Wysoki status manifestuje się dziś poprzez zapracowanie i brak czasu wolnego - mówi prof. Małgorzata Bogunia-Borowska, socjolog z UJ

Czytaj dalej
Fot. Joanna Urbaniec
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Wysoki status manifestuje się dziś poprzez zapracowanie i brak czasu wolnego - mówi prof. Małgorzata Bogunia-Borowska, socjolog z UJ

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Wrzesień to trudny miesiąc. Po wakacyjnej i urlopowej przerwie niełatwo wrócić do codziennych zajęć i pracy. W jakim rytmie żyją współcześni Polacy? Co nas motywuje do działania i na czym polega efekt świeżego startu? - pytamy prof. Małgorzatę Bogunię-Borowską, socjologa, kulturoznawcę i medioznawcę z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego

Lubi pani poniedziałki?

I tak, i nie. Jedne poniedziałki są pełne dobrych zdarzeń, inne mniej udane. Naturalnie chętniej wracamy do pracy, którą lubimy, do miejsca, gdzie dobrze się czujemy i gdzie wykonujemy czynności, które nas satysfakcjonują. Miejsc, gdzie współpraca z innymi dobrze się układa, panuje życzliwa atmosfera i praca ma sens. Niechętnie natomiast wracamy tam, gdzie czeka na nas stres, obowiązki, które nudzą, i gdzie czujemy, że nasza praca nie jest doceniana. W tym sensie, czy to jest poniedziałek, wtorek, czy inny dzień tygodnia, nie ma to większego znaczenia.

Lubię rytm pracy i poniedziałkową gotowość do wykonywania zadań. To takie przełączenie się w tryb aktywności wymagającej dużej koncentracji.

Nie można stanąć przed grupą studentów i być w złej kondycji w poniedziałek, a dobrze pracować dopiero od wtorku.

Dla wielu osób najgorszym dniem jest poniedziałek. Piszą o tym piosenki, kręcą filmy, a memy z hasłem „nie lubię poniedziałku” mają setki polubień. Z czego mogą wynikać preferencje dotyczące poszczególnych dni tygodnia?

Przytacza pani tytuł komedii Tadeusza Chmielewskiego „Nie lubię poniedziałku” z 1971 roku. Ten dzień jest tam przedstawiony jako feralny, wiele spraw nagle się piętrzy, ale ostatecznie dla wielu bohaterów kończy się pozytywnie. Nasze sympatie dotyczące dni tygodnia mogą być zależne od wielu czynników, na przykład od wykonywanego zawodu. Dla aktora sobota i niedziela oznaczają pracę w teatrze, a nauczyciel ma wtedy wolne. Lekarze mający dyżury w szpitalach w niedzielę z ulgą przyjmują poniedziałek. W wielu krajach Unii Europejskiej, na przykład we Francji, poniedziałek jest dniem wolnym od pracy dla pracowników urzędów państwowych. Pracownicy poczty pracują w sobotę, ale w zamian mają wolny poniedziałek.

Dzień ten jest raczej w potocznym znaczeniu traktowany jako umowna cezura pomiędzy dniami wolnymi od pracy zawodowej a odpoczynkiem, choć jest to raczej symboliczne, gdyż nie wszystkie profesje wpisują się w ten schemat.

Czy praca i czas wolny zawsze nadają rytm naszemu życiu?

W historii rozwoju społeczeństw podział na czas pracy i czas wolny jako odrębne kategorie pojawił się stosunkowo późno. Opisał go dopiero Thorstein Veblen w „Teorii klasy próżniaczej”, wskazując zresztą na istnienie dwóch rodzajów klas społecznych: klasę pracującą i klasę próżniaczą. Przy czym próżnowanie, które ma wskazywać na pozycję społeczną, wiązało się z całym zestawem aktywności, które można było lub nie można było podejmować. Wskazanie na istnienie pracy i czasu wolnego spowodowało, że te dwie kategorie zaczęły wyznaczać rytm życia człowieka w czasach nowożytnych.

A co z zabawą? Rozrywkami? Przyjemnościami?

