Sonet o zmianach w stadninach koni? Raczej post na fejsie [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Bloch
Roman Laudański

Sonet o zmianach w stadninach koni? Raczej post na fejsie [rozmowa]

Roman Laudański

Po śmierci Wisławy Szymborskiej nie przeżyłem żadnej żałoby - przyznaje Michał Rusinek, pisarz, tłumacz, wieloletni sekretarz noblistki. - Pojawiła się podczas pracy nad książką „Nic zwyczajnego”.

- Przez piętnaście lat był pan sekretarzem Wisławy Szymborskiej. Łapie się pan jeszcze np. w porze wspólnej kawy na jej nieobecności?
- Najbardziej odczuwam jej nieobecność w sytuacjach dość kuriozalnych, kiedy np. podróżujemy z żoną i w jakimś mieście widzimy „dziwność”, która by się pani Wisławie spodobała. Oboje łapiemy się na tym, że mamy ochotę to kupić, tylko nie ma już dla kogo. Nie lubię też wchodzić do mieszkania Wisławy Szymborskiej, w którym mieszka teraz jej przyjaciółka.

- Wzruszająco opisał pan w książce chorobę, odchodzenie i śmierć Wisławy Szymborskiej.
- Książkę potraktowałem trochę w autoterapeutyczny sposób. Nie wiedziałem, że tak się stanie, bo gdybym przewidział, to pewnie by mnie to jeszcze mocniej przyblokowało. Nie jestem psychologiem, ale zauważyłem, że po śmierci Szymborskiej nie przeżyłem żadnej żałoby. Nie było czasu. Trzeba było wtedy uporządkować wiele spraw. Praca w Fundacji Wisławy Szymborskiej ciągle jest dla mnie tym „szuraniem papierami”, naturalnym ciągiem dalszym mojej piętnastoletniej pracy z Wisławą Szymborską. Kiedy pierwszy raz przeczytałem tę książkę robiąc korektę, to właśnie wtedy przeżyłem po niej żałobę.

- Niektórzy pytają, czy lata wspólnej pracy w jakiś sposób ukształtowały pana?
- Nie jestem dobrym adresatem tego pytania, bo to kawał mojego życia. Bardzo mi jest trudno wyobrazić sobie, co by się działo, gdybym nie podjął się wtedy tej pracy. Zawdzięczam jej z pewnością szczególny stosunek do języka. Nauczyła mnie - mimo mojego wykształcenia filologicznego - dwóch rzeczy: czułości i czujności. To się przydaje.

BYD160224BD_28.jpg
Dariusz Bloch Michał Rusinek gościł w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bydgoszczy w ramach programu Dyskusyjne Kluby Książki.

- Podobno jesteśmy narodem niezwykle poetyckim. Pięć milionów Polaków pisze wiersze, a tylko milion czyta, jak podała „Polityka”.
- Dla mnie niezwykłe jest to, że w Polsce tak wielką estymą cieszy się zawód poety. To chyba pozostałość z czasów romantycznych, zaborowych i postrzegania roli poety między Wernyhorą a strażnikiem najświętszego języka, który pozwoli narodowi przetrwać. Ten romantyczny model poety sprawdzał się później doskonale w czasach komunizmu. Wisława Szymborska nie pasuje do tego modelu. Nie można zarzucić, że jej poezja jest niepatriotyczna. Była patriotyką, ale uważała się za patriotkę języka przede wszystkim. Dla niej język polski był jedynym, w którym mogła żyć i tworzyć. To raczej jest kwestią jej stosunku filozoficznego i emocjonalnego do języka. Jej filozofia języka przejawia się nie tylko w ironii poważnych wierszy, ale i w surrealizmie wierszy niepoważnych, a także w wycinanych kolażach, które tworzyła. To filozofia bliższa modelowi anglosaskiemu, a nie romantycznemu. Żart językowy, literacki, jest dowodem na poważne traktowanie języka, także i tego oderwanego od rzeczywistości.

