Maria Eichler

To było jak Armagedon. Bilans nawałnic? Pięć osób nie żyje [zdjęcia, wideo]

Tak wygląda krajobraz po kataklizmie, jaki w piątek po godz. 22 spustoszył Bory Tucholskie. Powalone lasy można zobaczyć nie tylko w powiecie chojnickim, Fot. Maciej Laudański Tak wygląda krajobraz po kataklizmie, jaki w piątek po godz. 22 spustoszył Bory Tucholskie. Powalone lasy można zobaczyć nie tylko w powiecie chojnickim, także sąsiednie powiaty ucierpiały na skutek huraganowego wiatru.
Maria Eichler

Ofiary na obozie harcerskim. Tysiące powalonych drzew. Brak prądu. W powiecie chojnickim żałoba.

W piątek tuż przed godz. 23 do policji w Chojnicach dotarła informacja, że zagrożony jest obóz harcerski w Suszku, nad jeziorem Śpierewnik (gmina Czersk). - To stało się w kompleksie leśnym - mówi Andrzej Kuchenbecker, komendant OSP w Czersku . - Kiedy przyszła burza, wszyscy byli w namiotach. Zginęły dwie harcerki w wieku 12 i 13 lat, na namiot których runęło drzewo.

Harcerze z Łodzi zostali odcięci od świata przez powalone drzewa. By się do nich dostać, strażacy długo torowali sobie drogę do obozowiska.

Andrzej Kuchenbecker: - Przewieźliśmy ponad 140 dzieci do punktu zbiorczego w Lotyniu. Tam dzieci pogrupowano według obrażeń, jakich doznały. Potem śmigłowcem zabierano je do szpitali.

W nawałnicy zginęły jeszcze trzy osoby. W Kujawsko-Pomorskiem tylko przez dwa dni strażacy interweniowali aż 5 tysięcy razy!

Żałoba po nawałnicy. Takiego kataklizmu dawno nie było

Ginęli ludzie, leciały dachy, waliły się drzewa, siadał prąd. - To, co zdarzyło się w nocy, zostanie na zawsze w nas - opowiada para, która przeżyła chwile grozy w lesie.

W sobotę w lesie w Suszku było słychać jedynie szum drzew, które jeszcze stały i ryk pił motorowych.

Po nocnej nawałnicy zostały tylko połamane jak zapałki drzewa, przygniecione namioty, rozrzucone wiaderka i rzeczy, które służyły harcerzom w codziennym życiu.

I przyszła trąba

W piątek temperatura była powyżej 25 stopni. Parno i duszno, powietrze ciężkie, nie było czym oddychać.

Zaczęło się wieczorem, ok. godz. 22. Lunął deszcz, niebo przecinały błyskawice. Wiatr wiejący z prędkością 130 km na godzinę zrywał dachy i łamał drzewa jak zapałki. W domach gasło światło, drogi zostały za-blokowane przez padające na nie drzewa. Ci, którzy byli w drodze, utknęli w autach na długie godziny. Strażacy nie nadążali z wezwaniami, pracowali bez przerwy, musieli też dostać wsparcie z Gdańska i Bydgoszczy, bo kataklizm właśnie w powiecie chojnickim okazał się najdotkliwszy. Tuż przed godz. 23 do policji w Chojnicach dotarła informacja, że zagrożony jest obóz harcerski w Suszku w gminie Czersk. Harcerze z Łodzi z ZHR zostali odcięci od świata przez powalone drzewa. By się do nich dostać, strażacy musieli torować sobie drogę poprzez usuwanie kłód. To trwało, ale akcji nie można było przyspieszyć. Uczestników obozu ewakuowano do szkoły w Nowej Cerkwi, tam dzieci dostały ciepłe jedzenie, czekał też na nie psycholog. Bo nie udało się uniknąć ofiar. Zginęły dwie harcerki w wieku 12 i 13 lat, na których namiot runęło drzewo.

