Ta zbrodnia przeraziła nawet Niemców. Ale im chodziło o utratę siły roboczej

Czytaj dalej
Fot. Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień

Ta zbrodnia przeraziła nawet Niemców. Ale im chodziło o utratę siły roboczej

Bogusław Kwiecień

Komando w Borze to jeden z rozdziałów historii Auschwitz, który czeka jeszcze na pełne poznanie. Na początku października 1942 roku esesmani oraz kapo jednej nocy zabili tutaj 90 więźniarek.

25 czerwca 1942 roku w Brzeszczach Borze/Budach Niemcy utworzyli karną kompanię kobiet KL Auschwitz. Na początek trafiło tutaj 200 Polek.

Wśród nich była Zofia Posmysz, powojenna pisarka i scenarzystka, która do Auschwitz trafiła jako 19-latka zatrzymana przez Niemców w Krakowie w grupie uczestników tajnych kompletów.

- Jeśli Auschwitz uznać za piekło, to Budy, były jego najniższym kręgiem - powiedziała kiedyś była więźniarka. Nigdy nie dała się namówić, aby opowiedzieć o tym miejscu więcej. Podczas wielu różnych spotkań w Oświęcimiu, głównie z młodymi ludźmi wracała we wspomnieniach do pobytu w Auschwitz-Birkenau, ale nigdy do tamtych, gdzie spędziła niespełna dwa miesiące, podczas których życie straciły 63 jej współwięźniarki.

Kara za ucieczkę

Karna kompania kobiet w Borze/Budach to jeden z tych rozdziałów historii Auschwitz, który nie został jeszcze do końca poznany.

Wiadomo, że jej powstanie wiązało się bezpośrednio z ucieczką polskiej więźniarki - Janiny Nowak.

- Wtedy Niemcy, by zaostrzyć dyscyplinę, zastosowali odpowiedzialność zbiorową - zaznacza Dagmar Kopijasz z Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau w Brzeszczach. Wszystkim 200 kobietom z komanda, z którego była uciekinierką, ogolono głowy i przekształcono je w karną kompanię. Dołączono do niej 200 Żydówek różnych narodowości wśród których były: Słowaczki, Czeszki, Rosjanki, Ukrainki, Jugosłowianki i Niemki. W kolejnym rzucie skierowano tutaj kolejną grupę Żydówek francuskiego pochodzenia, które traktowane były przez SS jako komunistki.

WIDEO: Ta zbrodnia przeraziła nawet Niemców

Autor: Bogusław Kwiecień, Gazeta Krakowska

400 kobiet z karnej kompanii było więzionych w małym budynku przedwojennej szkoły i pobliskim baraku. Teren był otoczony dwoma rzędami ogrodzenia z drutu kolczastego. Nie były one podłączone do prądu, ale pomiędzy ogrodzeniami biegały psy - wielkie owczarki. Nad całością górowały cztery wieże wartownicze. Kompanii pilnowali esesmani i kapo, którymi były niemiecki więźniarki funkcyjne, głównie byłe prostytutki i kryminalistki przeniesione do tutaj z innych obozów, m.in. Ravensbruck. - Bór był wówczas włączony w strefę obozu Auschwitz-Birkenau - zaznacza Dagmar Kopijasz. Wcześniej w innej części powstał tutaj już podobóz męski.

Praca ponad siły

Więźniarki z karnej kompanii zajmowały się oczyszczaniem i pogłębianiem stawów, wyrębem lasu, pracowały przy wyburzaniu domów, budowały drogi i wały ochronne na Wiśle. - To była praca ponad ich siły. Do tego głodowe racje żywnościowe i katowanie przez kapo oraz esesmanów sprawiały, że każdy dzień tutaj to była heroiczna walka o przetrwanie. Wielu z tych kobiet nie udało się przeżyć tej gehenny - podkreśla Agnieszka Molenda, prezes Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci, która w dawnym budynku karnej kompanii w Borze zorganizowała stałą wystawę poświęconą losom więźniarek.

Są tutaj ich rzeczy codziennego użytku, jak buty, pasiaki, biustonosze wykonane w tajemnicy przed Niemcami, bo nie wolno było ich nosić, bojtle, czyli małe woreczki na drobne osobiste przedmioty.

Agnieszka Molenda, prezes Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci pokazuje bojtel, woreczek więźniarki na drobne osobiste rzeczy.
Bogusław Kwiecień Agnieszka Molenda, prezes Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci pokazuje bojtel, woreczek więźniarki na drobne osobiste rzeczy.

Nocna masakra

W nocy 5 października 1942 roku sześć niemieckich więźniarek funkcyjnych, m.in. z Elfriedą Schmidt, nazywaną „królową siekiery” razem z esesmanami urządzili prawdziwą masakrę w grupie Francuzek.

- Nie jest pewne, jaki był powód tej zbrodni. Podobno jedna z kapo zauważyła, że któraś z więźniarek francuskich ma w ręce kamień. Wszczęła alarm, że to bunt - mówi Agnieszka Molenda.

Z rąk esesmanów i kapo, używających pałek, siekier i innych tego rodzaju narzędzi w ciągu kilku godzin tej nocy zginęło ok. 90 więźniarek.

- Do dzisiaj na strychu budynku są ślady po strzałach z karabinów oddanych przez esesmanów - dodaje prezes Fundacji. Nad ranem jeszcze esesmani dobijali jeszcze kobiety, które wyskoczyły lub zostały wyrzucone w nocy przez okna.

Ta zbrodnia zaszokowała nawet Niemców, w tym komendanta obozu Rudolfa Hoessa, który przyjechał do Boru następnego dnia.

- Wszystkie kapo zostały zabite, a esesmani wysłani na front - dodaje Dagmar Kopijasz. Prawdopodobnie chodziło o usunięcie świadków, ale miał to być również rodzaj kary za to, że bez rozkazu zlikwidowano tak znaczną liczbę siły roboczej. Fundacja stara się, aby szczątkowe informacje o tej zbrodni udało się poszerzyć. Pomoc obiecał konsulat francuski.

W marcu 1943 roku karne komando zostało przeniesione do obozu kobiecego KL Birkenau.

Bogusław Kwiecień

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.