Marcin Kędryna

Spin doktorant. A głupich jest poczet nieprzeliczony

Spin doktorant. A głupich jest poczet nieprzeliczony
Marcin Kędryna

Wywróciłem się na elektrycznej hulajnodze. Drugi raz w życiu. Maleńczuk śpiewał, że „człowiek z wiekiem staje się rozumny, człowiek z wiekiem od trumny”. Powinienem wiedzieć, że w zimie, na lodzie, to raczej łyżwy. Choć w związku z tym, że nigdy łyżw na nogach nie miałem, mogłoby się skończyć podobnie. Choć może mniej dotkliwie, bo pewnie bym nie uzyskał takiej jak na hulajnodze prędkości. No i pewnie bym się jakoś rękami ratował, a nie walnął łbem o chodnik.

Z nartami też mi nie po drodze. Zjeżdżałem dwa razy w życiu. Za drugim razem coś nie pykło i najpierw parę miesięcy w gipsie, później kolejne miesiące dochodziłem do siebie. W sumie z pół roku. Z tego akurat się cieszę, bo w przeciwieństwie do dotkniętych białym szaleństwem kolegów oszczędziłem dużo pieniędzy i czasu. Jeśli chodzi o zimowe sporty, to by było na tyle. Choć jest jedna zimowa aktywność, może trochę nietypowa, którą naprawdę lubię. Otóż jest to prowadzenie samochodu w trudnych warunkach. Za każdym razem, gdy się pojawia okazja, trzymam kciuki za zaskakującą drogowców zimę. Niestety, zwykle drogowców zima zaskakuje w miastach, ci od dróg krajowych i autostrad są zwykle bardziej czujni.

Elektryczne hulajnogi wymagają odśnieżonych i odlodzonych chodników. Ale przede wszystkim jednak odpowiedzialnych, rozsądnych użytkowników.

Poprzednim razem na hulajnodze wywróciłem się latem, w czasach hulajnogowej wolnoamerykanki, czyli kiedy jeszcze nie miały ograniczenia prędkości. Skończyła mi się droga koło Dworca Centralnego i wpadłem na szykany założone, by kierowcy nie parkowali samochodów.

Czas był napięty - szczyt kampanii wyborczej, więc o tym, że sobie wtedy połamałem żebra, dowiedziałem się rok później - wyszło na rentgenowskim zdjęciu.

Dlaczego o tym piszę? Może ktoś, kto przeczyta, pomyśli. I się zastanowi. I nie popełni mojego błędu. I w ten sposób, z mojego pękniętego łuku brwiowego będzie jakiś pożytek.

Choć jest to podobnie naiwne myślenie, jak to, że się człowiek na lodzie hulajnogą nie wywali, bo przecież jeździ nie od wczoraj.

Skoro ludzie się nie uczą na własnych doświadczeniach, to dlaczego mieliby się uczyć na cudzych.

Parę dni temu CNN poinformowała, że amerykańskie Patrioty trafią na Ukrainę. Rozmowy są blisko finału, potrzebna jest wyłącznie decyzja prezydenta Bidena. A z tą akurat nie powinno być problemu. Bateria rakiet miałaby szybko trafić do amerykańskiej bazy w Bawarii, gdzie rozpocząć by się miały szkolenia ukraińskiej obsługi.

Cofnijmy się teraz o trzy tygodnie. Przypomnijcie sobie nazwiska byłych wojskowych, specjalistów od obronności, polityków i dziennikarzy, którzy mówili, że pomysł wysłania Patriotów na Ukrainę jest idiotyczny. Przypomnijmy sobie wszystkie redakcje, które bezrefleksyjnie powtarzały te słowa, nie wykonując minimalnej pracy, by zweryfikować, czy naprawdę uzyskanie przez ukraińską obsługę zdolności operacyjnych, musi trwać dwa lata. Przypomnijcie sobie, co wtedy opowiadano i spróbujcie wziąć z tego jakąś nauczkę.

W idealnym świecie autorytety, które łapie się na manipulowaniu prawdą, przestają być autorytetami. Ale świat nie jest idealny. Gdyby był idealny, gdyby ludzie zachowywali się mądrze, pewnie bym w zimie nie wsiadł na elektryczną hulajnogę. Choć bardziej wszedł niż wsiadł. Bo jeździ się przecież na stojąco.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.