Strzeżcie futer. Złodzieje ruszyli na łowy
Mroczna strona miasta. Futrzana epidemia na ulicach, w pociągach, domach i sklepach
Zbliża się zima. Mroźna pora roku. Dla niektórych złodziei w przedwojennym Białymstoku oznaczało to zmianę przedmiotu zainteresowań. Kiedy latem oglądali się za rowerami, tak w jesienno-zimowe miesiące popularnością cieszyły się wśród nich niezmiernie futra i inne futrzane wyroby. Kradli je w różnych miejscach i na różne sposoby. Najbardziej ordynarna była tzw. wydra. Doświadczyła to w lutym 1924 r. Mira Salonecka, przechadzając się ul. Nowy Świat, kiedy nagle jakiś opryszek zerwał jej z głowy karakułową czapkę. Futrzane okrycia znikały natychmiast, pozostawione na chwilę w dorożce czy na saniach. Niebezpiecznie było je wietrzyć w oknach na parterze. Nie były bezpieczne na wieszakach w urzędach, restauracyjkach i barach. Złodzieje grasowali wszędzie.
W dalszej części artykułu:
- Dowiesz się, gdzie grasowali złodzieje
- Jakie futra padały ich łupem
- Poznasz kulisy niektórych kradzieży
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.