Tȟašúŋke Witkó

Wódz nadaje. Jeżozwierz w przeciągu

Wódz nadaje. Jeżozwierz w przeciągu
Tȟašúŋke Witkó

Dokładnie 250 lat temu, 18 września 1772 roku, Cesarstwo Rosyjskie, Królestwo Prus i Monarchia Habsburgów notyfikowały, czyli urzędowo zawiadomiły władze Rzeczpospolitej o fakcie jej rozbioru i – dodatkowo – zażądały zwołania sejmu dla przeprowadzenia cesji terytorium. Ciąg dalszy wszyscy znamy, bowiem, pomimo upływu wieków, skutki tamtych wydarzeń odczuwamy do dziś.

Nikt w Europie – wyjąwszy nieco później Napoleona, potrzebującego głównie naszych pułków jazdy – nawet palcem nie kiwnął w obronie Polski, a i owo „cesarskie kiwnięcie” finalnie rozpuściło się w gorącym słońcu Santo Domingo, niczym kawałek lodu. Nic nie poradzimy na fakt, że od ponad tysiąca lat żyjemy wpośród morza i gór – w wąskim korytarzu, który stał się pasem tranzytowym pomiędzy germańskimi równinami, a kałmucko-ruskim stepem. Cudem tylko, dzięki determinacji i poświęceniu przodków, zachowujemy wciąż naszą państwowość, stale wciągając biało-czerwoną na maszt, przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego. Ani nasza zasobność, ani charakter nie predysponują nas do powiększania terytoriom sposobem siłowym, ale – co gorsze – niekoniecznie jesteśmy w stanie samodzielnie przeciwstawić się militarnie agresywnemu sąsiadowi ze wschodu. Jedyne co możemy zrobić, to tak wzmocnić własne siły zbrojne, by nie opłacało się nas najechać. Musimy uzbroić się w sposób przemyślany i być w stanie zadać ewentualnemu napastnikowi maksymalne straty, zaś naszą koncepcję możemy nazwać postawą „jeżozwierza w przeciągu”.

„Jeżozwierz w przeciągu”, czyli państwo średniej wielkości położone w korytarzu komunikacyjnym między mocarstwami, których zakusy wciąż powodują szkodliwe zawirowania na jego terytorium, jednak kraj z kolcami tak kłującym, że żaden międzynarodowy bandzior nie waży się go tknąć. Tak, wiem – zapytają Państwo o sojusze, więc mogę tylko napomknąć, że wolę, byśmy budzili respekt własnymi czołgami i samolotami i nie musieli czekać na cudze. Marzy mi się sytuacja, w której agresywny, śmierdzący przetrawioną gorzałą pysk ruskiego niedźwiedzia będzie trzymał się na duży dystans od ogona polskiego jeżozwierza, żeby nie doświadczyć mocy jego kolców. Odstraszanie musi być głównym naszym atutem, bowiem nie stać nas na kolejne tratowanie polskiej ziemi sapogami zapijaczonych sołdatów. Musimy sprowadzać sprzęt i szkolić na nim ludzi.

Ludzie są najcenniejsi. Uszkodzony silnik nowoczesnego czołgu można wymienić na sprawny w kilkadziesiąt minut, a spalony transporter opancerzony zastąpić nowym w ciągu doby, ale pełny cykl szkoleniowy kierowcy-mechanika bojowego wozu piechoty trwa długie miesiące. Stąd wzięły się wszystkie programy mające zachęcić ludzi do podjęcia służby wojskowej, które od kilku lat są u nas rozwijane. Wieloletnie zaniedbana w tej materii, poczynione przez liberalno-socjalistyczne gabinety, mszczą się okrutnie, dlatego wicepremier i szef resoru obrony – Mariusz Błaszczak – wciąż wdraża nowe przedsięwzięcia. Co ciekawe, nie ma nawet większego sprzeciwu opozycji co do tych działań, albowiem wojna na wschodzie pozbawia wszystkich złudzeń odnośnie zamiarów Kremla. Pamiętając o naszej historii, wyciągnijmy

wnioski z przeszłości i patrzmy przychylnie na programy budujące armię. Wiemy już, że nie jest to formacja nastawiona na żadną agresję, zaś jej zadaniem będzie przyjęcie postawy „jeżozwierza w przeciągu”.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.