Warszawski „Wieniec”, czyli Polska nadal żyje i walczy

Czytaj dalej
Fot. fot. ze zbiorów IPN
Dawid Golik

Warszawski „Wieniec”, czyli Polska nadal żyje i walczy

Dawid Golik

Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ

Po agresji niemieckiej na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. Polacy musieli na nowo ugruntować swoją pozycję w koalicji antyniemieckiej. Zdawali sobie bowiem sprawę z tego, że od tej chwili niemal cała uwaga sprzyjających im Brytyjczyków skierowana zostanie w stronę Stalina. To właśnie sowiecki dyktator jawił się teraz w opi nii światowej jako realna siła mogąca powstrzymać Hitlera, a walczący w wojnie od 1 września 1939 r. Polacy musieli z jednej strony zrewidować swoją dotychczasową politykę wobec ZSRS, z drugiej zaś wykazać się dalszą przydatnością dla aliantów. Nie tylko polityczną czy moralną, jaką stanowił fakt bycia pierwszą ofiarą zbrojnej agresji niemieckiej, ale także tą w wymiarze militarnym. Wprawdzie po angielskim niebie oraz nad kanałem La Manche latali polscy lotnicy broniąc Wysp Brytyjskich przed inwazją i bombami, a w Afryce walczyli m.in. żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, ale potencjału tych jednostek nie można było w żaden sposób porównywać z Armią Czerwoną - nawet tą cofającą się latem 1941 r. i ponoszącą klęskę za klęską.

Paradoksalnie Polacy dysponowali jednak wciąż jednym atutem jako sojusznik - budowanym mozolnie od początku okupacji Polskim Państwem Podziemnym oraz koncepcją powstania powszechnego, mającego objąć swym zasięgiem przede wszystkim teren okupacji niemieckiej. Z kraju płynęły raporty o stałym rozwoju Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej, rozbudowie szeregów konspiracji, przyszłych planach działań bojowych. Przedstawiano je Brytyjczykom, oczekując realnego wsparcia dla podziemnej armii - w postaci przede wszystkim zrzutów broni, wyposażenia oraz przeszkolonych instruktorów i dywersantów. Liczono, że w przyszłości, w odpowiednim strategicznie momencie, nastąpi również przy pomocy Brytyjczyków przerzut do kraju reszty Polskich Sił Zbrojnych. Wpisywało się to w zainicjowaną latem 1940 r. przez premiera Winstona Churchilla koncepcję „podpalenia Europy” - poprzez organizowanie w podbitych przez Niemców krajach najpierw różnego rodzaju niepokojów, działań dywersyjnych czy partyzanckich, a później też jednorazowych, lokalnych powstań. Kluczowa w tych planach była działalność brytyjskiej komórki SOE - Kierownictwa Operacji Specjalnych, które pomagało przygotowywać tego typu operacje m.in. na terenie Polski, Czechosłowacji czy Norwegii.

Rozbudzone nadzieje

Po przystąpieniu do wojny ZSRS koncepcje Brytyjczyków dotyczące Europy Środkowej i lokalnych powstań zmieniły się. Ich entuzjazm do tego typu działań osłabł, widzieli jednak nadal potencjał w akcjach sabotażowych, dywersyjnych, a w ograniczonej skali także zbrojnych. Miały one być realizowane na zapleczu frontu wschodniego - w celu odciążenia sojuszniczej Armii Czerwonej, a później także ich efektem miało być wiązanie okupacyjnych sił niemieckich po otwarciu w Europie tzw. drugiego frontu. O wspieraniu ewentualnych lokalnych powstań na taką skalę, jak zamierzano pierwotnie, nie mogło być już mowy. Polacy nie zostali jednak o tym poinformowani wprost - licząc na ich bieżące działania przeciw Niemcom, pozwalano im jednocześnie na złudzenia, co do brytyjskiego zaangażowania w przyszłe walne wystąpienie zbrojne AK.

Polacy, wierząc w brytyjską pomoc w kluczowym momencie wojny, starali się doraźnie wychodzić naprzeciw oczekiwaniom aliantów i wpisywać swoje działania w proponowany przez SOE model sabotażowo-dywersyjny.