Istnieje koncepcja polskiego socjologa Floriana Znanieckiego opisana w książce „Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości” z 1934 roku, w której wyróżnia on model pracy i zabawy. Pierwszy obszar charakteryzował jako miejsce bez wolności, z odtwórczą aktywnością, wykonywaniem przymusowych i rutynowych zadań. Z kolei obszar zabawy był terenem wolności, swobody, działań twórczych, podejmowanych bez przymusu. Można się zastanawiać, na ile ten podział sprzed prawie stu lat wciąż jest aktualny.

Wiele osób wykonuje także dzisiaj rutynowe zadania w pracy, gdyż taki jest charakter ich zawodów, ale z pewnością rozwój przemysłu kreatywnego, rozwój technologii, zmiana na rynku pracy, pojawienie się nowych profesji sprzyjają traktowaniu pracy w kategoriach kreatywnych i rozwojowych.

Rutyna też jest człowiekowi potrzebna?

Oczywiście. Prowadziłam badania w czasie pandemii dotyczące tego, jak ludzie w dziennikach opisywali to wyjątkowe doświadczenie, jak przeżywali ten czas. Jednym z najczęściej pojawiających się wątków była konieczność poradzenia sobie z utratą rutyny dnia codziennego. Jak pisała jedna z autorek: „Poniedziałek jest czwartkiem, wtorek czerwcem. Część dni zupełnie traci swoje nazwy. Do odwołania. Zachował się jeszcze podział na godziny, na Słońce i Księżyc. Wschody, zachody”. Utracony rytm i część zajęć były przyczyną frustracji. Bez codziennych, rutynowych obowiązków dni upodabniają się do siebie i zlewają w jedno.

Dla naszych przodków konkretny dzień tygodnia był bardzo ważny. We wtorek na przykład nie należało niczego pożyczać, a środa stanowiła idealny dzień na początek nowego przedsięwzięcia. W niedzielę trzeba było iść do kościoła, a wolno było i do karczmy. Człowiek XXI wieku także jest bardziej zmotywowany, jeśli realizację celów zaplanuje w określonym terminie?

To, co można było robić w danym dniu tygodnia lub co było zabronione, wynikało trochę z mitów i przesądów kulturowo-społecznych czy też z ludowych reguł i obserwacji. Wiele z nich utrzymało się zresztą do dzisiaj. Przykładem jest zasada mówiąca o tym, że w piątek nie rozpoczyna się nic nowego, bo „w piątek zły początek”. Bardzo silnie przestrzegają jej także współcześnie żeglarze. Wyjaśnień można szukać w chrześcijaństwie i fakcie, że jest to dzień śmierci Chrystusa, należy zatem ten dzień szanować.

Przygotowując się do dużych przedsięwzięć, zawsze można zaplanować ich początek. Może to być sobota albo urodziny.

Ślub należy brać o pełnej godzinie, w miesiącu z literą „r” w nazwie itd. Człowiek często stara się zapewnić sobie pomyślność losu.

W dzisiejszym świecie takie planowanie nie wydaje się przestarzałe, bezsensowne?

O ile nie dezorganizuje życia człowiekowi, a jedynie go uspokaja i motywuje, to należy przyjmować to ze spokojem. Inną kwestią jest, że gdybyśmy zawsze czekali z inicjatywą na przykład na początek nowego roku, trudno byłoby zrealizować różne plany.

Początek nowego roku, urodziny czy święto to nadal daty dla nas znaczące?

Żyjemy w epoce zaawansowanej technologii i mediów. Rozmaite urządzenia w sposób bardzo precyzyjny odmierzają czas, który wyd aje się dziś płynąć inaczej. Potrafimy na przykład wyłączyć się na wiele godzin, będąc w przestrzeni wirtualnej. Stąd różne aplikacje i sposoby przypominania o upływającym czasie. Pierwotnie rytm życia był związany z przyrodą. To ona nadawała sens poszczególnym fazom dnia czy roku. Podobne funkcje pełniła także religia - siedmiodniowy tydzień ma swoje źródło w stworzeniu świata opisanym w Biblii.

Wraz z rozwojem cywilizacji, podziałem pracy i odkryciem kategorii czasu wolnego pojawiały się nowe sposoby wyznaczania i zarządzania rytmem codzienności.

