W leczeniu się idziemy na rekord

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Gabriela Bogaczyk

W leczeniu się idziemy na rekord

Gabriela Bogaczyk

Przeciętny mieszkaniec Lubelszczyzny odwiedza przychodnię zdrowia 8,5 razy w ciągu roku.

Z ponad 18 mln wizyt lekarskich skorzystali w zeszłym roku mieszkańcy województwa lubelskiego. Najwięcej pacjentów przyjęli lekarze rodzinni. Udzielili w sumie 9,7 mln porad.

Natomiast do specjalistów wybraliśmy się 6 milionów razy, z wizytą u stomatologów byliśmy 2,5 mln razy. Co ciekawe, mieszkańcy naszego województwa chętniej niż inni Polacy korzystają z wizyt lekarskich. W ciągu roku odwiedzają przychodnie 8,5 razy. Daje nam to drugie miejsce w kraju, za woj. mazowieckim (8,7). Najrzadziej do lekarzy chodzą mieszkańcy regionu opolskiego i świętokrzyskiego.

- Socjologów specjalnie nie zaskakują te dane ze względu na to, że w woj. lubelskim jest nasycenie kadry medycznej. Inaczej niż na przykład w Rzeszowie. Powodem tego jest m.in. funkcjonowanie Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. W związku z tym, u nas jest lepszy dostęp do specjalistów, więc szybciej i częściej można skorzystać z porad lekarzy - zauważa prof. Włodzimierz Piątkowski, socjolog medycyny.

I dodaje, że zwiększona częstotliwość wizyt pacjentów u lekarzy jest też odbiciem struktury chorób cywilizacyjnych, które dotykają głównie osób starszych, a tych mieszka w naszym województwie więcej niż w innych regionach.

Na Lubelszczyźnie działa 1,2 tys. przychodni i prawie 400 praktyk lekarskich i stomatologicznych. Na jedną przychodnię specjalistyczną przypada 1319 osób.

- Najbardziej oblegani są lekarze kardiolodzy, endokrynolodzy i diabetolodzy, u których pojawiają się pacjenci z cukrzycą. Na bieżąco zapisujemy do chirurga czy do ginekologa - wylicza lek. med. Piotr Cioczek, zastępca kierownika przychodni specjalistycznej szpitala przy al. Kraśnickiej.

Dr hab. n. med. Lech Panasiuk przyznaje, że jest pozytywnie zaskoczony faktem, że u lekarzy rodzinnych było blisko o 4 mln wizyt więcej niż u specjalistów. - Chociaż w krajach zachodnich te różnice są jeszcze większe. I tak powinno być, że 90 proc. porad udzielanych jest w POZ. I wtedy do specjalistów trafialiby rzeczywiście chorzy wymagający opieki fachowca - uważa prof. Panasiuk, dyrektor Instytutu Medycyny Wsi.

Tym bardziej, że lekarze rodzinni udzielają szerokiego wachlarza porad. - Do poradni rodzinnych przychodzi sporo osób z infekcjami górnych dróg oddechowych, zapaleniem dróg moczowych czy problemami ze stawami i kręgosłupem. Leczymy też pacjentów z nadciśnieniem i cukrzycą typu drugiego - tłumaczy prof. Panasiuk.

Dyrektor zaznacza, że w Polsce wciąż wielu pacjentów przychodzi do lekarzy rodzinnych tylko z prośbą o skierowanie do specjalisty.
- Wynika to być z może z przyzywyczajenia Polaków do leczenia wyłącznie przez specjalistów. Lekarze rodzinni spotykają się również z deprecjonowaniem swoich umiejętności. Nic więc dziwnego, że pacjenci chcą od razu dostać się do specjalistów - dodaje prof. Lech Panasiuk.

Stąd też między innymi wynikają długie kolejki do przychodni specjalistycznych. Na przykład, żeby dostać się do kardiologa w SPSK4 albo w szpitalu przy al. Kraśnickiej trzeba czekać do końca listopada.

Kolejki ustawiają się też do gastroenterologów. W przychodni szpitala im. Jana Bożego trzeba czekać nawet do końca stycznia przyszłego roku. Najszybciej dostaniemy się w Instytucie Medycyny Wsi. Pierwszy wolny termin to koniec września. Czas oczekiwania do endokrynologa może wynosić nawet 8 miesięcy w przychodni SPSK4 przy ul. Jaczewskiego.

Długie kolejki obowiązują też dla najmłodszych. Pierwszy wolny termin do kardiologa w poradni Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego to grudzień 2018 r.

Gabriela Bogaczyk

Zajmuje się ochroną zdrowia i sprawami społecznymi.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.