- Może tym „narodowym” pisaniem leczymy jakieś polskie traumy? Co nas pcha do zaczerniania papieru?
- Mam swoją teorię: kiedy w Tatrach wieje wiatr halny, to odczuwa się go w Krakowie. I wtedy następuje wysyp poetów. Ale teraz serio: dla Szymborskiej pisanie było aktem komunikacji z czytelnikiem. To był dialog, albo raczej zaproszenie do dialogu. Miłosz twierdził, że „pisać należy z rzadka i niechętnie”. Z pewnością Wisława Szymborska podpisałaby się pod tą frazą. Uważała, że w literaturze jest za dużo gadulstwa. Najbardziej lubiła skracać. Czytała wiersz i mówiła: „jeszcze za długi”. Uważała, że język poetycki musi być skondensowany.

- No i bardzo uważnie czytała wiersze młodych poetów, którzy wysyłali swoją twórczość do „Życia Literackiego”. Wspomina o tym m.in. Adam Zagajewski, któremu w młodości Szymborska poleciła „dużo czytać, nie tylko wiersze”.
- Prowadziła dwie stałe rubryki: felietony o książkach oraz na zmianę z Włodzimierzem Maciągiem „pocztę literacką”. W tym drugim przypadku nie były to porady dla prawdziwych początkujących poetów, lecz rodzaj fikcji: Szymborska chcąc skrytykować jakieś grafomańskie pomysły nie cytowała oryginalnych, żeby nie urazić autora, lecz sama wymyślała podobne. I je miażdżyła.

- Czy dziś do Fundacji Wisławy Szymborskiej poeci nadal wysyłają swoje wiersze lub prośbę o sfinansowanie druku tomiku poetyckiego?
- Mamy jasne zasady zapisane w statucie. Nie zajmujemy się publikowaniem. Organizujemy poetycką nagrodę. Przy pierwszej edycji, owszem, otrzymywaliśmy maszynopisy, kserokopie i wydruki, ale teraz już wszyscy wiedzą, że w konkursie mogą brać udział książki z numerem ISBN (Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki, dzięki któremu można zidentyfikować m.in. wydawcę - przyp.red.). Tylko takie są brane pod uwagę.

- Poetę Zagajewskiego przywołałem z powodu jego niedawno opublikowanego wiersza pt.: „Kilka rad dla nowego rządu”. „Wszyscy profesorowie prawa konstytucyjnego powinni być dożywotnio internowani.
- Poetów można zostawić w spokoju, i tak nikt ich nie czyta. /Potrzebne są obozy odosobnienia, ale łagodne, żeby nie drażnić ONZ”. Znowu dożyliśmy czasów, w których poeci muszą walczyć o Polskę? Jesteśmy na progu jakichś czasów, ale przyznam: nie wiem, jakie one będą. Rysują się analogie, ale analogia jest niebezpieczną figurą. Niektórzy mówią: ach, teraz będzie tak jak za komuny. Ale to nie jest dobre. Zatraca się krytycyzm...

- ...i czujność?
- Pewnie też. To mogą być ciekawe czasy dla poetów. Sam nie jestem poetą, nie mam w sobie potrzeby pisania wierszy. Poezja odeszła od zaangażowania Nowej Fali (polski ruch poetycki z lat 1968 - 1976 przyp. red.), od reagowania na język, jak to było u Stanisława Barańczaka czy Ryszarda Krynickiego. Czy w tych czasach poezja będzie jeszcze mogła działać? Nie wiem. To może być ciekawe.

- Tylko czy polityczne wiersze nie „zniżą świętej mowy do bełkotu trybuny” jak pisał Zbigniew Herbert w wierszu „Do Ryszarda Krynickiego - list”.
- A może taka twórczość zadziała ożywczo? Stanie się przeciwwagą dla wierszy czysto lingwistycznych, zamykających się w grach między znaczeniami, z czym mamy do czynienia od pewnego czasu.

