Zabłocki i Mozil siedzą na ławeczce. "Bo to dobry lek na deprechę"

Czytaj dalej
Fot. Materiały prasowe
Katarzyna Kachel

Zabłocki i Mozil siedzą na ławeczce. "Bo to dobry lek na deprechę"

Katarzyna Kachel

Są tak różni, że aż podobni. A może wcale nie ma między nimi tak wielu niedopasowań. Współpracują od kilkunastu lat, w piątek zaśpiewają razem w koncercie Premiery w Opolu. Piosenkę o przyjaźni pod tytułem „Ławeczka” napisał Michał Zabłocki, poeta i autor tekstów piosenek, mający na koncie przeboje Grzegorza Turnaua (m.in. „Cichosza”, „Naprawdę nie dzieje się nic”, „Bracka”) i Czesława Mozila („Maszynka do świerkania”). I z „Ławeczką” przyszedł do Czesława Mozila, piosenkarza, autora tekstów, kompozytora, muzyka, akordeonisty.

Czy mężczyźnie trudno jest powiedzieć, że „z nim nie halo”?
Michał: To zależy. Są tacy, co całe życie marudzą i narzekają na siebie i świat, ale są i tacy, którym to przez gardło nie chce przejść i strugają chojraków.
Czesław: Wydaje mi się, że my, polscy mężczyźni, bardzo powoli się uczymy mówić głośniej o swoich emocjach, ale idzie nam to coraz lepiej.

Z czego wynika to „powoli?”. Przyznanie się, że bywa marnie czy krucho, jest u was oznaką słabości?
Czesław: Mnie w Danii uczono w szkole, że to twoja siła przyznawać się do swoich błędów, słabości i niewiedzy. No i zamieszkałem u nas w Polsce i zmierzyłem się z inną rzeczywistością.
Michał:Ja zawsze staram się najpierw szukać dobrych elementów i o nich mówić. Jeżeli już opowiadam o jakichś złych, to albo w duchu „Słuchaj, ale niezła afera”, albo w duchu „Słuchaj, ale piękna katastrofa”.

Tytułowa „Ławeczka” to opowieść o przyjaźni męskiej, takiej, która sprawdza się w trudnym momencie. Macie takie relacje w swoim życiu?
Michał: Ja mam. Jestem od wielu lat zaprzyjaźniony z Piotrem Ciackiem, moim kolegą z liceum, z którym już wtedy chodziliśmy na ławeczkę i któremu tę piosenkę dedykuję. Piotr to moja ostoja w wielu sytuacjach życiowych. Ale chyba i ja bywam dla niego czasami psychicznie pomocny.
Czesław: Także mam kilka bardzo mi bliskich osób jeszcze z dzieciństwa, do których zawsze mogę zadzwonić, zawsze powiedzieć prawdę i nie boję się, że zostanę osądzony. Mimo że rzadko się widujemy, możemy na siebie liczyć. Cenię sobie taką przyjaźń, która jest oazą spokoju.

Co jest dla was lekiem „na deprechę”?
Michał: Dla mnie chyba w pierwszej kolejności pisanie. Zeszyt to wspaniały przyjaciel. muszę wspomnieć też o najbardziej naturalnej ostoi, jaką jest żona, dzieci, rodzeństwo i w ogóle rodzina. Bardzo blisko się trzymamy. Ale są takie tematy, że nie ma jak przyjaciele.
Czesław: Będę trochę nudny i oprócz wszystkiego, co Michał już opisał, czyli twórczość, rodzina i przyjaciele, sięgam czasami także po rzeczy, które mi pomagają, ale o których tutaj nie wypada wspominać. Prawda jest taka, że każdy radzi sobie po swojemu.

Czy to przypadek, że właśnie taką piosenkę nagraliście razem?
Czesław: Jestem szczęśliwy, że Michał mnie zaprosił do właśnie tej piosenki, bo naprawdę czuję, że wyszło coś pięknego, ważnego, a także lekkiego, choć porusza tak ważny temat.
Michał: Nie ma przypadków. Jak się piosenka zaczęła klarować w studiu, to znaczy jej brzmienie i charakter, to poczułem, że powinna być śpiewana przez męski duet. I od razu pomyślałem o Czesławie. Ale wysłałem mu ją na luzie, tak do posłuchania. I dopiero kiedy poczułem, że mu się naprawdę podoba, zaproponowałem wspólne śpiewanie. Prawdę mówiąc, trochę wątpiłem, czy się zdecyduje, ale postanowiłem zaryzykować.

Wasza współpraca zaczęła się dobrych kilkanaście lat temu. Co was połączyło oprócz gustu muzycznego?
Czesław: Ja bez dwóch zdań zawdzięczam mój powrót do Polski Michałowi. Na pewno było jeszcze wiele innych czynników, ale najważniejszym sprawcą był jednak Michał. To on wpadł na backstage do mnie po pewnym koncercie w Krakowie i zaprosił do współpracy, co finalnie poskutkowało płytą „Debiut” w 2008 roku. Wydaje mi się, że nam się dobrze współpracuje, bo po prostu z nami się dobrze współpracuje.
Michał: Jesteśmy tak maksymalnie różni, że aż podobni. Zresztą chyba nie aż tak bardzo różni, bo obaj bardzo aktywni i uparci. Jak sobie coś umyślimy, to walczymy o to do upadłego. Mamy też chyba jakiś taki wspólny zmysł społeczny. Ja robię bardzo dużo różnych projektów edukacyjnych, promujących czytelnictwo i pisanie, no i prowadzę jedyną w Krakowie sekcję szabli sportowej. A Czesław ma Grajków Przyszłości, czyli projekt muzyczny, który realizuje ze szkołami muzycznymi. Staramy się nawzajem wspierać w tych działaniach. Ja na przykład piszę teksty dla Grajków, a Czesław czasami występuje w małych księgarniach dla dzieci i nie tylko.

Michał, czy ty się stresujesz przed występem na tak dużej scenie?
Michał: Nie wiem jeszcze, bo to będzie pierwszy taki występ. Powiem ci, jak będzie po wszystkim. Na razie nie mam czasu na stres, bo po drodze fura innych działań, też dość stresujących, jak na przykład zawody szablowe moich wychowanków, a także moje własne, no i ciągłe starcia z Polskim Związkiem Szermierczym, który robi, co może, żebym dał sobie spokój z działalnością społeczną. Ostatnio znikły mi wszystkie profile i strony na Facebooku. Przy tym wszystkim nawet występ na stadionie to miły epizod rozrywkowy. I tak go traktuję.

Czesławie, jak to jest śpiewać z kolegą, który w śpiewaniu stawia pierwsze kroki?
Czesław: To wielki zaszczyt i przyjemność. Wydaje mi się, że to jest piękna historia artysty, który często stał z tyłu, pisząc dla innych, nagle postanawia wyjść sam na scenę, na pierwszą linię. To bardzo motywująca opowieść i jak opowiadam swojej publiczności o Michale Zabłockim i naszym duecie, ludzie są tego bardzo ciekawi. Jak puszczam piosenkę „Ławeczka” i widzę reakcje swojej publiczności, wiem, że coś magicznego się w tym utworze wydarzyło.

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.