Katarzyna Kachel

Strachy na talerzu, czyli potworne trendy spożywcze

Strachy na talerzu, czyli potworne trendy spożywcze  Fot. 123rf
Katarzyna Kachel

I m bliżej halloween, tym obficiej polski internet zalewają pomysły na dania upiorne. Widziałam już paluszki kościotrupa z francuskiego ciasta, babeczki à la duchy czy krwiste drinki z nietoperzami. Kuchnia nie zawsze musi być na serio. Ale gdy w jednym z tytułów przeczytałam o strachach na talerzu, na myśl przyszły mi zupełnie inne rzeczy niż potworki z lukru. Oto spożywcze trendy, które przerażają mnie nieodmiennie cały rok.

Sos czosnkowy

O zgrozo, jak wielką miłością Polaków jest sos czosnkowy! Taki na majonezie, z toną konserwantów i wzmacniaczy smaku, wyciskany z plastikowej butli za dopłatą 2 złotych do pizzy, szaszłyków i zapiekanek, a w domu dodawany do parówek i kanapek. Litości! Na ten widok uciekam jak wampir, któremu serce przekłuto kołkiem. Wampiry boją się czosnku w każdej postaci. Ja unikam tylko tej zimnej mazi, która maskuje smak wszystkiego, czym się ją poleje. Sam czosnek jest cudowny. Ale w sztucznym sosie (i potem naszym oddechu) - odstrasza. Warto znać prostą zasadę. Spaghetti z oliwą i czosnkiem - tak. Pizza z sosem czosnkowym - nie.

Wyroby jedzeniopodobne

W PRL-u w sklepach straszyły nas na zmianę puste półki (ach, te przerażające haki na mięso!) i wyroby jedzeniopodobne. Najpopularniejszym była chyba czekolada, która zamiast miazgi kakaowej zawierała tłuszcz, cukier i coś, co dawało brązowy kolor. Dziś czekolady mamy wyśmienite, ale wciąż dajemy się oszukiwać. Kupujemy podrabiany miód, bo się ładnie leje, a nie zbryla, pieczywo, które nie widziało zakwasu, ale drożdże i barwinki karmelowe. Kuszeni ceną i śpiewką o poskramianiu cholesterolu, kupujemy miksy olejów zamiast prawdziwego masła, a wraz z kilogramem kiełbasy przynosimy do domu pół kilo wody, soi i wypełniaczy. Niejeden supermarket to dom strachów. Radzę nie wchodzić bez okularów do czytania drobnego druczku na etykietach.

„Fit” desery

Dietetyczny deser to oksymoron, nazwa - zaprzeczenie, także idei przyjemności, jaką ma dać dobre jedzenie. W zdrowej diecie najważniejsza jest różnorodność i umiar. Jeśli mam zjeść deser bez cukru, laktozy, jaj, glutenu czy choćby masła, to wolę nie zjeść go wcale.
Upiornym przykładem fit deseru są modne puddingi z chia. Te drogie i ponoć ultrazdrowe nasionka, po namoczeniu np. w mleku kokosowym, pęcznieją i stają się jak kisiel (z mnóstwem kalorii), który bardziej niż smakołyk przypomina maź z tanich filmów o duchach. Albo zielone szejki - lepiej zjeść brokuł czy szpinak w sałatce, niż wypić zmiażdżony z bananem. Koktajlom w kolorze kosmitów mówię „nie”. Chyba że na halloween.

Katarzyna Kachel

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.