W Wołkowyi rządzą wilki. Nie boją się ludzi. Wójt gminy soliny prosi o odstrzał

Czytaj dalej
Andrzej Plęs

W Wołkowyi rządzą wilki. Nie boją się ludzi. Wójt gminy soliny prosi o odstrzał

Andrzej Plęs

Rodzice nie puszczają dzieci na podwórko nawet w biały dzień, bo jak wilk dużego psa w chwilę zadusi, to i z dzieciakiem sobie poradzi

W Wołkowyi psy nocami znikają spod domów, ludzie nie wychodzą po zmroku za próg, rodzice rankiem odprowadzają dzieci do szkoły. Bo w Wołkowyi wilki przestały bać się ludzi, za to ludzie zaczęli bać się wilków.

To była rzeź. Pan Andrzej w długi majowy weekend ubiegłego roku wyprowadził na pola w Bóbrce swoje stado śnieżnobiałych rasowych kóz na wiosenny popas. Przyszły wilki i w jednej chwili z 24 sztuk zostały trzy matki i cztery młode. A to była ledwie zapowiedź wilczego terroru w tej części Bieszczadów.

Właściciel agroturystycznego pensjonatu pewnie postradałby całe stado, ale w kozią hekatombę nagle włączył się niedźwiedź. Przegnał mordującą i ucztującą watahę, sam zaczął żreć padlinę, żywymi sztukami nie był zainteresowany, czym pewnie uratował życie niedobitkom.

W Bóbrce takie rzeczy się nie działy, wilki nie podchodziły, bo nie miały po co.

- Ludzie tu zwierząt nie trzymają, więc nie przychodzi, bo nie pożre - tłumaczy jedna z mieszkanek wsi. - Czasem ktoś w okolicy zobaczy jakąś sztukę, i to wszystko.

Kilkanaście kilometrów na południe od Bóbrki to już nie wszystko. W środku Wołkowyi wilk czuje się jak u siebie, w Górzance watahy w biały dzień pojawiają się na gminnych drogach.

- Sąsiad szedł asfaltem z Woli Górzańskiej do Górzanki, ledwie kilometr drogi miał, musiał się wrócić, bo mu wataha z dziesięciu sztuk drogę zastąpiła

- opowiada Leszek Sidorski.

- Musiałem go autem wieźć, bo na piechotę za nic nie chciał wracać - dodaje.

Dzieci z Woli, co idą do Pierwszej Komunii, co roku do kościoła w Górzance chodziły. Na piechotę. Teraz albo je rodzice wożą, albo w ogóle nie posyłają. Zmrok wcześnie zapada, a po zmroku wilków strach. A i w biały dzień też je widywano przy drodze.

- Tu takie rzeczy już nie od święta, tu prawie na co dzień ludzie mają wilki na podwórkach. Dawniej - opowiada Sidorski - czaiły się gdzieś pod lasem, ale nie odważyły się wejść między zabudowania, a w tym roku to już jest inwazja. Wcześniej pojawiały się na horyzoncie po jednym, po dwa, a teraz całe watahy po osiem, dziesięć sztuk łażą.

W dalszej części przeczytasz:

  • O bliskich spotkaniach ludzi z wilkami
  • O "wilczej" godzinie policyjnej
  • Jak władza z wilkami wojuje
  • Czy na wilka nie ma rady

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Andrzej Plęs

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.