Zanim przyjęto prawo pracy, robotnicy spędzali w fabrykach po 12-14 godzin. Nie było podziału na pracę i czas wolny czy zabawę. Dzisiaj dodałabym jeszcze czas komercyjny. Pojawiają się nowe rytuały, na przykład niedziele handlowe, które mogą narzucać inny sposób organizacji dnia, uwzględniający zrobienie zakupów. Człowiek od zawsze wyznaczał etapy, dzielił przeszłość na fragmenty na podstawie zmian porządku społeczno-kulturowego, ekonomicznego czy gospodarczego, gdy wyraźnie zmieniał się sposób myślenia o rzeczywistości.

Warto zauważyć, że początki są też związane z nowymi ideami, wydarzeniami. Czas odmierzamy rewolucjami, katastrofami, przewrotami ustrojowymi.

Coś było przed rewolucją albo coś nastało po tragedii World Trade Center czy po katastrofie smoleńskiej. Wydarzenia, które zmieniają świat, wpływają na sposób myślenia i sposób organizacji życia społecznego, ustanawiają nowe początki w historii ludzkości. Każde takie zdarzenie to potencjalny nowy zwrot i nowy początek. W życiu danej osoby może to być czas przed i po wypadku, chorobie, narodzinach, śmierci, ślubie - wydarzeniach, które mają znaczenie dla całej rodziny.

W jakim rytmie żyją dzisiaj Polacy?

Należy to rozpatrywać z jednej strony indywidualnie, a z drugiej - uwzględnić kontekst, czas i miejsce życia człowieka. Wiele zależy od kapitału kulturowego i możliwości materialnych. Od zainteresowań, wychowania, zdrowia, zawodu. Od cyklu życia, w jakim się człowiek znajduje. Inaczej organizują swój czas ludzie młodzi, inaczej starsi. Inaczej młodzi rodzice, inaczej ci, którzy mają dzieci w wieku szkolnym, a jeszcze inaczej dziadkowie. Rolnicy żyją rytmem przyrody, ale w związku z faktem, że klimat się zmienia, próbują się zabezpieczać i dostosowywać, na przykład zmieniając uprawy. Z drugiej strony możliwości transportu i rozwój branży turystycznej umożliwia radzenie sobie z rytmem przyrody. Jeśli ktoś ma ochotę spędzić słoneczne wakacje i kąpać się w morzu w listopadzie, może polecieć w miejsce, które zapewni mu takie warunki. Można powiedzieć, że człowiek próbuje się uwolnić od rytmu przyrody. W wielu kulturach rytm nadaje religia. Praktyki religijne są bardzo istotne dla muzułmanów. Modlitwa porządkuje ich dzień. W krajach śródziemnomorskich rytm spożywania posiłków jest poważnie traktowany. Przerwa na posiłek w ciągu dnia i espresso jest bardzo ważna. Rytm wyjeżdżania na wakacje reguluje życie mieszkańców Francji, Włoch czy Hiszpanii. Dobrym przykładem zmian spowodowanych rozwojem mediów jest zmiana funkcji słynnej dobranocki, która wyznaczała rytm dnia dzieci, była sygnałem, że dzień dobiegł końca. Dzisiaj tego rytmu nie wyznacza telewizja, ale inne media. Przykładów można podać wiele.

Jednak wciąż istnieje zapotrzebowanie na odmierzanie rytmów w życiu człowieka. Gdy jedne stają się dysfunkcjonalne, pojawiają się nowe.

Istnieją dwa zasadnicze modele cyklu i przebiegu życia. D. Levinson zaproponował model hierarchiczny, sekwencyjny i kumulatywny. W jego koncepcji każdy dorosły osobnik musi przejść poszczególne stadia, które mają różne charakterystyki. Jest to zatem model cykliczny z wyraźnie zaznaczonymi cezurami. W praktyce oznacza to, że najpierw kończy się szkołę, potem studia, po uzyskaniu dyplomu rozpoczyna się pierwszą pracę, następnie zakłada rodzinę itd. Alternatywny model zaproponowali Etzkowitz i Stein, stwierdzając, że zmiany społeczno-cywilizacyjne wymagają innego spojrzenia na rozwój człowieka - bardziej poprzez spirale niż fazy. Nie trzeba kończyć jednego etapu, by zacząć kolejny.

