Wódz nadaje. Polityczne zacietrzewienie

Czytaj dalej
Tȟašúŋke Witkó

Wódz nadaje. Polityczne zacietrzewienie

Tȟašúŋke Witkó

Gdyby zwyczajny człowiek traktował słowa polityków poważnie, wówczas byłby przekonany, że wszyscy czołowi nadwiślańscy uczestnicy życia publicznego oraz żurnaliści wspierający ich idee są agentami Putina. Jeśli moi Czytelnicy uśmiechnęli się pobłażliwie po przeczytaniu powyższego zdania, to proszę, by Państwo pomyśleli, komu jeszcze nie zarzucono w mediach działania na korzyść kremlowskiego reżimu?

Koronnym przykładem zidiocenia naszych, ponoć, elit i tytułów prasowych, które, praktycznie, nie spełniają roli przekaźników informacji, a stały się wyłącznie „dłutami” rzeźbiącymi umysły odbiorców, było napiętnowanie Mariusza Błaszczaka za złożenie Niemcom propozycji, by ci przekazali swoje zestawy przeciwlotnicze Kijowowi.

Mistrzowie zakłócania racjonalnego myślenia skomponowali karkołomną tezę pośrednio insynuującą, że szef resortu obrony, który wyszedł z racjonalnym i mądrym planem, wspiera Putina. Na nic zdały się tłumaczenia oficerów – specjalistów od obrony przeciwlotniczej – twierdzących, że zestawy Patriot będę skuteczne tylko wówczas, kiedy będą mogły razić cele nad Ukrainą, zaś na terenie Polski byłyby jedynie zbędnymi kwiatkami do kożucha. W redakcjach natychmiast zaroiło się od domorosłych strategów potępiających w czambuł pomysł ministra Błaszczaka, a następnie owo stado współczesnych Napoléonów postanowiło podzielić się tą wysublimowaną wiedzą ze swoimi wyznawcami. Szpalty gazet, ekrany telewizorów i głośniki radiowe wypluwały z siebie coraz głupsze oskarżenia, a nikomu nie przyszło do głowy, by zastanowić się, czy takie działania są bezpieczne dla Polski. Górę wzięło polityczne zacietrzewienie.

Polityczne zacietrzewienie nie pozwoliło stronie opozycyjnej stwierdzić, w świetle poznanych później faktów, że bardzo się myliła negując postępowanie polskiego wicepremiera. W sukurs Mariuszowi Błaszczakowi przyszli sami Niemcy, którzy bardzo negatywnie oceniają postępowanie Christine Lambrecht, zaodrzańskiej odpowiedniczki naszego ministra obrony. Tam, w samym Berlinie, owa polityk ma jak najgorsze notowania, dlatego – chcąc poprawić własny wizerunek – złożyła Polsce nierealną ofertę rozstawienia teutońskiej broni na jej terytorium.

Klangor wybuchł, gdyż, pomimo próśb Warszawy o dyskrecję, całe przedsięwzięcie zostało upublicznione przez stronę niemiecką. Kolejny raz musiał interweniować kanclerz Olaf Scholz, partyjny kamrat nieudolnej Lambrecht, który uspokajał wzburzonych koalicjantów rządowych. Jakby nieszczęść było mało, nasza bohaterka zwróciła się do swojego gabinetowego kolegi – ministra finansów, Christiana Lindnera – aby ten zwiększył jej pulę pieniędzy przeznaczoną na zakup amunicji dla Bundeswehry.

W upublicznionej odpowiedzi mogła przeczytać, że takowe środki są już od dawna w jej posiadaniu, tylko ona sama nie wie czym dysponuje. Lindner, przewodniczący FDP, prawie w oczy rzucił swojej koleżance z ław rządowych, że jest zwyczajnie niekompetentna i głupia, co – w ocenie autora niniejszego felietonu – znajduje całkowite pokrycie w rzeczywistości. Ubolewać należy jedynie, że polski MON nie usłyszał przeprosin, gdyż na to nie pozwoliło polityczne zacietrzewienie.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.