Wyraźnym krokiem w tym kierunku była m.in. aktywność elitarnego „Wachlarza” ZWZ-AK na wschód od granic przedwojennej Polski, mająca na celu dezorganizację niemieckich tyłów. Do działań tych wyznaczano m.in. pierwszych „cichociemnych” zrzuconych do kraju w ramach próbnego sezonu zrzutów między lutym 1941 r. a kwietniem 1942 r. Kolejnym zaś elementem dywersji miało być uderzenie na niemieckie transporty kolejowe już na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Spektakularnej akcji na infrastrukturę okupanta nadano kryptonim „Wieniec” - działania nastąpić miały bowiem jednocześnie w kilku punktach naokoło Warszawy, paraliżując doszczętnie ten ważny dla Niemców węzeł kolejowy. Operacja miała pokazać sprawność i szerokie możliwości polskiego podziemia, uwiarygodnić też dotychczasowe raporty na jego temat przesyłane Brytyjczykom przez Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza, a docelowo skłonić ich do zwiększenia symbolicznej dotychczas pomocy materiałowej dla AK.

Koncepcja „Wieńca” narodziła się już latem 1942 r. Od początku, ażeby uniknąć działań odwetowych, planowano ukryć jej efekty przed Niemcami poprzez skierowanie podejrzeń na sowieckie lotnictwo bombardujące lub komunistycznych partyzantów. Ostatecznie termin jej realizacji ustalono na noc z 7 na 8 października 1942 r. Wykonały ją patrole Związku Odwetu - te na prawym brzegu Wisły dowodzone przez por. Józefa Pszennego „Chwackiego”, a te na lewym przez por. Zbigniewa Lewandowskiego „Zbyszka”. Zaminowano łącznie 6 linii kolejowych, w wyniku czego trzy pociągi zostały wykolejone, a dwa tory wysadzone. Eksplozje następowały już po północy

8 października - kolejno o godz. 0:25, 0:27, dwie o 1:10 i ostatnia o 2:45. Tylko w jednym wypadku Niemcy odkryli ładunek i zdołali go rozbroić - nastąpiło to już nad ranem, o godz. 5:40, kiedy po wcześniejszych skutecznych uderzeniach okupanci zdecydowali się dokładnie sprawdzić cały węzeł warszawski. Jak zapisał w swoim raporcie dowódca AK, gen. bryg. Stefan Rowecki „Grot”: „Patrole dywersyjne (w tym dwa kobiece) wykonały zadania bojowe po raz pierwszy, w sposób zadowalający. Zniszczenie torów naprawiano w 6-11 godzin. Podejrzenia zostały skierowane na PPR i komunistów”.

Sukces okupiony krwią

Akcję pod Warszawą pozytywnie oceniało nie tylko dowództwo AK, ale też Sztab Naczelnego Wodza w Londynie oraz SOE. Brytyjczycy wskazywali, że do jej wykonania przyczynili się ludzie wcześniej przez nich przeszkoleni oraz wykorzystano sprzęt zrzucony do Polski przez alianckie samoloty. Pokazywało to, że pomoc dla polskiego podziemia - nawet ta ograniczona - przekłada się na realne działania przeciw Niemcom. Akcję zrzutową, do której alianci mieli już w tym czasie wiele dystansu, kontynuowano więc w kolejnych latach. Na dużo mniejszą skalę niż chcieli tego Polacy, ale i tak znacznie wzmacniając potencjał bojowy AK, podnosząc też morale jej żołnierzy.

W dniu 10 listopada 1942 r. nadzorujący SOE minister Roundell Palmer, w oficjalnym liście pogratulował gen. broni Władysławowi Sikorskiemu udanej akcji. Pisał: „Pan Generał pamięta zapewne, że za namową Szefów Sztabów zwróciłem się już do Niego przed kilkoma miesiącami z prośbą o wysłanie rozkazu do Dowódcy Polskiej Armii Tajnej, by zintensyfikować sabotaż kolei oraz innych środków komunikacyjnych, prowadzących do frontu wschodniego. Z informacji obecnie otrzymanych […] wynika, że te ataki odniosły ostatnio duże sukcesy. Pragnąłbym skorzystać z tej okazji, by powinszować Panu Generałowi odniesionych powodzeń i byłbym wdzięczny, gdyby Pan Generał zechciał zadepeszować do Dowódcy Tajnej Armii, wyrażając nasze podziękowania oraz nasze współczucie dla rodzin tych, którzy stracili życie w trakcie tych operacji oraz represaliach, które były ich następstwem”.

Faktem było, że akcja „Wieniec” miała swój koszt. Niemcy, zaskoczeni i przestraszeni skoordynowaną operacją, zareagowali w sposób bezwzględny - nie biorąc pod uwagę jako okoliczności łagodzących faktu, że pozostawione na miejscu dowody sugerowały dywersję komunistyczną. W dniach 15 i 16 października 1942 r. okupanci zamordowali łącznie 89 osób - więźniów warszawskiego Pawiaka. Większość z nich powieszono publicznie w pięciu różnych punktach na obrzeżach miasta, co symbolizować miało pięć wysadzonych przez podziemie linii kolejowych…

Dawid Golik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.