Viki Gabor: Mam bardzo silny charakter po rodzicach

Czytaj dalej
Fot. @puulovver
Paweł Gzyl

Viki Gabor: Mam bardzo silny charakter po rodzicach

Paweł Gzyl

„ID” – to tytuł drugiej płyty Viki Gabor. Młodziutka wokalistka z Krakowa opowiada nam przy okazji jej premiery o tym, jak pracuje się jej z dorosłymi producentami, czy była już zakochana i co sądzi o zarzutach niektórych internautów, że ubiera się zbyt śmiało jak na swój wiek.

- Wolisz rozmawiać po polsku czy po angielsku?
- Raczej po angielsku, ale po polsku też mogę.

- A z czego wynika, że tak dobrze znasz angielski?
- Mieszkałam przez osiem lat w Anglii i chodziłam tam do szkoły. Można więc powiedzieć, że wychowywałam się i dorastałam tam. Dlatego jest mi łatwiej rozmawiać po angielsku. Ale po polsku też jest spoko. Ostatnio coraz więcej mówię w tym języku, bo przecież teraz mieszkam w Polsce.

- A jak rozmawiasz z siostrą i rodzicami w domu?
- Raczej po romsku lub po angielsku. Polskiego mało używamy.

- Na twojej nowej płycie jest jednak więcej piosenek po polsku niż po angielsku. Jak to się stało?
- Na pierwszej płycie było na odwrót: więcej było piosenek po angielsku niż po polsku. I wszyscy się o pytali dlaczego. Postanowiliśmy więc zrobić teraz więcej po polsku. I cieszę się z tego, bo moi fani na pewno będą zadowoleni.

- Co jest dla ciebie najtrudniejszego w śpiewaniu po polsku?
- Dykcja. W dynamicznych piosenkach muszę szybko śpiewać i wyraźnie wymawiać poszczególne słowa. Wtedy czasem jest hardkor. Polski jest bardzo trudnym językiem. Tym bardziej, że ciągle się go jeszcze uczę.

- Nie mylisz się podczas koncertów?
- Czasem tak. I wtedy jest śmiesznie. Nie jestem jednak perfekcjonistką, więc staram się być dla siebie wyrozumiała. Podchodzę do tego w ten sposób, że uczę się na swoich błędach. Mam więc nadzieję, że w końcu je wyeliminuję.

- Pracowałaś nad „ID” zarówno z polskimi, jak i z zagranicznymi producentami. Udało ci się znaleźć z nimi dobre porozumienie?
- Tak. Poznałam dzięki temu wiele fajnych osób. Mieliśmy dobry flow. I wyszło super: wszystko jest ładnie poukładane.

- Z kim ci się najlepiej pracowało?
- Trudne pytanie. Z każdym pracowało mi się inaczej i od każdego czegoś się nauczyłam. Ciężko mi więc wybrać kogoś wyjątkowego.

- Piosenkę „3:30” napisałaś sama – słowa i tekst. To było ciekawe doświadczenie?
- Podczas moich występów w „Twoja twarz brzmi znajomo” miałam akurat przerwę i wpadła mi jakaś melodia do głowy. Zaczęłam pisać tekst i wyszła z tego piosenka. A że była akurat godzina 3.30 – nadałam jej taki tytuł. Zadzwoniłam do swojego wujka i poprosiłam, aby zrobił aranżację tego utworu. Potem spotkaliśmy się w studiu z moim zespołem i nagraliśmy na żywo wszystkie instrumenty i mój wokal. Nic nie było robione z komputera. Wysłałam demo do mojej wytworni i ponieważ im się spodobało, piosenka trafiła na „ID”.

- Jesteś już bardziej doświadczona, jeśli chodzi o pracę w studiu, niż podczas tworzenia pierwszej płyty. Miałaś większy wpływ na muzykę z „ID” niż z „Getaway”?
- Myślę, że tak. Pierwsza płyta to była kompletnie inna era. Miała zupełnie inny muzyczny vibe. „ID” otwiera nowy rozdział w mojej karierze. Teraz idę bardziej w stronę R&B. Fajnie, że mogłam niemal wszystkie utwory napisać z moimi producentami. Poprzednio wysyłano mi konkretne piosenki i ja je tylko śpiewałam. A teraz miałam udział w ich powstaniu. Dlatego „ID” to bardziej moja płyta niż „Getaway”.

