Smecz towarzyski. Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Dożyliśmy lat dwudziestych i jest to informacja bez wątpienia pozytywna. Z dość zrozumiałych względów u nas brzmi to w ogóle wyjątkowo, historycznie wszak zbitka „lata dwudzieste” sprawia, że uruchamia się w Polaku cała aparatura odpowiedzialna za sentymentalne westchnienia.
Bo nie tylko powiew wolności i II Rzeczpospolita, ale - jak mniemam - przede wszystkim Kwinto, kasiarze, wodewil, Dymsza i „W starym kinie” Stanisława Janickiego. Iluzja czasów, których świadków już nie ma, wyczarowana z filmów i piosenek, a nie wzięta z książek naukowych. Traf chce bowiem, że lata dwudzieste, a także trzydzieste, które dla wzruszeń stały się pretekstem - czyż nie każdy jest w stanie z marszu ten refren zanucić? - przesadnie wzruszające bynajmniej nie były. Tak się jednak pechowo złożyło, że wyjścia za bardzo nie mieliśmy, do czegoś tęsknić przecież trzeba było, a nikt już nie pamiętał epoki Zygmunta I Starego.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.