Smecz towarzyski. Więcej prądu
Wkrótce ruszają w Polsce dopłaty na samochody elektryczne, co wprowadzi nas w motoryzacyjny krąg cywilizacji zachodniej. Nie wróżę wprawdzie dealerom wielkiego sprzedażowego sukcesu - nie dlatego jednak, że akurat głośno o podwyżkach cen prądu, po prostu „elektryki” wciąż są bardzo drogie - ale ciekawie byłoby ten sukces na własne oczy zobaczyć. Nie, nie chodzi nawet o walkę o klimat, niższą emisję CO2 i ratowanie planety. Po prostu gwałtowny wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną mógłby stać się nie lada wyzwaniem.
Wpadł mi w ręce świetny wywiad, jakiego w tym roku miesięcznikowi „Architektura Murator” udzielił Reinier de Graaf, holenderski architekt, partner w biurze OMA( założonym przez słynnego Rema Koolhaasa) i wykładowca MIT. To rozmowa o rozwiązaniach pozwalających zapobiec globalnej katastrofie. I eko-zaklęciach. De Graaf powiada: „W Holandii intensywnie promowane są samochody elektryczne, jednak rząd, lansując je jako zeroemisyjne, w celu dostarczenia energii do ładowania ich baterii buduje elektrownie węglowe, ponieważ są one tańsze. Koniec końców produkują one więcej dwutlenku węgla niż wyemitowałyby wszystkie auta z silnikami spalinowymi razem wzięte”.
Jest jednak pewne rozwiązanie, które mogłoby połączyć lokalny konserwatyzm ze zwiększonym wkładem odnawialnych źródeł energii
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.