Na życie ludzkie nie można dzisiaj spoglądać linearnie, zgodnie z modelem pór roku i sezonowości, ale jako na wieloaspektowy proces, gdzie w tym samym czasie mogą być wykonywane różne aktywności.

Początek jesieni może symbolizować nową energię, motywację i chęć zmiany?

Wszystko jest kwestią narracji i indywidualnych przekonań. Biznes najchętniej włączyłby nostalgiczne miesiące jesieni w zyskowne przedsięwzięcia. Tak się zresztą dzieje, o czym świadczą implantowane do naszej kultury święta halloween czy walentynki. Spoglądając na jesień z punktu widzenia cyklu przyrody, jest to czas zwalniania, przechodzenia w okres spoczynku. Jednak dla wielu początek jesieni oznacza nowe wyzwania zawodowe. Studenci rozpoczynają nowy etap w swoim życiu naukowym. Nauczyciele szkolni i akademiccy zapoznają się z nowymi rocznikami uczniów i studentów. Melancholia przyrody spotyka się z rozwojem zawodowym.

A jeśli człowiek potrzebuje samotności, odpoczynku, nicnierobienia?

Badacze czasu wolnego w połowie XX w. wieszczyli nadejście ery końca pracy. Rozwój przemysłowy, osiągnięcia inżynierii, nowoczesne rozwiązania miały przyczynić się do uwolnienia człowieka od nadmiaru pracy i ciągłego pośpiechu. Roztaczano wizję dobrostanu materialnego, który zapewni wszystkim warunki do godnego i spokojnego życia, a tym samym ograniczy konieczność ciężkiej i żmudnej pracy. Ludzie mieli odczuwać kryzys z nadmiaru czasu wolnego. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

Rozwój społeczny doprowadził do tego, że wysoki status manifestuje się poprzez pracę, zapracowanie i brak czasu wolnego. W takim modelu kultury i społeczeństwa naturalne rytmy życia usiłuje się zneutralizować, przeskoczyć i obejść. Nie radzimy sobie i nie jesteśmy przygotowani na katastrofy, wojny, pandemie i... śmierć. Gotowi jesteśmy raczej ciągle coś nowego rozpoczynać niż kończyć.

Brakuje nam obyczajów związanych z żałobą. Czarna opaska na ramieniu, która była symbolem żałoby i sygnałem dla otoczenia, że ktoś przechodzi przez trudny okres, jest dzisiaj nieobecna. Żałoba powinna trwać rok, aby uwzględnić jej poszczególne etapy, dać sobie czas i prawo do żalu. Tymczasem współczesna kultura jest roześmiana, jest kulturą witalności, energii, stworzyliśmy model konsumpcjonizmu, w którym wręcz trzeba się rozwijać, cieszyć, być aktywnym. A wszystko, co jest smutne, nostalgiczne, melancholijne, gdzieś odsuwamy. Kultura konsumpcyjna preferuje początki, ewentualnie zakończenia, które stanowią sukces i są powodem do świętowania. Sukces jest komercyjny, porażka - nie. Początki są optymistyczne. Zakończenia już niekoniecznie. Ewidentnie stoimy u progu zmiany systemowej o charakterze kulturowym. Pandemia i wojna zmieniły trochę sposób myślenia o nas samych, może częściej zastanawiamy się, kim jesteśmy i jaka jest nasza rola w świecie. Pojawiają się także nowe nurty oszczędzania, minimalizmu, powrotu do natury. Być może wraz z nimi pojawią się nowe sposoby porządkowania czasu. Myślę jednak, że stare sposoby - takie jak cykle dobowe, tygodniowe, roczne, wschody i zachody - nie ulegną zmianie. Koguty wciąż budzą ludzi o poranku, ale ich rolę w miastach przejęły budziki. Aplikacje przypominają ludziom o przyjmowaniu lekarstw, piciu wody, terminie wizyty u specjalisty itd.

Co nam daje życie uporządkowane, zgodne z rytmem?

