Marcin Kędryna

Spindoktorant. Pociąg na zachód

Spindoktorant. Pociąg na zachód
Marcin Kędryna

Wracam pociągiem z Warszawy. Od godziny próbuję wymyślić, o czym by napisać, by nie pisać o polityce. No i mi nie idzie. Bo jak tu się od tej polityki odczepić. Wracam pociągiem, gdyż mi olej na autostradzie postanowił wyemigrować z samochodowego silnika. Samochód trafił do mechanika z pomocą sympatycznego laweciarza z Łowicza. Tanio nie było.

Mechanik nie wie jeszcze, co się stało. I się dziś nie dowie, bo ma pogrzeb. Mechanik dobry. Znam go ze dwadzieścia lat. Kiedyś miewał i dwóch pracowników, i uczniów. Teraz robi sam. Woli tak, bo - jak mówi - młodym, którzy przychodzą, pracować się nie chce. Łeb by tylko w telefonach trzymali. Mechanikowi przez jakiś czas pomagał kolega. Już nie pomaga, bo umarł na COVID. Mechanik robi sam, więc nim na audi przyjdzie kolejka, upłynie trochę czasu.

Do Warszawy jechałem po paszport. W Lubuskiem, na samo złożenie wniosku, czekać bym musiał parę tygodni. W Warszawie wchodzi się z ulicy. Kolejek nie ma. Gdybym w zeszłym tygodniu został w stolicy dzień dłużej, to SMS z informacją o tym, że dokument jest gotowy, nie zastałby mnie na wsi. Nie musiałbym jechać znowu. Olej wyemigrowałby gdzieś koło domu i laweta byłaby tańsza.

Wracam pociągiem z Warszawy. Ledwo na pociąg zdążyłem, bo na Centralnym dopiero do mnie dotarło, że pociągi jeżdżą teraz z Gdańskiej. Ledwo, ale zdążyłem.

W przedziale Ukrainka z komputerem i chłopak wyglądający na żołnierza. Przyjechał wózek z darmową wodą. Jak nigdy zamówiłem gazowaną. Odkręciłem i połowa zawartości butelki wyemigrowała na mnie, na komputer, na telefon. Zupełnie jak olej z audi. Z tym, że tamten emigrował na asfalt. Ukrainka ratowała mnie chusteczkami. Chyba-żołnierz drzemie. W Kutnie dosiadła się objuczona tobołkami pani. Porozkładała je po przedziale i poszła do WARS-u.

Henry Foy (z „Financial Times”) pisze na Twitterze, że kosztująca ponad miliard euro nowa kwatera NATO po rozszerzeniu Sojuszu o Finlandię i Szwecję okazuje się zbyt ciasna. Ciekawy argument na to, żeby NATO nie rozszerzać. Ciekawy choć spóźniony. Finlandia jest już w NATO. Szwecja - jeżeli wsłuchać się w wygłoszone ostatnio w Helsinkach słowa sekretarza stanu Blinkena - zaraz będzie. Kiedyś rosyjska machina działała sprawniej i tego rodzaju dyskusje udawało się jej rozpoczynać w odpowiedniejszych momentach.

„Poland’s government will tell you I’m a Russian stooge. Don’t believe it” - pisze w „Washington Post” Radek Sikorski. Ciekawe, skąd wie, co o nim powie komisja do spraw rosyjskich wpływów. Można się domyślać skąd. Może po prostu zna dokumenty, które będzie badać komisja.

„Kiedy obecny rząd w Warszawie ogłosi, że prowadzi śledztwo w sprawie mojej działalności jako rosyjskiego agenta, czego się spodziewam wkrótce, będzie to tylko pretekst do brutalnego ataku politycznego na członka opozycji” - dalej Sikorski.

„Washington Post” zilustrował tekst Sikorskiego zdjęciem głosujących polskich posłów. Ja bym użył zdjęcia Wasilija Aleksiejewicza Niebienzji, stałego przedstawiciela Rosji przy ONZ, który w czasie obrad Rady Bezpieczeństwa, trzyma w ręce wydruk z tweetem Sikorskiego. Tym, w którym pan Radek dziękuje Stanom Zjednoczonym za zniszczenie gazociągów Nord Stream.

Komisja do spraw rosyjskich wpływów pewnie powstanie. Pewnie wezwie Radka Sikorskiego. On się będzie wił. Tak, jak się wije w tym tekście do amerykańskiego dziennika. Będzie pokazywał swoje zdjęcia z Afganistanu. Opowiadał, jak tak do Sowietów strzelał. Tłumaczył, że bez niego Polska by nie trafiła do NATO, więc co z niego za rosyjski agent. Muszę przyznać, że jakoś się z nim zgadzam. W znaczeniu: jestem się gotów założyć, że rosyjskim agentem nie jest. Agentowi się w taki, czy w inny sposób płaci. Pan Radek takie rzeczy, jak wyżej wymieniony tweet, robił raczej za darmo.

Pieniądze ma skądinąd. Na przykład z Emiratów (Swoją drogą ciekawe jak tam idzie z kontrolą jego oświadczeń majątkowych). Komisja (o ile nie popadnie w jakieś szaleństwo) pewnie nic złego mu nie zrobi, bo trudno jest penalizować głupotę. Za głupotę karzą wyborcy. Chyba że im głupota nie przeszkadza.

W Poznaniu dosiadła się para. Zrobiłem ich walizce miejsce na półce, gdyż udział w powierzchni półek zajmowanych przez tobołki pani, która wciąż nie wróciła z WARS-u, przekracza większość konstytucyjną.

Jak tu się od polityki odczepić, skoro wszystko się z nią kojarzy.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.