- Masz piętnaście lat i pracujesz wyłącznie z dorosłymi. Nie czujesz się przez to trochę niekomfortowo?
- Nie. Przyzwyczaiłam się już do tego. Najśmieszniejsze, że łapię przez to dziś lepszy kontakt z dorosłymi niż z moimi rówieśnikami. Cieszę się z tego, bo mogę się od nich ciągle czegoś uczyć. Szczególnie jeśli chodzi o pracę w studiu. To wielki plus. A jeśli już teraz mam dzięki temu taką wiedzę, jaką mam teraz, to co będzie za pięć czy dziesięć lat? To mnie bardzo ciekawi.

- Jak dorośli cię traktują?
- Normalnie. Szczerze? Dorośli wiedzą, że mam w głowie więcej niż moi rówieśnicy. Tworzę przecież muzykę już od kilku lat. Dzięki temu łatwo znajdujemy wspólny język.

- Potrafisz czasem tupnąć nogą, żeby było tak jak ty chcesz?
- Tak. Mam bardzo silny charakter po rodzicach. Jeśli więc chcę, żeby coś było po mojemu, to potrafię postawić na swoim. Oczywiście umiem też iść na kompromis.

- Twoje piosenki to nowoczesny pop o elektronicznym brzmieniu z elementami R&B czy reggaetonu. Za co najbardziej lubisz taką muzykę?
- Lubię się w nią wsłuchać. Bardzo mnie to relaksuje. Dlatego chcę się tym dzielić ze swoimi fanami. Nagrywając nową płytę, inspirowałam się klasycznymi zespołami dla R&B, jak TLC czy Destiny’s Child. To po prostu moje klimaty.

- Większość z tych utworów ma taneczny charakter. Lubisz tańczyć?
- Nie wiem czy umiem tańczyć. Ale lubię taneczne piosenki. Szczególnie w rytmie reggaeton. I przyjemnie mi się pisze takie utwory. Na przykład „Barbie” jest bardzo taneczna. Ale ta płyta jest zróżnicowana. Są wolniejsze i szybsze piosenki. Dużo się tam dzieje.

- A skąd w kilku utworach arabskie melodie?
- Dorastałam trochę przy takiej muzyce. Romskie melodie są bardzo podobne do arabskich. Rodzice słuchali takich nagrań. To trochę powrót do moich korzeni.

- Taka muzyka nie jest bardzo popularna w Polsce. Myślisz, że twoja płyta to zmieni?
- To prawda. Chcę tworzyć takie piosenki, żeby więcej osób mogło słuchać tego rodzaju muzyki. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Trzymam kciuki, żeby się udało.

- Jak fani zareagowali na pierwsze piosenki z „ID”?
- Bardzo dobrze. Mam od nich pozytywny odzew w mediach społecznościowych. Nawet „3.30” fajnie się przyjęło. Trochę mnie to zdziwiło. Stresowałam się bardzo, bo „ID” ma totalnie inny vibe niż „Getaway”. Było więc ryzyko, że się nie spodoba. Ale stało się inaczej.

- W większości piosenek śpiewasz o miłości. Byłaś już kiedyś zakochana?
- Czy o miłości? Raczej nie. Choć oczywiście każdy interpretuje je po swojemu. Przeważnie jest jednak tak, że te piosenki, które wydają się opowiadać o miłości, mówią o przyjaźni. Na razie nie piszę o takich poważnych relacjach. A jakbym pisała – to byłyby to wymyślone historie.

- Spotykasz takich „bad boyów”, o jakich śpiewasz w „Toxic Love”?
- To wymyślona opowieść. Ja czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Ale myślę, że ta piosenka ma fajny przekaz: żeby nie skreślać ludzi za szybko. Mimo tytułu, nie jest to więc utwór o miłości, choć teledysk może na to wskazywać. To historia o dziewczynie, która za szybko oceniła chłopaka, a potem tego żałowała.

- Która z tych piosenek jest ci najbliższa?
- Są dwie takie, które są mi bardzo bliskie. „3.30” i „15 lat”. W tych piosenkach jest cała moja historia. Jak się zaczęła moja przygoda z muzyką i co się potem wydarzyło.

