Stanisław Sowa

Wojsko otoczyło wsie o 3 w nocy, żeby nikt nie uciekł. Tak rozpoczęła się Akcja „Wisła”

Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl Fot. IPN Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl
Stanisław Sowa

Z Janem Pisulińskim, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, kierownikiem Zakładu Historii Najnowszej Instytutu Historii URz, rozmawia Stanisław Sowa.

28 marca 1947 roku w zasadzce UPA pod Jabłonkami ginie gen. Karol Świerczewski. Dzień później Biuro Polityczne KC PPR podejmuje decyzję o wysiedleniu ludności ukraińskiej. Czy to był moment przesądzający o przeprowadzeniu Akcji „Wisła”?

Wysiedlenia planowano już wcześniej. Jeszcze przed zamachem na Świerczewskiego komitet bezpieczeństwa w województwie rzeszowskim stwierdził, że trzeba wzmocnić siły do przeprowadzenia akcji przeciwko Ukraińcom. Miała to być jednak operacja o dużo mniejszej skali. Dopiero w połowie kwietnia zdecydowano o zaangażowaniu większych sił.

Jakie ostatecznie siły zaangażowano?

Ok. 21 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy korpusu bezpieczeństwa. W akcję był też zaangażowany aparat bezpieczeństwa, milicjanci, ormowcy, służba ochrony kolei, wojsko ochrony pogranicza. W sumie ok. 26 tys. ludzi, nie licząc sił czechosłowackich i sowieckich, które obstawiły granicę.

Operacja rozpoczęła się 28 kwietnia 1947 r.

Działania przeciwko podziemiu rozpoczęto już 20 kwietnia, natomiast 28 kwietnia ruszyły przesiedlenia. Wojsko otoczyło wsie ok. 3 w nocy, żeby nikt nie uciekł, jak to się zdarzało podczas wcześniejszych przesiedleń na Ukrainę sowiecką. O 4 ogłoszono alarm. Przy pomocy sołtysów zbierano mieszkańców, ogłaszano komunikat o wysiedleniu i wyznaczano czas na spakowanie dobytku. Generalnie kolumny miały wyruszyć do godz. 11. Pierwszego dnia wysiedlono ponad 100 wsi.

Według jakiego klucza wysiedlano ludność?

Pierwotnie zamierzano wysiedlić, jak to określono, wszystkie odłamy ludności ukraińskiej, z Łemkami włącznie. Również rodziny polskie, które współpracowały z podziemiem ukraińskim. Na południe od Baligrodu, w najbardziej niedostępnym zakątku Bieszczadów, wysiedlenia miały objąć również Polaków. Wykazy sporządzała administracja. Głównie opierano się na strukturze wyznaniowej. To weryfikowali funkcjonariusze urzędu bezpieczeństwa. Sprawa nie była prosta, bo po 1944 roku było kilkanaście tys. osób, które zmieniły obrządek z greckokatolickiego na rzymskokatolicki, m.in. chcąc uniknąć wysiedlenia na Ukrainę sowiecką. Wśród tych osób - jak słusznie podejrzewano - byli też członkowie ukraińskiego podziemia.

Metryka chrztu w kościele mogła okazać się niewystarczająca do uniknięcia wysiedlenia?

Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl
IPN Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl

Wojsko kwalifikowało do wysiedlenia również w oparciu o dokumenty z okresu międzywojennego i okupacji. Selekcji dokonywano w punktach zbornych, do których eskortowano mieszkańców wsi. W tym czasie opuszczone domostwa były rabowane. Zdarzało się, że ludzie, którzy nie zostali zakwalifikowani do przesiedlenia, gdy wracali do wsi, zastawali splądrowane ruiny. Żeby temu zapobiec, na początku maja zdecydowano o przeprowadzaniu selekcji w wysiedlanych wsiach.

Co wysiedlani mogli z sobą zabrać?

Niewiele, zwłaszcza że brakowało koni i wozów. Rodzinom, które nie miały wozu, transport zapewniała administracja. Średnio jeden wóz na dwie rodziny. Nie pozwalało to na załadowanie większych narzędzi, zapasów ziemniaków i zboża. Zostawiano też część zwierząt hodowlanych. W trakcie tzw. selekcji prowadzono przesłuchania osób podejrzanych o współpracę z UPA. Przesłuchania były brutalne. Bito, torturowano. Przesłuchiwali funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa i wywiadu wojskowego.

Ile osób deportowano?