- A może wiersz Adama Zagajewskiego jest próbą przeciwwagi twórczości Jarosława Marka Rymkiewicza, poety z Milanówka, który pisał m.in. o krwi na rękawiczce Tuska?
- Wolałbym uniknąć takich analogii. Powiem tylko, że nie lubię, kiedy wiersze zbliżają się do publicystyki. Chyba że mają być satyrą, ale satyrę zostawiłbym satyrykom.

- To chyba twórczość „pod wpływem” szczególnego wkurzenia. No bo jak tu się nie wkurzyć, kiedy wszyscy rozmawiają o „dobrej zmianie”, która doszła nawet do stanowisk w stadninach koni?
- Trudno byłoby o tym napisać sonet, raczej post na Facebooku, to byłaby szybsza reakcja. Albo utwór satyryczny. We współczesnych czasach taką funkcję pełnią memy... Ostatnio czytałem wybór wierszy Juliana Kornhausera. Jego teksty były pisane w latach 70. czy 80. w czasach koszmarnie zniszczonego języka...

- ...politycznej, komunistycznej nowomowy.
- Te wiersze brzmią dziś niepokojąco aktualnie. Są adekwatne także do językowej zmiany, którą nam zafundowano.

- Wisława Szymborska miała problem z częścią swojej socrealistycznej twórczości? Te wiersze o Stalinie czy partii... Krytykowana za to była wielokrotnie także na forach internetowych.
- Miała z tym problem, zresztą co jakiś czas ktoś jej to wypominał. Janusz Głowacki powtarza, że Polacy mogą wszystko wybaczyć poza sukcesem. Zaraz po Noblu pojawiła się książka: „Dwie twarze Szymborskiej”, której autorzy z lubością wypominają jej okres zaangażowania. Ona sama traktowała go jako błąd młodości, mówiła o tym publicznie m.in. po tym, kiedy dostała nagrodę Goethego. Tłumaczyła to fascynacją pokoleniową. Odniosła się do tego również w filmie Katarzyny Kolendy-Zaleskiej.

- Wiersz Szymborskiej „Nienawiść” został wydrukowany w „Gazecie Wyborczej” na pierwszej stronie.
- Miała o to żal do Adama Michnika, ponieważ wysłała ten wiersz do „Gazety Wyborczej” i myślała, że zostanie on wydrukowany na stronach kulturalnych, a on poszedł na pierwszej stronie. Zdaniem Michnika był to doskonały komentarz do upadku rządu Olszewskiego i tamtej atmosfery. Wyciągano później Szymborskiej, że zabrała głos w sprawie politycznej, a to był tylko kontekst, w którym umieszczono ten wiersz.

- Zastanawiam się, co noblistka mogłaby doradzić nobliście w sprawie TW „Bolka”?
- Bardzo trudno jest dzisiaj „gdybać”, ale myślę, że to, co się teraz odbywa, bardzo by ją zasmuciło. „Bolek” „Bolkiem”, ale Wisława Szymborska uważała ostatnie ćwierćwiecze za ogromny sukces Polski. Była z tego dumna i wielokrotnie mówiła, jakie to jest ważne, szczególnie dla ludzi takich jak ona wychowanych w innej epoce. Próby wymazywania, napisania historii od nowa byłyby dla niej bardzo niepokojące.

- Ostatni raz „zagdybam”: Wisława Szymborska wybrałaby się na demonstrację KOD-u?
- Nie była „zwierzęciem stadnym”, że wyrażę się w sposób mało elegancki. Nie wiem, czy wybrałaby się akurat na tę demonstrację, ale kto wie, kto wie?

Roman Laudański

Nieustającą radością w pracy dziennikarskiej są spotkania z drugim człowiekiem i ciekawość świata, za którym coraz trudniej nam nadążyć. A o interesujących i intrygujących sprawach opowiadają mieszkańcy najmniejszych wsi i największych miast - słowem Czytelnicy "Gazety Pomorskiej"

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.