Tȟašúŋke Witkó

Wódz nadaje. Nuklearne déjà vu

Wódz nadaje. Nuklearne déjà vu
Tȟašúŋke Witkó

Przez półwiecze mego pałętania się po tym padole łez, drugi raz straszony jestem bombą atomową. Wiem, wiem – trochę przesadziłem, bowiem mnie osobiście nikt nie nękał owymi pogróżkami, ale pamiętam, jak Ronald Reagan groził odwetem nuklearnym kremlowskim starcom: Leonidowi Breżniewowi, Jurijowi Andropowowi i Konstantinowi Czernience.

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności trzej radzieccy sklerotycy przemieścili się dość szybko w rejon piekielnych kotłów ze smołą, a ja obserwowałem, jak Michaił Gorbaczow wdraża swoją pieriestrojkę. Już było bezpieczniej i spokojniej, a symbolem koronującym rozluźnienie światowego napięcia stała się fotografia z końca lat 80-tych XX w., ukazująca maszerującą kolumnę pojazdów wojskowych przekraczających afgańsko-uzbecki Most Przyjaźni w Termezie. Flaga Sojuza, której drzewce zatknięto na pierwszym transporterze, dawała wszystkim do zrozumienia, że ZSRR opuszcza teren kraju okupowanego przez dekadę. Kilka lat później czołgi z czerwonymi gwiazdami na pancerzach wyjechały z Polski i wszystkim wydawało się, że Europa podąży do maksymalnego dobrobytu, dzięki zarzuceniu kosztownego wyścigu zbrojeń. Niestety, ostatnie dni września 2022 r. przyniosła kolejny szantaż ze strony Moskwy ostrzegającą Ukrainę i roztaczającą nad Kijowem wizję użycia broni masowego rażenia. Nie ukrywam, że wróciły moje wspomnienia z dzieciństwa i przeżyłem coś na kształt nuklearnego déjà vu.

Nuklearne déjà vu pojawiło się dzięki słabości rosyjskich wojsk konwencjonalnych, absolutnej degrengoladzie wspierającej je logistyki, upadkowi kremlowskiej myśli operacyjno-strategicznej i przejęciu dowodzenia „operacją specjalną” przez samego Putina. Po siedmiu miesiącach wojny okazało się, że międzynarodowy bandzior, od lat podsuwający kułak pod nos każdemu niepokornemu, jest zwyczajnie słaby, a w momencie przegrywania konfrontacji zaczyna wrzeszczeć, że biegnie do domu po siekierę i wtedy dopiero nauczy wszystkich moresu. Problem w tym, że niewielu już dziś się go boi, a sygnał znad Potomaku popłynął jasny – jeśli zaczniesz grać nieczysto, spotka cię klęska, bo my mamy więcej bomb i w lepszym stanie technicznym. Naturalnie, obecna amerykańska administracja znacznie ustępuje sprawnością i determinacją tej reaganowskiej, ale pewne jest, że otoczenie Bidena nieco przystopowało zapędy moskiewskich satrapów. Teraz świat czeka na ruch Rosji.

Rosja, mam nadzieję, najprawdopodobniej stanie wkrótce nad przepaścią gospodarczą. Ogłoszona kilka dni temu mobilizacja pokazała, że nie jest prawdziwą teza, iż jej obywatele mogą jeść same ziemniaki, byle tylko ich kraj był mocarstwem. Masowe ucieczki młodych mężczyzn przed wcieleniem do wojska jasno pokazują, że manewru z zaszczepieniem w ludzkich umysłach dogmatu „wielkiej wojny ojczyźnianej” dziś nikt nie powtórzy. Owszem, wszyscy chętnie słowem wspomogą swoje wojska walczące na Ukrainie, ale na tym chcą poprzestać. Spędzanie jesiennych nocy w okopach nie uśmiecha się młodym Rosjanom, toteż na Kremlu pojęto, że wzmocnienie wojsk konwencjonalnych będzie trudniejsze niż zakładano i dlatego pojawiło się nuklearne déjà vu.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.