Wszystko jest polityką. Sny o potędze

Czytaj dalej
Ryszard Terlecki

Wszystko jest polityką. Sny o potędze

Ryszard Terlecki

Pracujemy nad tym, żeby Polska 2050 (w Sejmie nazywana dwa pięćdziesiąt) „mogła wziąć samodzielnie odpowiedzialność za kraj” – powiedział Szymon Hołownia, aktualnie kandydat na premiera, wcześniej kandydat na prezydenta. Miło być kandydatem na cokolwiek, nawet gdy w wyborach prezydenckich (w pierwszej turze, bo druga była dla niego nieosiągalna) dostaje się o 30 procent mniej od zwycięzcy.

Teraz partia, która najwyraźniej marzy o tym, żeby trwać do połowy XXI wieku, co wydaje się mało realne, walczy o utrzymanie się gdzieś w okolicach 10 procent poparcia w wyborach parlamentarnych. Marzy też o tym, żeby korzystnie przykleić się do kogoś mocniejszego, ale na to wcale się nie zanosi, pozostaje więc wątły sojusz z PSL, który dzięki temu ma szansę prześlizgnąć się przez próg wyborczy. To, że nadal Polska 2050 ma wynik w okolicach 10 procent i tak graniczy z cudem, skoro jej lider, nazywany w Warszawie „królem banału”, nie potrafił dotąd wykazać się żadnym pomysłem na przekonanie przyszłych wyborców. Trudno za taki pomysł uznać krytykę programu 500 plus, który Hołownia w trosce o rodziny „które nie chcą lub nie potrzebują pieniędzy od państwa” chce zastąpić rzekomo prostym rozwiązaniem: „by państwo stworzyło im możliwość, by same zarabiały pieniądze”. To teraz te rodziny nie mają możliwości pracy i zarabiania pieniędzy? W czasach najniższego bezrobocia?

Hołownia nie chce wspólnej listy z Platformą, bo dobrze wie, że Tusk go połknie zaraz po wyborach. Wyobraża więc sobie koalicję z Platformą, a także z Lewicą, ale już po hipotetycznym zwycięstwie. Problem w tym, że dzisiejsze 10 procent w sondażach nie koniecznie przełoży się na 10 procent w wyborach, bo kto zagłosuje na partię, która szczerze przyznaje, że dopiero za 28 lat może zasłużyć na poważne traktowanie. Widocznie Hołownia nadal żyje w świecie śniadaniowych produkcji TVN, gdzie wypudrowany w charakteryzatorni gawędziarz może udawać męża stanu i gwiazdę polityki.

Kandydatów opozycji na premiera jest zresztą co najmniej kilku i nic nie wskazuje na to, aby byli gotowi zrezygnować ze swoich ambicji na rzecz Hołowni. Przede wszystkim Tusk, pracowicie ćwiczący marsowe miny, nie ustąpi ani o krok, przynajmniej do czasu, gdy kontroluje większą część Platformy. A czy Trzaskowski, który nie radzi sobie w Warszawie, nie mógłby w przyszłości lepiej sprawdzać się w roli premiera? Zabawny Kosiniak-Kamysz, któremu przyboczni pochlebcy wmawiają, że jest następcą Witosa i Mikołajczyka, także nie porzucił nadziei na powrót do poważnej polityki. Opozycyjne sny o potędze skończą się jednak w dniu wyborów, a wtedy trzeba będzie wrócić do rzeczywistości i na następne cztery lata ułożyć sobie polityczne życie.

Ryszard Terlecki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.