Wszystko jest polityką. Demokracja ponad wszystko
Pewien aktor, kiedyś nawet dość znany, wypowiedział się na temat tych, którzy nie głosują zgodnie z jego sympatiami. To zresztą moda ostatnich lat, że aktorzy, najczęściej już trochę emerytowani, którym brakuje publiczności i popularności, wypowiadają swoje błyskotliwe opinie na politycznie aktualne tematy.
Ponieważ najczęściej obracają się w środowisku niegdysiejszych celebrytów, powtarzają „salonowe” poglądy licząc, że ktoś choćby przypomni ich nazwiska. Pamiętają przecież jak to sławni i piękni, byli gośćmi wywiadów i programów, a teraz co najwyżej interesuje się nimi bulwarowa prasa przy okazji jakiegoś skandalu lub co gorsza śmierci i pogrzebu.
„Władzę zdobyli ci, którzy cynicznie wykorzystali elektorat sfrustrowanych, biednych ludzi, tych wszystkich nieszczęśników i zakompleksionych, niepotrafiących powiedzieć słowa w obcym języku, którzy zawsze byli lekko chowani pod dywan, bo wstyd było ich pokazać” – tak aktor snuje swoje wynurzenia w tygodniku, który podobnie jak i on, lepsze czasy ma już dawno za sobą.
Chce więc nam powiedzieć, że nieco ponad 40 procent głosujących, czyli około ośmiu milionów Polaków, biorących udział w ostatnich wyborach parlamentarnych, to „zakompleksieni” i „nieszczęśnicy”, których „wstyd pokazać”. On, aktor kilku, może kilkunastu ról, które należą do trochę zakurzonej już historii kina (bo o rolach teatralnych nikt dzisiaj nie pamięta), patrzy ze wstrętem z wysokości swojej sceny czy ekranu na osiem milionów swoich rodaków, „biednych” i nie znających obcych języków. On języki zna, biedny nie jest, a kompleks ma tylko jeden, bo – jak powiedział inny aktor – za granicą wstydzi się przyznać, że jest Polakiem.
A może, marzy się aktorowi, demokrację trzeba ograniczyć do publiczności, która podziela jego zawstydzenie? A co z aktorami, którzy myślą inaczej? Tu trzeba postąpić tak jak spasiona majątkami i przywilejami grupa sędziów, która chciałaby wyrzucić innych sędziów, bo wzbraniają się przed przynależnością do „nadzwyczajnej kasty”.
A może, oprócz odpowiednio dobranych aktorów i sędziów, do towarzystwa należy też doprosić wybitne głowy profesorskie, które pracowicie produkują uczone elaboraty o tym, że te osiem milionów Polaków należy poddać surowej reedukacji, a ich partię zdelegalizować i najlepiej zamknąć w więzieniach. Jak więzienia okażą się za małe to może trzeba będzie przygotować odpowiednie obozy? Wtedy dobrana i przesiana z plew intelektualna elita nadwiślańskich Europejczyków zajęłaby się przygotowaniem takich praw, które na zawsze wykluczałyby możliwość nieodpowiedzialnego głosowania „biednych ludzi” i na zawsze zapewniłyby triumf ostatecznej demokracji.