Strachy i zachwyty. "Piękna i Bestia" w Teatrze Groteska

Czytaj dalej
Zofia Gołubiew

Strachy i zachwyty. "Piękna i Bestia" w Teatrze Groteska

Zofia Gołubiew

Szanowni Państwo, proszę się nie śmiać, ale wybrałam się do teatru na spektakl dla… dzieci. Wprawdzie jest on lansowany jako familijny, ale ja nie byłam ani z dziećmi, ani z wnukami, lecz z całkiem już „dużym” mężem.

Mówię o przedstawieniu „Piękna i Bestia” w Teatrze Groteska, w reżyserii Jana Połońskiego. W wyremontowanej Sali Teatralnej nareszcie siedzi się w wygodnych fotelach, a między rzędami jest sporo miejsca na nogi, a nie wyłącznie na dziecięce nóżki. Zmodernizowano też wentylację. Słowem: komfort.

Na premierowym spektaklu widownia była jakże inna niż na premierach w Starym czy w „Słowaku” - przyszły rzeczywiście całe rodziny. Najważniejszymi gośćmi wieczoru nie był zaś ten czy inny przedstawiciel władzy lub VIP, ale dzieci.

I to stało się dla mnie drugim, fantastycznym spektaklem. Na scenie, w pięknej scenografii, świetni aktorzy odgrywali znane nam sceny z tego osiemnastowiecznego francuskiego klasyka. Pięknie tańczyła i śpiewała wdzięczna Bella, Dominika Guzek, ciężko poruszał się odrażający potwór Bestia, Dominik Gorbaczyński, straszyła czerwonymi ślepiami znakomicie zainscenizowana sfora wilków.

A na widowni… otwarte w podziwie buzie, maluchy wtulone w mamę lub kurczowo ściskające rękę taty, robiące miny do złych sióstr Belli, pękające ze śmiechu z dziwacznej postaci jednego z zalotników. Były też błyszczące zachwytem oczy wpatrzone w różany ogród czy tańczącego ptaka w locie, było podrygiwanie do rytmu piosenek.

Kiedy muzyka wzmagała atmosferę grozy, rozlegały się uspakajające szepty rodziców czy dziadków, mimo to, jedna z dziewczynek stanęła tyłem do sceny - żeby nie widzieć, co się tam dzieje. Chłopcy ukradkiem przymykali powieki, wstydząc się okazywać lęk.

A my z mężem zastanawialiśmy się czy ten niełatwy tekst, mówiący o tym, co jest tak naprawdę ważne i piękne w drugim człowieku, nie jest zbyt trudny dla maluchów.

Wracaliśmy mroźnym Krakowem, przed nami szła mama z małą dziewczynką w ciepłej kurteczce, czapce „z uszami”, botkach z futerkiem. I usłyszeliśmy, jak dziecięcym głosikiem zwierza się mamie: „…i wiesz, Mamo, z tej ich wielkiej miłości, to aż się popłakałam”. Odebrała to, co najważniejsze, i to jak!

Dla takich „recenzji” paroletniego szkraba warto, by Groteska nadal trudziła się przygotowując kolejne spektakle.

Zofia Gołubiew

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.