Tycjan, porcelanowy lis z Miśni i odzyskana strata wojenna. O Wawelu znowu jest głośno

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Polska Press
Anna Piątkowska

Tycjan, porcelanowy lis z Miśni i odzyskana strata wojenna. O Wawelu znowu jest głośno

Anna Piątkowska

„Alegoria miłości” Tycjana, „Łódź Charona” Jana II Brueghela, „Diana i Kallisto” Parisa Bordona oraz „Portret Jakuba Ludwika Sobieskiego” Françoisa de Troya to dzieła, które właśnie trafiły do kolekcji Wawelu. Na Zamek wróciła także kolejna strata wojenna - „Lekcja rysunku” Jana Mauritsa Quinkhardta. Krakowianie po raz pierwszy zobaczą je podczas Nocy Muzeów, a my rozmawiamy z prof. Andrzejem Betlejem, dyrektorem, Zamku Królewskiego na Wawelu o tym, jakim kluczem kieruje się, powiększając muzealną kolekcję.

Po raz kolejny już w tym roku spotykamy się na Wawelu, by mówić o ważnych wydarzeniach związanych z Zamkiem. Dużo się tu dzieje, tym razem pretekstem jest powiększenie kolekcji. Co nowego zobaczą zwiedzający?

Postanowiliśmy podsumować dwa lata aktywności Zamku dotyczącej powiększania kolekcji i z okazji Nocy Muzeów prezentujemy nasze najnowsze nabytki i jest to rzeczywiście wydarzenie - to iście królewska prezentacja, która składa się z kilku starannie wybranych dzieł unikatowych, znaczących – arcydzieł, na czele z obrazem Tycjana „Alegoria miłości”. Pokazujemy również wyjątkowe dzieła malarskie, takie jak chociażby obraz o tematyce mitologicznej pędzla Parisa Bordona, znaczącego przedstawiciela weneckiego malarstwa renesansowego, co ważne - stanowi ono komplementarne uzupełnienie do kolekcji, którą mamy. Zaprezentujemy też bardzo ciekawy pod względem pochodzenia portret, uważany za przedstawienie królewicza Jakuba Sobieskiego, autorstwa Françoisa de Troya, a należący niegdyś do magnackiej kolekcji słynnego zamku w Podhorcach. Ten ostatni trop pozwala nam pokazać także inne dzieła z tej kolekcji, zakupiliśmy wyjątkowo rzadką serię gobelinów pozostających w zbiorach Sanguszków od XVIII wieku oraz - może mniej spektakularna, ale bardzo ważna pod względem historycznym - jedwabna Chorągiew z herbami Pogoń i Korczak. Na naszej najnowszej ekspozycji znajdzie się także dzieło z końca XVII wieku "Łódź Charona" pędzla Jana II Brueghela.

Jak trafiły na Wawel?

Zamek Królewski posiada rozbudowane kontakty jeśli chodzi o rynek sztuki. Od wielu lat kustosze Wawelu uczestniczą w najważniejszych targach i aukcjach dzieł sztuki dawnej, gdzie identyfikują dzieła, które w znaczący sposób wzbogacą kolekcję. Z uwagą śledzimy też rynek antykwaryczny, uczestniczymy w aukcjach, choć nie zawsze z powodzeniem. Nasze zakupy dzieł sztuki są finansowane z własnego budżetu muzeum, jednak największe nie byłby możliwe gdyby nie dotacje celowe z budżetu państwa, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Podobnie było w przypadku nowych nabytków z lat ubiegłych, jak „Karczma Pod Świętym Michałem” Pietera II Brueghla oraz „Martwa natura” Willema Claesza Hedy. Zamek, jako instytucja świadomie buduje też system relacji partnerskich z podmiotami gospodarczymi i spółkami skarbu państwa, które również są fundatorami naszych zakupów – z czego jesteśmy bardzo dumni. I to jeszcze nie wszystko – niektóre znaczące zakupy zostały również dokonane dzięki osobom prywatnym, które zdecydowały się przeznaczyć swoje własne fundusze na zakup. Do czego nas to prowadzi? Do stwierdzenia: Wawel jest wasz – wszystkich. To wielostronne zaangażowanie świadczy o tym dobitnie i pięknie owocuje.

Nowa wystawa to także nie lada gratka dla miłośników porcelany.

