Paweł Gzyl

Stanisława Celińska zawsze przed występem prosi Boga, aby z nią był

Stanisława Celińska udowadnia, że o sukcesie nie zawsze decyduje obecność w plotkarskich mediach. Płyta „Atramentowa”, nagrana przez aktorkę, pokryła Fot. Karolina Misztal Stanisława Celińska udowadnia, że o sukcesie nie zawsze decyduje obecność w plotkarskich mediach. Płyta „Atramentowa”, nagrana przez aktorkę, pokryła się podwójną platyną.
Paweł Gzyl

Wiarę zaszczepiła w niej babcia, zabierając ją po raz pierwszy do kościoła. Potem bywało różnie: raz miała dla Boga mniej, a kiedy indziej więcej czasu. On jednak jej nie opuścił. Kiedy wydawało się, że sięga dna, wyciągnął do niej pomocną dłoń

Kiedy trzy lata temu ukazała się „Atramentowa”, chyba nikt się nie spodziewał, że ta płyta osiągnie taki sukces. Szybko się jednak okazało, że w ślad za entuzjastycznymi recenzjami w mediach idzie świetna sprzedaż krążka. Do dziś pokrył się on podwójną platyną. Nic więc dziwnego, że Stanisława Celińska na tegoroczny Dzień Matki przygotowała swój kolejny album - „Malinowa” - i w najbliższym czasie ma zamiar poświęcić się śpiewaniu.

- Kiedy wygrałam w 1969 roku Opole z piosenką „Ptakom podobni”, już wtedy proponowano mi nagranie płyty, ale jakoś po macoszemu do tego podchodziłam. Jednak cały czas śpiewałam poezję i piosenkę aktorską. (...) Ludzie mi dziś mówią: „Niech pani śpiewa, niech pani pisze”. Nie mogę udawać, że nic się nie stało i dalej funkcjonować na dwóch frontach. Muszę się skoncentrować na jednym - zapowiada Celińska.

***

Bo tak naprawdę to właśnie muzyka była w jej życiu pierwsza. Mama grała na skrzypcach, miała nawet studiować w paryskim konserwatorium, ale wojna zniszczyła te marzenia. Tata był z kolei pianistą. I tu wojna odcisnęła swoje piętno - muzyk rozchorował się i większość czasu spędzał w domowym łóżku. Kiedy jednak miał lepsze chwile, wstawał i grał na fortepianie, który stał w kącie pokoju.

I właśnie ten fortepian i grana na nim muzyka jest do dziś najjaśniejszym wspomnieniem pani Stanisławy z wczesnego dzieciństwa. Bo przypadło ono na pierwsze lata po zakończeniu wojny. Rodzina Celińskich mieszkała na warszawskiej Pradze, dzieci bawiły się więc na ruinach zniszczonych domów, a matka, aby zarobić na utrzymanie rodziny, grała na ulicy na skrzypcach i zbierała datki do kapelusza. Nic dziwnego, że mała Stasia miała opinię „dzikiego” i „złego” dziecka.

- Miałam trudne dzieciństwo. Myślę, że na początku Bóg nie istniał w nim wcale, raczej piekło. Wychowywałam się w mieszkaniu wciąż nawiedzanym przez ludzi zdesperowanych po wojnie. Na warszawskiej Pradze panowała wtedy mroczna atmosfera, w której mogłam zaginąć, gdyby na horyzoncie nie pojawiła się moja babcia. Postanowiła zabrać trzyletnią Stasię do kościoła - wspomina aktorka w serwisie Deon.

Dzięki wizycie w świątyni przed dzieckiem otworzył się zupełnie inny świat. Po pierwsze - mała Stasia poczuła głód wiary, a po drugie - celebracja katolickiej liturgii sprawiła, że zaciekawił ją teatr. Wszystko to wywarło wielki wpływ na dalsze losy małej Celińskiej.

Czytaj więcej: 

  • jakie piętno na artystce odcisnęło jej ciężkie dzieciństwo?
  • jaką drogę przeszła aktorka od alkoholizmu to ponownego sukcesu?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.