- Jak wpadłaś na pomysł duetu z Margaret w „Cute”?
- Byłam kiedyś w programie „Kołowrotek” i dziewczyna, która go robi, zapytała mnie z kim bym chciała zaśpiewać w duecie. Powiedziałam wtedy, że z Margaret. I okazało się, że ona ma do niej kontakt i może napisać sms-a z tym pomysłem. No i się udało. Margaret jest mega fajną osobą i robi super muzę.

- Bardzo się zmieniłaś od czasu, kiedy wygrałaś „Szansę na sukces”?
- Inaczej teraz myślę i postrzegam różne rzeczy. Osobowość chyba jednak mam taką samą, jak przedtem. Tu nic się nie zmieniło. Nadal mam ADHD. Inaczej tylko patrzę na świat.

- Trudno dojrzewać, kiedy przygląda ci się cała Polska?
- Trudno. Nie mam praktycznie żadnej prywatności. Wszędzie jestem rozpoznawana. Kiedy gdzieś idę, wszyscy się na mnie patrzą. Ale nie dziwię się, że tak jest. Sama sobie wybrałam taką drogę. Cieszy mnie, że mogę robić to, co kocham. W sumie przyzwyczaiłam się już, że ciągle jestem pod obserwacją. I wiem jak sobie z tym radzić. Są pewne ograniczenia, ale najważniejsze jest to, że mogę robić muzę i mam swoich fanów. To, co piszą o mnie w mediach to inna sprawa. Jeśli są to dobre rzeczy, to super, a jeżeli hejt, to w ogóle tego nie czytam.

- Czujesz się czasem zmęczona swoją popularnością?
- Raczej nie. Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła robić swoją muzykę. Dlatego teraz jestem za to bardzo wdzięczna.

- W piosence „Moonlight” śpiewasz jednak: „Czasem chcę zniknąć na jeden dzień”.
- Bo czasem chcę się od wszystkiego odłączyć i zrelaksować. Bez telefonu i laptopa.

- I udaje się?
- Od telefonu raczej nie. Bo dzięki niemu mam też kontakt ze znajomymi. Ciągle jestem w drodze i to czasem jedyny sposób, aby z nimi porozmawiać.

- A jak się relaksujesz?
- Kiedy piszę piosenki.

- Piszesz je na kartce papieru czy w telefonie?
- W telefonie. Za dużo kombinowania z kartką. Z telefonem wszystko idzie sprawniej.

- Najwięcej emocji w internecie wzbudzają twoje stylizacje. Niektórzy uważają, że są zbyt „dorosłe” i „śmiałe”. Co o tym sądzisz?
- To dla mnie śmieszny temat. Przecież nic nie odkrywam, wszystko mam zakryte. Przeważnie mam koszulkę, bluzę i spodnie. Wiele nastolatek ubiera się bardziej śmiało niż ja. Widziałam już kilka takich osób. Ja ubieram się stosownie do swego wieku.

- A mocny makijaż?
- Scena tego wymaga. Kiedy występuję, muszę mieć mocniejszy makijaż, żeby dobrze to wyglądało przed kamerą i w świetle reflektorów. Przecież to nietrudno zrozumieć. Niech więc sobie piszą co chcą.

- Tak naprawdę ubierasz się bardzo oryginalnie. Interesujesz się modą?
- Tak. Niektóre stylizacje sama sobie projektuję. Widzę wtedy końcowy efekt i wiem, co na siebie założyć. To jest cool.

- Kiedyś twoim znakiem rozpoznawczym były szerokie marynarki.
- Nie wspominaj tego. (śmiech) To była masakra. Wyglądałam w nich jak jakiś klaun. Kiedyś to lubiłam, ale teraz gdy na to patrzę, to pękam ze śmiechu. Widać było, że to jest przebranie. Zmieniłam na szczęście swój wizerunek o 360 stopni. I to chyba widać. Teraz ubieram się tak, żeby się dobrze czuć w tym, co mam na sobie.

- Ale chyba nadal lubisz najbardziej oversize’owe ubrania?
- To prawda. Kocham oversize. Teraz jednak wszystko to bardziej estetycznie wygląda.

