Wiatr historii

Czytaj dalej
Marcin Kędryna

Wiatr historii

Marcin Kędryna

Marcin, byliśmy świadkami inauguracji kampanii wyborczej - krzyknął kolega mój, Paweł, przedzierając się przez tłum w kierunku wejścia do Arkad Kubickiego, po przemówieniu Josepha Robinette Bidena Juniora, XLVI prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jakby to nie było w sprzeczności do forsowanej przez amerykanistów tezy, że tamtejsze kampanie koncentrują się na tematach wewnątrzkrajowych - trudno się z tą myślą nie zgodzić.

Usłyszałem wczoraj, że Amerykanie długo szukali miejsca na przemówienie prezydenta Bidena. Zamkowy dziedziniec odpadał - był w zeszłym roku. Rozważano plac Piłsudskiego, który tak pięknie wyglądał w telewizorach na całym świecie w osiemdziesiątą rocznicę wybuchu II wojny światowej. Niestety, prezes Jan Kowalski, w ramach przygotowań do odbudowy Pałacu Saskiego, rozkopał plac, więc nic by z tego nie było. Na plac Zamkowy, na którym w 2014 przemawiał Barack Obama, kręciła ponoć nosem ochrona. Kręciła też ponoć na ogrody przed Arkadami Kubickiego, ale wrażenie, jakie to miejsce, ten obrazek, zrobił na specjalistach od wizerunku, wymusiło na Tajnej Służbie zakasanie rękawów i zabranie za robotę.

Parę lat temu przyglądałem się z bardzo bliska przygotowaniom do jednej z wizyt prezydenta USA w Polsce. Wizyty, która się w końcu nie odbyła. Ale to akurat nie ma znaczenia. Służby Białego Domu zajmują się każdym drobiazgiem. Rozwaliło mnie, że był człowiek, który rysował storyboardy dla nadwornego fotografa, żeby wiedział, gdzie jakie na trasie prezydenta są optymalne kadry. Teraz prezydent jest inny, inne są też czasy. Nie ma tygodni na przygotowywanie wizyt. W tej sytuacji, inwestowanie tak wielkich środków, jak w przygotowanie tła dla warszawskiego przemówienia, oznacza, że to przemówienie będzie ważne, że obrazki z niego będą się pojawiać jeszcze długo. Razem ze zdjęciami z Kijowa.

Przyzwyczailiśmy się w Polsce, że ciągle ktoś w Przemyślu wsiada w pociąg i jedzie do Kijowa. Sam prezydent Andrzej Duda był na Ukrainie ze cztery razy.

Wyjazd tam głowy amerykańskiego państwa to jednak inna sytuacja. Nie będę się na ten temat rozpisywał, bo te słowa po stokroć padły. Amerykańscy prezydenci nie robili dotychczas takich rzeczy. To bardziej w naszym stylu. Amerykanie poinformowali Rosjan, że jadą przez Ukrainę, nie dając im czasu na jakąkolwiek reakcję. Jedziemy. Uważajcie. Pilnujcie się. Jeżeli coś się stanie - nie ręczymy za siebie. Innymi słowy: Amerykanie zabronili Rosjanom bombardować Kijowa. I Rosjanie nie bombardowali Kijowa.

Przemówienie w ogrodach Zamku. Ktoś mi powiedział, że liczył na jasną deklarację. Wyślemy samoloty, wyślemy rakiety. Osiemdziesiąt trzy tysiące rakiet. Że brakło konkretu. Ale to nie tak działa. Konkrety takie będzie prezentował Departament Obrony albo Departament Stanu. Tu chodziło o coś większego. Prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział, że Ukraina nie może upaść. Powiedział to w taki sposób, że można podejrzewać, że wojna na Ukrainie będzie jednym z tematów, jeżeli nie jego reelekcyjnej kampanii, to na pewno jego prezydentury. To ma po jego prezydenturze pozostać.

Pod Zamkiem Królewskim Biden tłumaczył swoim rodakom, bo to było przede wszystkim do nich skierowane przemówienie, że wojna na Ukrainie to jest amerykańska sprawa.

To dla nas, dla Polski, dla Ukrainy, dla całej wschodniej flanki NATO jest bardzo dobra wiadomość, bo przez najbliższe dwa lata, które zostały do wyborów Stany Zjednoczone będą wspierać Ukrainę. I będą wspierać nas. Gwarantują nam bezpieczeństwo. Bo my, tu w Polsce, polski rząd, polscy obywatele, są Ameryce potrzebni. Bo na nas można liczyć. Bardziej niż na innych, z którymi kiedyś Ameryka wiązała wielkie nadzieje. I to jest naprawdę coś ważnego. To, a nie problem, czy ktoś zrobił sobie zdjęcie na stojąco, siedząco. Czy spotkał się przy drzwiach do toalety. Czy półtorej minuty to dużo, a może sześć minut to mało. Czy zdjęcie to jest wyraz poparcia, czy nie jest? Czy jeżeli zdjęcia ma dziesięć osób, to wszystkie popiera, czy tylko trzy z nich?

Ludzie (piszę też, niestety, do siebie), tu się historia na waszych oczach dzieje! Bądźcie, na Miłość Boską, poważni.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.