Kazimierz Turkiewicz

Tradycje naftowe bogate, realia smętne. Kończy się Rok Ignacego Łukasiewicza

Tradycje naftowe bogate, realia smętne. Kończy się Rok Ignacego Łukasiewicza Fot. Archiwum
Kazimierz Turkiewicz

Jego wynalazek był u nas w codziennym użyciu przez ponad sto lat. W kończącym się właśnie Roku Ignacego Łukasiewicza całkiem sporo jest jeszcze osób znających z autopsji lampę naftową. Oświetlała ona i chłopskie izby, i pańskie salony. Te ostatnie z pewnością znacznie skuteczniej z racji zasobności portfeli. Inna sprawa, że wbrew pozorom ewentualne korzystanie dzisiaj z lampy naftowej zamiast żarówki nie jest rozwiązaniem dla biedaków.

Trudno jednoznacznie wskazać, co właściwie pchnęło Ignacego Łukasiewicza w stronę kwestii oświetlenia, prowadzenia badań i doświadczeń z ropą, czego finalnym efektem była lampa naftowa. Nawiasem mówiąc, bardzo szkoda, że do naszych czasów nie zachowały się niestety pierwsze, pionierskie egzemplarze tych lamp.

Swoją drogą, podczas swoich wieczorno-nocnych rozmyślań nad żarówką Thomas Edison zapewne korzystać musiał ze światła lampy naftowej wynalezionej przez aptekarza i przedsiębiorcę z Galicji.

Tak czy inaczej, o tym galicyjskim aptekarzu zrobiło się głośno po przeprowadzonej przy świetle lamp naftowych, ratującej życie nocnej operacji w lwowskim szpitalu na Łyczakowie. Miało to miejsce 31 lipca 1853 r. - i to właśnie ta data uchodzi zresztą za początek światowego przemysłu naftowego.

W następnym roku - znów po raz pierwszy w świecie - rozbłysła w Gorlicach uliczna lampa naftowa. W tymże roku Ignacy Łukasiewicz wspólnie z Tytusem Trzecieskim założył pierwszą w świecie kopalnię ropy naftowej w Bóbrce koło Krosna. Dodajmy, że wcześniej, w 1852 roku, w Siarach w gminie Sękowa koło Gorlic został wykopany pierwszy na świecie szyb naftowy. W 1856 roku ruszyła pionierska rafineria nafty w jasielskich Ulaszowicach.

Filantrop
A gdy idzie jeszcze o Ignacego Łukasiewicza... Otóż warto chyba wspomnieć, że ten biedujący kiedyś pomocnik aptekarski z czasem stał się człowiekiem zamożnym. I filantropem. Fundował i współfundował szkoły, szpitale, kościoły, drogi, mosty. Organizował tzw. brackie kasy zapomogowe, które jako pierwsze tego rodzaju w Europie zabezpieczały robotników na wypadek choroby czy inwalidztwa. Wspomagał materialnie uczestników Powstania Styczniowego - by przykładowo wskazać niektóre tylko działania Ignacego Łukasiewicza na społecznej niwie.

Zmarnowane pierwszeństwo

Osiągnięcia Ignacego Łukasiewicza i innych naszych prekursorów przemysłu naftowego nie znalazły, niestety, stosownego przełożenia na gospodarkę, choć, oczywiście, nie można zapominać, że Polski nie było wtedy na mapach. Korzyściami wynikającymi z wydobycia ropy naftowej (aż do końca XIX w. uzyskiwana w przeróbce nafta niemal w całości służyła do oświetlania) dosyć szybko zainteresowano się w innych krajach, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.

Jeszcze w początkach zeszłego wieku wyglądało to całkiem nieźle. Wydobycie ropy naftowej (w lwiej części pochodzącej z Zagłębia Borysławsko-Drohobyckiego) rzędu miliona ton rocznie stawiało nas na piątym, szóstym miejscu w świecie.

Później jednak nie było już tak różowo. Jak podaje przedwojenny Mały Rocznik Statystyczny GUS, polskie wydobycie w 1937 roku wyniosło tyko 0,5 mln ton. Co oznaczało spadek w światowej tabeli o kilkanaście miejsc.

