
Miałem i mam piękne i dobre życie - mówi Stanisław Soyka, który nagrał pierwszą od piętnastu lat płytę z własnymi piosenkami - „Muzyka i słowa”.
W kwietniu skończy Pan sześćdziesiąt lat. Jak czuje się sześćdziesięciolatek po przejściach?
Zadziwiająco dobrze. Mówię to bez fałszywej skromności. Czuję się człowiekiem w sile wieku. Moje nowe doświadczenie polega na tym, że właśnie skonsumowałem ojcostwo. Oczywiście nadal jestem ojcem dla swoich synów - ale oni są już na własnych drogach życiowych. Zostali przeze mnie wyposażeni w odpowiednie instrumentarium do samodzielnego życia i tak też czynią. Kochamy się - ale dzięki temu, że oni dorośli, ja mam przed sobą nową i niezagospodarowaną przestrzeń. Wolną głowę i dzięki temu mogłem wrócić do pracy twórczej bardziej intensywnie.
Dba Pan dzisiaj bardziej o zdrowie niż kiedyś?
Nie prowadziłem przez te sześć dekad życia sportowego. Na dodatek pobroiłem trochę z różnymi truciznami. Ta, która była najbardziej francowata, to nikotyna. Intensywne palenie przez ponad czterdzieści lat spowodowało, że stwierdzono u mnie przewlekłą chorobę obturacyjną płuc. Całe szczęście w niektórych przypadkach jest to odwracalne. Pan doktor powiedział mi, że jeżeli nie będę już palił i zrzucę nadwagę, to za jakieś piętnaście lat ta sprawa może mi się wyprostować. Więc prowadzę się grzecznie. Jestem szczęśliwy, że wreszcie udało mi się rzucić cygarety.
W dalszej części tekstu:
- Czego Stanisław Soyka najbardziej żałuje?
- Jak to się stało, że w jego piosenkach pojawił się wpływ Boba Dylana?
- Co spowodowało, że artysta wrócił do autorskich piosenek?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.