- Pracujesz ze stylistami?
- Mam dwóch stałych stylistów. Jeden jest od bardziej eleganckich i telewizyjnych strojów, a drugi – od codziennych, właśnie tych oversize’owych. Czasem robią też coś razem i mieszają te dwa style. Wtedy wychodzą bardzo fajne rzeczy.

- W teledysku do „Barbie” zostałaś ucharakteryzowana na słynną lalkę. Jak się czułaś w tej wersji?
- Szczerze powiedziawszy nie najlepiej, ale zgodziłam się na tę charakteryzację, bo piosenka nosi tytuł „Barbie” i dzięki temu to wyszło bardzo zabawnie. Ale Barbie to nie jestem ja, to nie mój styl. To była na szczęście jednorazowa kreacja.

- Najwięcej przebieranek zaliczyłaś podczas programu „Twoja twarz brzmi znajomo”. Jak go wspominasz?
- Ten program jest bardzo męczący. Trzeba przy nim mocno się napracować. Jest dużo prób, siedzenia na fotelu podczas charakteryzacji, tych wszystkich metafor. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc to było dla mnie jeszcze bardziej męczące.

- Która metamorfoza była dla ciebie najtrudniejsza?
- Michael Jackson i Whitney Houston. To prawdziwe legendy, więc trudno się dziwić. Michael nie miał typowo męskiego głosu, więc musiałam odnaleźć taki wokal między męskim a damskim. Do tego dodawać na końcówkach chrypkę. To było strasznie ciężkie. Z kolei Whitney ma bardzo mięsisty wokal, a ja takiego nie mam. Musiałam go jednak znaleźć. Do tego przy tych dwóch metamorfozach było dużo choreografii, która utrudniała mi pracę z głosem.

- Czego się nauczyłaś w „Twoja twarz brzmi znajomo”?
- Dowiedziałam się, że mogę robić ze swoim głosem takie rzeczy, z których nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. Teraz czasami mogę tego używać. To było akurat pożyteczne. Fajnie też było poznać pracę aktorską. Musiałam się nauczyć tańczyć, poruszać i zachowywać jak inna osoba. Najtrudniejsze było dla mnie to, że musiałam wyłączać swoje maniery wokalne. Z czasem jednak robiło się to coraz łatwiejsze.

- Chciałabyś kiedyś zagrać w filmie lub w serialu?
- Teraz jeszcze nie jestem na to gotowa. Nie potrafiłabym się skupić na planie. Śmiałabym się ze wszystkiego. Dlatego na razie nie. Ale kiedyś – czemu nie? Najlepiej w komedii lub w kinie akcji. To by było fajne. Ale dopiero w przyszłości.

- A jak tam w szkole?
- Kończę w maju podstawówkę. Trzymaj za mnie kciuki!

- Jasne. Ale co potem?
- Na razie nie wiem. Do maja się jeszcze zastanowię.

- Wolałabyś się uczyć w Polsce czy za granicą?
- Jest taka fajna szkoła muzyczna w Los Angeles. Aby się do niej dostać, trzeba przejść przez casting. Mój znajomy z Hiszpanii jest w tej szkole i mówi, że jest mega rozwijająca. Nauczyciele są znanymi wokalistami. Super jeśli to wyjdzie. A jeśli nie, to będę szukać czegoś w Polsce.

- Nie bałabyś się wyjechać sama za ocean?
- Sama nigdy bym nie wyjechała. Rodzice by mnie nie wypuścili. To są zajęcia przez internet. Tylko w wakacje można pojechać na tydzień i popracować już bezpośrednio z tymi nauczycielami. To by mi pasowało. Bo teraz też mam indywidualny tok nauczania.

- Nie brakuje ci kontaktu z kolegami i koleżankami?
- Trochę tak. Ale nie chciałabym chodzić tak normalnie do szkoły. Wolę online. Bo niby jestem z Krakowa, ale cały czas przebywam teraz w Warszawie.

- Jak widzisz siebie za dziesięć czy dwadzieścia lat?
- Myślę, że nadal będę śpiewać. Chciałabym występować za granicą. To jedno z moich największych marzeń. Ale mam na to czas. Na razie skupiam się na karierze w Polsce. Jeżeli tu będzie wszystko w porządku, to zacznę myśleć o zagranicy. Ale teraz zostawiam ten temat na boku.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.