Tak należało interpretować wybór przewodniczącego podlaskiego sejmiku, choć głosowanie było tajne. Wskazany przez centralę z Nowogrodzkiej w Warszawie Marek Komorowski musiał uznać wyższość Karola Pileckiego z Koalicji Obywatelskiej. Bogu ducha winny radny PiS przegrał nie tyle z radnym opozycji - dla którego wybór był takim samym zaskoczeniem, jak dla wszystkich obserwatorów podlaskiej sceny politycznej - co z kolegami z własnych szeregów. Wyniki głosowania były wymowne: trzy głosy nieważne, a dwa za radnym Platformy Obywatelskiej. Arytmetyka okazała się bezlitosna.
Z jednej strony dowodziła, że animozje między różnymi frakcjami PiS są przeogromne. Tak bardzo, że ich akolici skłonni byli uszczerbić zwycięstwo z 21 października. Do tej pory podlaski PiS był najwierniejszym zakonem prezesa partii, wręcz jego janczarami. Nigdy z nich nie wyszła żadna herezja. Wczoraj widzieliśmy pierwszą demonstrację sprzeciwu.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.