi. Było jasne, że w następnym starciu czeka ją klęska, a król może dostać się do niewoli. Postanowiono wobec tego zaproponować pertraktacje chanowi. Ten z kolei zrozumiał, że leżące w zasięgu ręki całkowite rozbicie sił polskich oznaczać będzie wzrost siły Chmielnickiego, a tego sobie nie życzył. W interesie ordy było wspieranie raz jednej, raz drugiej strony.

Dlatego Islam III Girej postanowił wymusić ugodę na Chmielnickim, do której ten wcale się nie kwapił. Strona polska nie miała wyjścia i zgodziła się na dość upokarzające warunki. Rejestr kozacki zwiększono do 40 tys. W trzech ukrainnych województwach (kijowskim, bracławskim i czernihowskim) urzędy miała obejmować szlachta prawosławna, miały one też być wolne od wojsk koronnych, Żydów i jezuitów. Do senatu miał wejść prawosławny metropolita kijowski.

Obie strony z bólem serca zaprzysięgły ugodę. Chmielnicki 22 sierpnia przerwał oblężenie. W nocy 26 sierpnia przetrzebiona i wymęczona załoga wyszła z obozu i ruszyła na zachód. Obrona trwała sześć tygodni, odparto 20 szturmów, urządzono 75 wycieczek, zginęło około 3 tys. ludzi, co najmniej drugie tyle zmarło z głodu, ran i chorób. Obrona stała się sławna, a prawdziwą nieśmiertelność zapewnił jej Henryk Sienkiewicz barwnym opisem w „Ogniem i mieczem”.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.