Smecz towarzyski. Reforma edukacji, czyli w rządzie PiS nie ma złych ministrów, są tylko źle postrzegani
Minister edukacji Anna Zalewska pod koniec maja napisała do rodziców uczniów drugich klas gimnazjalnych i siódmych szkół podstawowych list. W skrócie: wszystko jest super, reforma jest super, nie martwcie się, za rok licea będą przygotowane na przyjęcie waszej ponadnormatywnej liczby w dwóch odmiennych systemach i programach nauczania. Być może kogoś przekonała, ale nie własnego premiera. W nagrodę za dobrą i ciężką pracę ustawił ją na czele rankingu ministrów, których w pierwszej kolejności należy spuścić po brzytwie.
Karkołomnie byłoby jednak zakładać, że jest to efekt głębszej refleksji nad sposobem wprowadzania zmian w edukacji (bo na dyskusję o ich sensie, na którą nigdy nie znaleziono czasu, jest już o wiele za późno). Tu raczej działa ulubiona reguła PiS, że w naszym rządzie nie ma złych ministrów, są tylko źle postrzegani.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.