Takich doczekaliśmy się czasów, że my wyborcy nie mamy prawa głosu na sesjach. Prawie jak w państwie totalitarnym - mówi z zażenowaniem Danuta Styś, mieszkanka Żar, działająca w stowarzyszeniu Eko-Lubusz.
Przez ponad 20 lat w programach sesji w Żarach istniał punkt, w którym po wyczerpaniu porządku obrad, głos mogli zabierać mieszkańcy. Oczywiście w ważnych sprawach i stosownym było zgłoszenie tego wcześniej przewodniczącemu rady miejskiej. To była ogólnie przyjęta norma. W innych miastach też to praktykowano, np. w formie tzw. kwadransa obywatelskiego. Nigdy dotąd, nikt nie odważył się zamknąć ust mieszkańcom. W Żarach zrobiono to w lutym.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.