W kieszeniach [FELIETON]
Zawsze zazdrościłem ludziom, którzy mają tam porządek. Wielokrotnie obiecywałem sobie, że przypiszę każdej jakąś określoną funkcję i już nigdy nie będę szukał. Wszystko na nic. Na pewno nie mógłbym być dealerem narkotykowym, bo przy każdym kliencie wyciągałbym wszystko na stół albo ukradkiem wręczał nie to, co trzeba i byłyby z tego konsekwencje. Diler musi mieć porządek, tak mi się wydaje, ja się w każdym razie nie nadaję. Już nawet nie wiem, czy tych kieszeni jest za dużo, czy za mało. Zresztą - tyle, ile ma być. Nikt w tej kwestii już niczego nie wymyśli. Będziemy latać samochodami, teleportować się, robić zakupy w dyskoncie na Marsie, a kieszeni będzie niezmiennie tyle samo. To w ogóle jest dość ciekawy materiał do rozważań: czy jest coś, co nie zmieni się nigdy? I pierwsze, co mi przychodzi do głowy to to, że kieszenie będą zawsze w tym miejscu: dwie z przodu (plus jedna malutka) i dwie na pupie. Ta wspomniana malutka kieszeń, zresztą, to pozostałość po zegarkach z dewizką i jest to jedyna kieszeń, która służy czemuś idealnie (tych, którzy myślą, że to na prezerwatywy - przestrzegam).
Próbowałem nosić spodnie z kieszeniami na udach, ale to było beznadziejne, miałem poczucie, że cały czas się o coś obijam, jestem grzechotką. Zastanawiałem się, kto nazwał je „bojówkami” - przecież gdy żołnierz się skrada i mu coś brzęczy na udach, to go zaraz wróg zlokalizuje i zastrzeli. O tym, jak te woreczki wszyte w ubrania są niezmienne, świadczy fakt, że one nawet nie mają synonimów, co mi np.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.