Pokazujemy iście królewskie dzieło - porcelanową figurę lisa. Można mówić w tym przypadku o rzeźbie naturalnej wielkości. To rzecz pochodząca z pałacu japońskiego Augusta II, która rzeczywiście należała do kolekcji królewskiej. Na świecie są cztery takie rzeźby – co warte podkreślenia – jeden lis znajduje się w Los Angeles, drugi w Dreźnie, trzeci w zbiorach prywatnych, a czwarty u nas. Dziś to jedne z najważniejszych realizacji miśnieńskiej manufaktury. Na wystawie lisowi będą towarzyszyły porcelanowe mopsy także z Miśni. Porcelanowe zwierzęta staną się głównymi elementami ekspozycji stałej porcelany miśnieńskiej, które planujemy w przyszłym roku - dlatego też je kupiliśmy.

Jakim jeszcze kluczem, poza pomysłem na kolejne wystawy, kieruje się Wawel, powiększając swoją kolekcję?

Zamek Królewski na Wawelu ma bardzo jasno określoną politykę kolekcjonerską. Oczywiście, najchętniej do zbiorów przyjmujemy te dzieła sztuki, które są bezpośrednio związane z Wawelem i dworem królewskim, ale zdajemy sobie sprawę, że nie jest ich za wiele. W 2022 roku udało nam się kupić element serwisu stołowego Zygmunta III Wazy, ale to było naprawdę wyjątkowe zdarzenie. W związku z powyższym, jednym z głównych kierunków naszej polityki kolekcjonerskiej jest pozyskiwanie dzieł istotnych dla pojęcia dworu-rezydencji, stąd czasem mogłoby się wydawać, że w porównaniu z tak wielkimi muzeami jak chociażby Muzeum Narodowe w Warszawie, liczba obiektów, które wzbogacają kolekcję Wawelu jest niewielka, ale zawsze są to dzieła wyjątkowe i znaczące. Jeśli nie królewskie ze względu na pochodzenie czy związki historyczne, to królewskie pod względem jakości artystycznej.

Czy takie porcelanowe cuda często pojawiają się na rynku aukcyjnym?

Nie. Są rzadkością. Ale specyfika rynku dzieł sztuki polega na tym, że jest on niewiarygodnie różnorodny.

Wystarczy mieć tylko odpowiednio duże zasoby?

Tak, choć proces zakupu nie jest prosty. Zamek Królewski na Wawelu, jako instytucja, nie jest typowym klientem, który jak w sklepie: przychodzi, wybiera, pakuje, płaci i zabiera na Wawel. Każdy zakup poprzedzony jest bardzo dokładnym rozpoznaniem rynku, musi też mieć bardzo mocne uzasadnienie, niezwykle ważnym elementem przy zakupach jest także weryfikacja autentyczności. Zanim zdecydujemy się kupić dzieło, trwa proces "sprawdzania". Składa się na niego m.in. wizyta studyjna kuratorów kolekcji i konserwatorów, których zadaniem jest zweryfikowanie autentyczności i stanu zachowania danego dzieła. Opracowujemy ekspertyzy, zbieramy opinie badaczy, sprawdzamy dokładnie proweniencję. Może się bowiem okazać, że dzieło, choć mało znaczące, ma interesującą historię kolejnych właścicieli albo oryginalne pochodzenie. To jest dla nas niezwykle istotne, chociaż w kontekście strat wojennych, musimy dochowywać tu najwyższych standardów. Zakup - nawet jednego dzieła - to częstokroć proces trwający przeważnie kilka miesięcy. Odbywają się także wtedy negocjacje cenowe i weryfikacja dokumentacji.

Często się zdarza, że Wawel wycofuje się z zakupu dzieła?

To się zdarza. Przyczyną jest zwykle wątpliwość, co do autentyczności dzieła. Nie są to jednak częste przypadki, ponieważ współpracujemy z wyspecjalizowanymi i uznanymi domami aukcyjnymi.

Umiałby pan wskazać zakup, z którego jest pan najbardziej zadowolony?