Od 135 tys. do 149 tys. Są różne dane. Przyjmuje się, że akcja trwała od 28 kwietnia do końca lipca 1947, chociaż ostatnie wysiedlenia miały miejsce w roku 1950.

Przesiedleńcy byli eskortowani przez wojsko do tzw. punktów załadowczych.

Tam była już opieka państwowego urzędu repatriacyjnego. Można było dostać ciepłe jedzenie, herbatę, kawę. Był lekarz. Ludzie byli umieszczani w wagonach towarowych. Zakładano, że dwie rodziny, czyli np. 6 osób, mają przypadać na jeden wagon. W praktyce jednak bardziej upychano ludzi. Był taki transport z Sanoka, który liczył aż 900 osób. Generalnie jednak w składzie liczącym 50 wagonów transportowano nie więcej niż 400 - 500 osób.

Po wysiedlonych mieszkańcach zostawały opuszczone domy i pola...

Władza zorientowała się, że zostaje istna pustynia, dlatego z czasem wprowadzono zasadę, żeby przesiedlać tylko te rodziny mieszane, którym udowodniono współpracę z UPA. Nowych osadników dopiero trzeba było zorganizować, a to też nie za bardzo się udawało, bo teren był trudny i górzysty. W dodatku Polacy wciąż obawiali się partyzantki ukraińskiej.

Można się było „wykupić” od wysiedlenia?

Próbowano. W grę wchodziły nie tylko pieniądze, ale też inne dobra, np. materiał na ubranie. Kupowano dokumenty u urzędników lokalnej administracji. Bardziej niż pieniądze liczyły się znajomości. Było mnóstwo odwołań. Z czasem wprowadzono jeszcze jeden etap weryfikacji na stacjach kolejowych.

Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl
IPN Wysiedlanie ludności ukraińskiej przez żołnierzy batalionu KBW Poznań. Fotografia z książki ”Akcja specjalna “Wisła”, wydawnictwa Libra.pl

Zdarzało się, że lokalna administracja, milicja, aparat bezpieczeństwa chciały kogoś wysiedlić, nawet jeśli nie kwalifikował się do wyjazdu?

Owszem. Mógł to być np. wiejski złodziejaszek albo też ktoś związany z opozycją. Był taki były deputowany do krajowej rady narodowej, poseł PSL Michał Głowacz, którego koniecznie chciał się pozbyć Komitet Powiatowy PPR w Przemyślu. Dwukrotnie dostarczono go na stację, ale wstawił się za nim dyrektor gabinetu ministerstwa bezpieczeństwa publicznego.

Ale trafiali się też tacy, którzy chcieli wyjechać.

Niektórzy wręcz o to błagali. Rodziny polskie obawiały się np. uznania za konfidentów i zemsty ze strony UPA. Dużo było rodzin mieszanych, ludzie byli z sobą zżyci.

Wiemy coś na temat liczby Polaków, którzy zostali wysiedleni?

Z kontroli, które Najwyższa Izba Kontroli prowadziła na Lubelszczyźnie wynikało, że nawet 10 proc. wysiedlanych to byli Polacy. Pytanie tylko, jak to liczyć. Ja szacuję w swojej książce liczbę Polaków nawet na kilkanaście tysięcy. Oczywiście tylko część z tych osób wyjechała dobrowolnie.

Wobec ludności cywilnej zastosowano barbarzyńską zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Czy było to niezbędne do rozprawienia się z ukraińskim podziemiem?

Tam, gdzie działało podziemie ukraińskie, wysiedlenie ludności rzeczywiście pozbawiło UPA niezbędnego zaplecza do prowadzenia działań. Ale np. na Łemkowszczyźnie nie było absolutnie potrzeby prowadzenia takiej operacji. Między styczniem a kwietniem 1946 roku władze sowieckie przeprowadziły u siebie operację pod nazwą Wielka Blokada. Wojsko otoczyło wszystkie wsie, odcinając partyzantów od źródeł zaopatrzenia. Przeczesywano lasy. Udało im się zniszczyć do 60 proc. partyzantki, nie wysiedlając nikogo.

Wojsko mogło rozprawić się z UPA, nie wysiedlając ludności?