Poczucie bezpieczeństwa i przewidywalność zdarzeń. W takiej sytuacji można planować i organizować wiele czynności, pozostając kreatywnym. Z analizy dzienników pandemii, o których wspominałam, wynika, że ludziom najbardziej doskwierał utracony rytm codzienności. Rutyna jest czymś, co większości z nas jest potrzebne.

Początek nowego roku kalendarzowego czy szkolnego to czas, kiedy z większym zapałem zabieramy się za osiąganie wyznaczonych celów, realizację postanowień. Zjawisko to nazwano efektem świeżego startu. Z czego wynika motywacja, którą odczuwamy, rozpoczynając jakieś działania?

Efekt świeżego startu jest związany z wyznaczeniem konkretnej daty. Wtedy człowiek bardziej się mobilizuje, chce się przygotować, ale dopingują go też okoliczności: spotkanie kolegów, koleżanek po wakacjach, wejście w nową grupę, realizacja wspólnych wyzwań. To również jest związane z kulturą konsumpcyjną - lubimy ze sobą konkurować, porównujemy się, kto zrobił więcej, kto osiągnął lepszy rezultat. U podstaw mobilizacji związanej z otoczeniem leży rywalizacja.

Efekt świeżości oznacza, że zaczynam coś od nowa, chcę uwierzyć, że wraz z konkretną datą, okolicznościami, z kontekstem, który się pojawia, uda mi się podjąć dane zadanie i lepiej je zrealizować.

Łatwiej nam coś zacząć w pierwszy dzień wiosny niż w trzeci czwartek miesiąca, chociaż obie daty oznaczają ten sam dzień miesiąca. Dlaczego wolimy konkretne dni, a nie przypadkowe daty?

Pierwszy dzień tygodnia, miesiąca, pory roku to początek nowego cyklu. To też sposób funkcjonowania ludzkiej pamięci, zapamiętywania, kojarzenia faktów. Jedynka oznacza, że zaczynamy coś nowego i łatwiej nam tę datę przyjąć niż jakąkolwiek inną. Naszą erę liczymy od pierwszego roku, nawet nie od zera. Jedynka jest cyfrą symboliczną. To kwestia myślenia w kategorii cykli. W dwutysięcznym roku obawialiśmy się pluskwy milenijnej, która miała wywołać katastrofalne skutki w systemach informatycznych. Obawialiśmy się mogącego nastąpić końca świata i odczucie to przysłoniło nawet ekscytację związaną z początkiem nowego wieku i tysiąclecia. W XIX wieku wizje przyszłości były bardzo optymistyczne. Myślano o tym, że świat będzie się rozwijał, budowano kolej, która miała ułatwić podróżowanie, sprawić, że poprawi się jakość życia człowieka. Wierzono w postęp i naukę. Dzisiaj wizje przyszłości są katastroficzne, boimy się jej. Wszystkie filmy czy seriale dotyczące przyszłości są dramatyczne, pokazują rzeczywistość, w której będzie brakowało jedzenia, ludzie będą żyć w strasznych warunkach, nastąpią katastrofy nuklearne. Za drzwiami stoi sztuczna inteligencja, która nie wiadomo, co zrobi z człowiekiem. Po raz pierwszy w historii będziemy współegzystować z istotami mądrzejszymi od siebie. Nie wiemy, co z tego wyniknie. Dlatego za bardzo nie palimy się do tej przyszłości.

Generalnie żyjemy w czasach, w których jest zdecydowanie więcej otwarć i początków. Dużo mniej mamy natomiast zamknięć. A przecież należałoby celebrować i świętować także zamknięcia, to, że coś się udało zrealizować, że zrobiliśmy projekt, wytrwaliśmy, byliśmy konsekwentni, odnieśliśmy sukces.

Tymczasem coraz więcej otwieramy nowych kart, podejmujemy różne inicjatywy, rozpoczynamy działania, ale coraz trudniej jest doprowadzić coś do końca. Warto więc cieszyć się ze spraw, które nam się powiodły, udały, a nie tylko z początków. Początek jest optymistyczny, ale nigdy nie wiadomo, czym się skończy.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.