Opowiada komendant OSP w Czersku Andrzej Kuchen- becker: - To stało się w kompleksie leśnym, obozowisko nie było wytyczone, to był szczery las. Kiedy przyszła burza, wszyscy byli w namiotach i pewnie opiekunowie wszczęli alarm. Nam udało się przetransportować ponad 140 dzieci do punktu zbiorczego w Lotyniu. Tam dzieciaki pogrupowano według obrażeń, jakich doznały. Potem śmigłowcem zabierano je do szpitali w różnych punktach kraju. Dla nas najcięższy problem to wydobycie ciał dziewczynek, na których namiot spadło drzewo...


"Zdążyłem wybiec z namiotu tuż przed tym jak spadło drzewo". Harcerze relacjonują tragiczną noc w lesie

Chwile grozy

W sobotę nie można było samochodem osobowym dojechać do Suszka, gdzie był rozbity obóz harcerski. Za wsią Lotyń, która też bardzo ucierpiała w nocnej nawałnicy, strażacy z różnych jednostek czekali na transport, aby dotrzeć do lasu. Ich samochody też nie dały rady tam przejechać. Sprawdziły się tylko terenówki, które kursowały non stop i zawoziły druhów do Suszka. Tam każda para rąk była na wagę złota.

Kierowca terenówki zabrał też z lasu z miejsca tragedii parę z Gdańska, która przeżyła chwile grozy w lesie, gdzie miała przyczepę kempingową po drugiej stronie jeziora. - Tam odpoczywaliśmy od lat. To, co zdarzyło się w nocy, zostanie na zawsze w nas, to było coś strasznego. Cieszymy się, że uszliśmy z życiem. Przyczepa jest pod powalonym drzewami, nasze auta też. Mamy tylko plecaki z najpotrzebniejszymi rzeczami, co zdołaliśmy wyciągnąć, i psy - opowiadają gdańszczanie. - Z drugiej strony jeziora słyszeliśmy te dzieci w nocy, jak wołały o pomoc. To było nie do opisania. Baliśmy się o siebie, ale jednocześnie myśleliśmy o nich.

Ogrom strat

Dwie harcerki w Suszku to niejedyne ofiary nawałnicy.

Ocalałych harcerzy ewakuowano do szkoły w miejscowości Nowa Cerkiew, a rannych przewieziono do 9 szpitali: w Chojnicach, Starogardzie Gdańskim, Słupsku, Kościerzynie, Bydgoszczy, Pile, Człuchowie, Więcborku, Tucholi. W większości pacjenci mieli niegroźne obrażenia, ale jedna osoba miała pękniętą kość czaszki, a jeden z pełnoletnich harcerzy doznał złamania kości udowej. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednak wczoraj w szpitalach pozostawało jeszcze 12 osób.

Zginęła 56-letnia mieszkanka gminy Konarzyny. Zawaliła się część budynku, w którym mieszkała, obrażenia odnieśli również mieszkający z nią dwaj mężczyźni 66-latek i 34-latek, których przetransportowano do szpitala w Chojnicach.

Drzewo zwaliło się na namiot w Małych Swornegaciach i zabiło 29-letniego mieszkańca Warszawy. Przebywająca wraz z nim kobieta odwieziona została do szpitala.

Kolejna ofiara to 48-letni kierowca, przygnieciony przez drzewo w aucie w Mylofie, gmina Czersk.

Kataklizm spustoszył wsie w gminach Chojnice, Brusy i Czersk. - U nas dwa gospodarstwa są całkowicie zniszczone - mówi Józef Januszewski z Klawkowa. - Najgorzej jest z lasem, od Kłodawy widać, co się tam stało. Tragedia kompletna!

Pospolite ruszenie trwa w Rytlu, gmina Czersk, gdzie też jest wiele zniszczeń. Nie ma prądu, jest kłopot z wodą.

- Krajobraz przypomina coś strasznego, jakby to była trąba powietrzna - komentują ci, którzy przejeżdżali przez bory. - Właściwie w wielu miejscach nie ma całych połaci drzew... - Płakać się chce, trudno uwierzyć, że naszych grzybowych lasów już prawie nie ma... - wzdycha ktoś inny.


Część harcerzy wróciła już do Łodzi. "To, co możemy zrobić teraz dla tych dzieci, to pozwolić im wrócić do normalności"

Maria Eichler

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.