Niektórzy teoretycy wojskowości wyliczają, że stosunek wojska do partyzantki powinien wynosić 10 do 1, żeby móc skutecznie zdusić jej opór. W niektórych powiatach był to stosunek nawet 25 do 1. Choć oczywiście żołnierz nie był przygotowany do działań w lesie. Nie prowadzono wcześniej rozpoznania, bo aparat bezpieczeństwa zajmował się przede wszystkim zwalczaniem podziemia polskiego. Pamiętajmy też, że na 22 powiaty zamieszkane przez Ukraińców UPA działała tylko w 8. Na Łemkowszczyźnie, na zachód od Gorlic, była tylko jedna sotnia, licząca ok. 100 partyzantów. Do tego dochodziło kilkadziesiąt osób siatki cywilnej. Pytanie zatem, po co przesiedlać aż 25 tys. Łemków, skoro do zlikwidowania była zaledwie jedna sotnia?

Bo celem akcji było też przeprowadzenie czystki etnicznej.

Tak. Np. w czerwcu 1947 r. w powiecie chełmskim wysiedlono 3 tys. ludzi, mimo iż wiedziano, że tam nie ma już zbrojnego podziemia ukraińskiego.

Niektórzy ukraińscy historycy stawiają na jednej szali ofiary Akcji „Wisła” i ofiary zbrodni wołyńskiej.

Wg oficjalnych danych, w ramach Akcji „Wisła” zabito 519 członków podziemia, czyli - jak mówiono w ówczesnej nomenklaturze - bandytów. Wśród nich z pewnością były osoby cywilne, które stawiały opór, rzucały się na żołnierzy albo też zostały zakatowane w trakcie torturowania, bo takie miały miejsce w punktach zbornych. Zdarzały się gwałty w aresztach i więzieniach, co potwierdzały kontrole. Spośród prawie 4 tys. osób, które więziono w obozie w Jaworznie, zdecydowana większość była niewinna. Tylko ok. 500 osób postawiono przed sądem. Zmarły w trakcie przebywania w tym obozie 162 osoby. Niewykluczone, że również na skutek tortur. Tak więc liczba ofiar jest nieporównywalna do liczby ofiar zbrodni wołyńskiej.

Jednak to Akcja „Wisła” stała się symbolem martyrologii ukraińskiej w Polsce.

Zapewne dlatego, że była to ostatnia akcja. Nieporównywalnie więcej Ukraińców i Rusinów zginęło w latach 1945 - 46. Do września 1946 r. wysiedlono ich ponad 230 tys. Oficjalnie dobrowolnie, ale był tzw. przymus sytuacyjny. Na wyjazdy nalegała lokalna administracja. Ukraińcy byli też zagrożeni napadami polskiego podziemia, rabunkami, obawiali się o swoje życie. We wrześniu 1945 r. w kilku powiatach, gdzie istniały silne struktury UPA, a więc leskim, sanockim, lubaczowskim i przemyskim, rozpoczęto deportacje. W 1946 r. 34 pułk płk. Jana Gerharda wysiedlił ludność wsi górnego Sanu, po prostu przepędzając ją na drugą stronę granicy. To były brutalne deportacje. Ludzie jechali całymi tygodniami. Co ciekawe, nie otaczano wtedy wsi, bo było za mało żołnierzy. A jak ktoś uciekał, to po prostu do niego strzelano.

Czy decyzja o podjęciu Akcji „Wisła” mogła być podjęta bez konsultacji ze Stalinem?

Kilkanaście lat temu w Rosji opublikowano dokument, z którego wynika, że polskie władze poinformowały Moskwę o przeprowadzeniu takiej operacji. Nie mam jednak wątpliwości, że tak duża akcja musiała mieć aprobatę Moskwy. Poza tym była ścisła współpraca z bratnimi państwami. ZSRR i Czechosłowacja obstawiły wojskami granicę, by uniemożliwić przedostanie się na ich teren oddziałów UPA.

Operacja sprzed 70 lat okazała się sukcesem komunistycznej władzy?

Można powiedzieć, że złamano kręgosłup podziemiu ukraińskiemu. Przy okazji dostarczono nowych osadników na tereny poniemieckie. Pamiętajmy, że w połowie 1947 roku większość gospodarstw na tzw. ziemiach odzyskanych była już zajęta. Przesiedleńcy trafili na gospodarstwa rozszabrowane, mniej atrakcyjne. Zagospodarowano więc resztę terenów. W brutalny sposób rozwiązano też problem mniejszości ukraińskiej, ponieważ rozproszono przesiedlaną ludność. Już w drugiej połowie lat 50. sami komuniści przyznawali, że była to niepotrzebna operacja.

Stanisław Sowa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.