Wcale nie jestem gorszy, robię wszystko, na co mam ochotę...
- Ograniczenia są tylko w naszych głowach i ja chcę to zmieniać - mówi 25-letni niepełnosprawny Kamil Borucki-Kiki z Głogowa. - Jestem taki sam jak inni... - dodaje.
Kamil Borucki-Kiki skończy w maju 25 lat. Ten młody głogowianin, pełen życiowych pasji, chęci odkrywania świata świetnie pływa, jeździ na rowerze i prowadzi auto. Gra w ping ponga, w piłkę ręczną siatkówkę jest świetnym zawodnikiem w darta.
I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że Kamil od wczesnego dzieciństwa jest niepełnosprawny z powodu braku górnych kończyn.
- Ale jestem taki sam, jak inni – mówi. - Montowałem okna na budowie, byłem kurierem i barmanem w pubie. Od siedmiu lat posiadam prawo jazdy i jeżdżę samochodem bez przystosowania. Zdobyłem też uprawnienia na wózek widłowy. Niepełnosprawność tkwi tylko w głowie ludzi, którzy na nas patrzą. Ja robię wszystko, na co mam ochotę i co mnie interesuje. I bardzo bym chciał, żeby już nikt nigdy nie wytykał mnie palcem tylko dlatego, że inaczej wyglądam. I chcę to udowodnić każdemu, kto ma wątpliwości.
I już to robi. Na przykład w lutym założył na Facebooku publiczny profil, na którym opisuje swoje przemyślenia, spostrzeżenia, a także zamieszcza filmiki przedstawiające jego codzienność. - Obrazy przemawiają do wyobraźni bardziej niż słowa i nie muszą być tłumaczone na różne języki świata – przekonuje Kamil. - A zależy mi, by mój przekaz dotarł do jak największej grupy odbiorców, również za granicą. Choć i tu, w Głogowie zdarzają się niewiarygodne wręcz przypadki ludzkiej głupoty – twierdzi opowiadając przykład z własnej ulicy: - Niedawno poznałem dziewczynę, która wiele lat nie wychodziła z domu. Powód był prozaiczny - matka wstydziła się córki na inwalidzkim wózku i trzymała ją w mieszkaniu. Tymczasem dziewczyna ta to chodząca skarbnica wiedzy, jest wyjątkowo inteligentna.
Zdarzyło się kiedyś, że na basenie wygrałem z reprezentantem Polski
Kiki przyznaje, że jego silna osobowość i przede wszystkim samodzielność to ogromna zasługa rodziców. To oni wspierali go w chwilach załamania, dodawali siły i wiary we własne możliwości i wszystkiego uczyli. Jednak gdyby nie zawziętość Kamila, efekty nie byłyby tak duże. - Wiadomo, że pewnych czynności musiałem się uczyć dłużej, choćby wiązania buta, ale siedziałem z nim tak długo, aż znalazłem sposób, by to zrobić – opowiada dodając, że chcieć to móc.
Samodzielność była bardzo pomocna w szkole. Owszem, bolało, gdy inne dzieci śmiały się z jego niepełnosprawności i wytykały palcami. Dziś ma jednak wielką satysfakcję, że w SP 12, do której chodził, był jedynym takim uczniem, który ukończył ją na równi z kolegami, bez taryfy ulgowej. Złościł się, gdy nauczycielka w czasie dyktanda chciała dać mu więcej czasu, a jego zeszyty do dziś pokazywane są w szkole za przykład ładnego pisma. - W szkole był pewien chłopak, który mi dokuczał i śmiał się ze mnie – wspomina. - Po latach spotkałem go pod sklepem jak wyciągał do mnie rękę po dwa złote na piwo. Powiedziałem mu, że nie dam, bo ma dwie sprawne ręce i sam może zarobić kasę, tak jak ja. Dziś mogę powiedzieć, że koleś nie dorasta mi do pięt.
Będąc nastolatkiem, po kolejnych walkach stoczonych z chorobami, Kamil przechodził rehabilitację i sporo pływał w basenie. I to właśnie na pływalni pierwszy raz poczuł, że wcale nie jest gorszy od rówieśników. – Pewnego dnia na basenie w Zielonej Górze pływałem po jednym torze, a po drugim płynął chłopak – wspomina. – Dorównałem mu tempa, a potem nawet wyprzedziłem. Okazało się, że wygrałem z reprezentantem na mistrzostwa Polski w pływaniu – śmieje się Kiki.
Kamil czuje, że to, co teraz robi jest jego życiową misją. Jest gotowy na spotkania, rozmowy i dyskusje z każdym, kto go o to poprosi. – Chcę, by ludzie zrozumieli, że nie wykorzystują swoich możliwości, albo narzekają z byle powodu – mówi. - I to jest prawdziwa niepełnosprawność, ta w naszych głowach.
Autor: Grażyna Szyszka