
Po siedmiu tygodniach nieobecności, po 28 - godzinnej podróży, Łukasz Łagożny wrócił do domu w Sanoku. „Prysznic jest bezcenny, do tego mycie głowy szamponem... świetne uczucie” żartował na swoim Facebooku pierwszy w tym roku Polak, który stanął na najwyższym szczycie ziemi.
Niedziela była ważnym dniem w rodzinie Łagożnych. Julka miała uroczystość pierwszej komunii.
- Obiecałem córce, że zrobię wszystko, żeby wrócić z Himalajów, i oto jestem - śmieje się Łukasz Łagożny.
Gdy rozmawialiśmy z nim w piątek rano, był pełen energii. - Największe emocje już opadły, ale muszę przyznać, że kiedy wjeżdżałem do Sanoka, to odżyły - mówi.
W dalszej części tekstu przeczytasz m.in.:"Jemu się udało: wrócił bez odmrożeń, bez urazów. Ale w obozach niemal codziennie słyszał o tych, od których „góra gór” okazała się silniejsza."
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.