Wolno było wziąć drobiazgi - tyle, ile można unieść w ręku
Wczesnym rankiem 13 listopada 1939 roku do wielu międzychodzkich mieszkań i domostw załomotali przedstawiciele władz niemieckich: żołnierz, policjant i cywil. Przyszli z nakazem opuszczenia miejsca zamieszkania w ciągu zaledwie 30 minut. Wolno było zabrać ze sobą jedynie pościel, ubrania i drobiazgi. Tyle, ile można unieść w ręku.
Po opuszczeniu mieszkania drzwi zostały opieczętowane, a nieszczęśnikom nakazano udać się do gmachu miejscowego gimnazjum (dziś Liceum Ogólnokształcące w Międzychodzie). Tam zorganizowano prowizoryczny obóz przejściowy, pilnowany przez uzbrojonych wartowników. W klasach, na rozesłanej słomie rozlokowano po pięć – sześć rodzin.
"Przeraźliwe było to, że nie mieliśmy co jeść. Bracia chodzili po okolicznych wsiach i załatwiali, co się dało. To trochę warzyw, to garść zboża. Na święta przygotowali prawdziwą ucztę. Tego dnia każdy dostał dodatkowo bułkę" - w dalszej części przeczytasz historyczną relację Bolesława Witkowskiego.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.