Trudne pytanie. Moje gusta i zainteresowania zawsze pozostają w cieniu w kontekście potrzeb muzeum. Decyzje o zakupie podejmowane są kolegialnie przez specjalną wewnętrzną Komisję Nabytków. Wawel jest tak ważnym miejscem, że nie możemy pozwolić sobie nawet na najmniejsze potknięcie, rozbudowując kolekcję. Pamiętam natomiast doskonale, jakie emocje wiążą się z rozmaitymi zakupami. Na przykład aukcja z talerzem z zastawy Zygmunta Wazy. Odbywała się późnym popołudniem, kiedy prowadziłem zajęcia w Instytucie Historii Sztuki. Musiałem więc przeprosić studentów, przerwać zajęcia na kwadrans i z zapartym tchem obserwowałem, jak cena dobija kwoty, która stanowiła nasz limit. Udało się, kupiliśmy. Choć, szczerze? Chyba dalibyśmy każde pieniądze, bo to wyjątkowo rzadka rzecz. Mieliśmy już bowiem inne obiekty z tej zastawy.

Kolekcja wawelska, co też często pan podkreśla, to także dzieła podarowane Zamkowi. Czy dziś takie dary również się zdarzają?

Tak. Mamy wtedy do czynienia z funduszami na zakup konkretnego dzieła. Często też są to dary kolekcjonerów i nie zawsze są to osoby z pierwszej setki najbogatszych Polaków. Te największe kolekcje Zamku Królewskiego na Wawelu, które stanowiły początek zbiorów, to przecież prywatne donacje, dary Leona Pinińskiego, Jerzego Mycielskiego. Ten etos wzbogacania zbiorów narodowych nie zanikł. Nie przybiera już takich rozmiarów jak przed II wojną światową, bo ona wyznacza cezurę tych wielkich darów, wyjąwszy z tego ogromny dar prof. Karoliny Lanckorońskiej. Dziś należą do rzadkości, ale tym bardziej należy je docenić, ponieważ dla Zamku są one zawsze znaczące – tak jak warty wiele milionów zakup arcydzieła. Bywa, że nieraz są to niezwykle wzruszające historie.

Czy po zamknięciu wystawy zainaugurowanej z okazji Nocy Muzeów, będzie można zobaczyć te najnowsze dzieła?

Do 11 czerwca zobaczymy je na I i II piętrze Zamku oraz w Skarbcu – chcemy w ten sposób zachęcić naszych gości do zwiedzania całego Zamku. Co ciekawe, przekonają się oni również, że nie tylko nowe dzieła zmieniają ekspozycję Zamku Królewskiego na Wawelu, znacząco podnosząc rangę kolekcji. Dużo się zmieniło na Wawelu od ostatniej wizyty większości krakowian. Później trafią do stałych ekspozycji.

Wspaniale, że nie do magazynu.

To jedno z założeń naszej polityki kolekcjonerskiej – kupujemy dzieła nie do magazynów, ale takie, które zamierzamy udostępnić i pokazać naszym gościom..

Wawelska kolekcja to też dzieła zaginione i zrabowane, które udaje się odzyskać. Kolejne z nich właśnie trafiło z powrotem na Wawel.

XVIII-wieczny obraz Jana Mauritsa Quinkhardta „Lekcja rysunku” to przykład, kiedy odzyskanie dzieła zawdzięczamy postawie obywatelskiej właściciela. Nie miał on świadomości, skąd pierwotnie pochodził obraz, a należał on właśnie do zbiorów Jerzego Mycielskiego, podarowanych Zamkowi Królewskiemu na Wawelu. Ta wiedza przyszła do niego za sprawą Ryszarda Lachmana prowadzącego Krakowski Dom Aukcyjny, któremu właściciel przedstawił obraz do sprzedaży, a ten rozpoznał w nim stratę wojenną. Obaj panowie nie mieli wątpliwości, że należy go przekazać Zamkowi Królewskiemu na Wawelu.

Jak wiele strat wojennych udaje się odzyskać?

Nie ma jednej reguły. Bywa, że odzyskiwanie dzieła trwa wiele lat, zanim przejdzie cały proces. Stroną kluczową w odzyskiwaniu dzieł jest zawsze Departament Strat Wojennych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który z urzędu zajmuje się sprawami formalnymi. Ale są też takie przypadki jak ten dotyczący „Lekcji rysunku”. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Za mojej kadencji, czyli od czterech lat, na Wawel powróciły cztery dzieła sztuki. W zeszłym roku prezentowaliśmy "

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.