Zmiana naszych granic po drugiej wojnie światowej, a w jeszcze większej mierze pojawienie się dużej grupy ropodajnych krajów, szczególnie z Półwyspu Arabskiego, zepchnęło Polskę w dół już o miejsc kilkadziesiąt.

Obecnie od czołowych producentów „czarnego złota” dzieli nas już przepaść. Dość wspomnieć, że w takiej na przykład Arabii Saudyjskiej wydobywa się ponad pięćset razy więcej ropy naftowej niż w Polsce! Jakąś tam pociechą niech będzie wygrana z tą naftową potęgą (dodajmy, że Arabia Saudyjska posiada ok. 25-30 proc. światowych zasobów ropy) podczas niedawnego piłkarskiego mundialu…

Rocznicowe Karlino
Zdarzył się jednak w naszej powojennej historii moment, kiedy niespodziewanie odżyły polskie nadzieje natrafienia na bogate złoża rodzimej ropy naftowej. 9 grudnia 1980 roku, czyli niemal dokładnie 42 lata temu, w Polskę poszła wieść o pożarze szybu w małym Karlinie na Pomorzu. Pokazywany w telewizji wzbijający się w niebo słup ognia robił wielkie wrażenie.

Na wrażeniu rzecz się jednak nie skończyła. Niemal natychmiast okrzyknięto Karlino „polskim Kuwejtem”, wróżono Polsce bogactwo naftowe i świetlaną przyszłość. Ten hurraoptymizm naftowy w dużym stopniu wynikał z ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej w naszym kraju. Solidarnościowy zryw do wolności miał być przypieczętowany niezależnością gospodarczą od Wielkiego Brata ze Wschodu.

Marzenia o wielkiej ropie dosyć szybko prysły. Po miesięcznym gaszeniu pożaru wznowiono eksploatację. Zgodnie zresztą z obliczeniami specjalistów złoże okazało się, niestety, bardzo małe, a ropa była średniej jakości. W 1983 roku nafciarze opuścili Karlino.

A może łupki?
Jak długo przyjdzie nam jeszcze czekać na nowe, ale tym razem już naprawdę ropodajne Karlina? - Zwiększenie wydobycia warunkowane jest odkryciem nowych złóż o znaczących zasobach. Możliwości występowania dotąd nieodkrytych, konwencjonalnych złóż są ograniczone. Wyjątek stanowi szelf bałtycki, dotąd naftowo słabiej rozpoznany, gdzie jednak utrudnieniem są koszty poszukiwań i wydobycia, znacznie wyższe niż na lądzie - zauważa dr inż. Paweł Poprawa z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

Zdaniem dr Poprawy największe możliwości zwiększenia krajowego wydobycia wiążą się z niekonwencjonalnymi złożami łupkowej ropy naftowej na Pomorzu. - Sprecyzowanie wielkości możliwego wydobycia wymaga w tym przypadku wykonania szeregu poszukiwawczych otworów i przeprowadzenia na nich testów produkcyjnych - wyjaśnia. Miejmy nadzieję, że nastąpi to w najbliższych latach.

Na razie musimy zadowolić się mizernym wydobyciem z krajowych źródeł, które zaspokajają zaledwie 3-4 proc. naszych potrzeb. Siłą rzeczy nadal jesteśmy skazani na duży import ropy naftowej. Przecież Łukasiewiczem nie zatankujemy.

Dwóch szejków
Tak się składa, że w Roku Ignacego Łukasiewicza odbywał się wspomniany wcześniej mundial w Katarze. Otrzymanie roli gospodarza futbolowych mistrzostw świata wiąże się niewątpliwie z bogactwem tego arabskiego państwa. A to bogactwo wzięło się z ropy naftowej, którą jako pierwszy zainteresował świat nasz Ignacy. Można by więc powiedzieć, że Katar niejako jemu zawdzięcza ten mundial.

Ciekawe, czy w Katarze coś wiedzą o Szejku z Galicji (takim interesującym mianem określił Łukasiewicza jeden z jego biografów prof. Włodzimierz Bonusiak)? Nie wydaje się, by znany był tam ten nasz rodak. Co innego „szejk” Lewandowski, o którym w Katarze słyszał chyba każdy. Porównywanie obu naszych szejków trochę przypominałoby jednak sławetną dyskusję o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Może więc lepiej nie robić takiego porównania...

Kazimierz Turkiewicz

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.