Sam siebie pytam, czy sprostam zadaniu?

Czytaj dalej
Fot. Marcin Makówka
Maria Mazurek

Sam siebie pytam, czy sprostam zadaniu?

Maria Mazurek

Sierpień 2005 roku. Kraków, przy dźwiękach dzwonu Zygmunta, wita nowego metropolitę. Arcybiskup Stanisław Dziwisz pod Wawel przyjechał z Watykanu zaledwie kilka tygodni wcześniej. Podobno - dość niechętnie. Miał liczyć na to, że po śmierci Jana Pawła II zostanie w Rzymie, porządkując pamiątki po swoim przyjacielu i tam, w Watykanie, zajmując się szerzeniem jego kultu. Ale papieżowi - to była decyzja Benedykta XVI - przecież się nie odmawia.

Słowa arcybiskupa Dziwisza (kardynałem zostanie pół roku później) podczas ingresu brzmią skromnie: - Z drżeniem serca pytam sam siebie, czy sprostam temu zadaniu. Czy ono nie jest ponad moje siły? - zastanawia się publicznie.

Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedza jako metropolita krakowski, jest kuchnia dla ubogich.

Wierni nowego metropolitę bezwarunkowo kochają. W końcu - to sekretarz, najbliższy współpracownik i przyjaciel ukochanego papieża. Na Dziwisza nawet mówi się „mały papież”.

Na jego ingres przyjeżdża lewicowy prezydent, Aleksander Kwaśniewski. I dziennikarze niemal z całej Europy. Także goście z Kazachstanu, z Ameryki, z Rosji. I jeszcze 80 tysięcy innych ludzi. Wszyscy widzą w nim nadzieję na odnowienie krakowskiego - a także polskiego - Kościoła, na otwarcie go na ludzi, na odpolitycznienie. Oczekiwania są wielkie.

Podsycane są jeszcze przez pierwsze słowa i pierwsze gesty nowego metropolity.

Po 11 latach w Krakowie słychać pytanie: - Co się stało z tamtym Dziwiszem?

Niektórzy mówią, że człowiek, który miał odnowić krakowski Kościół, zafundował mu jeszcze większe skostnienie. Że nie dał rady, nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Ale inni, a jest ich niemało, o krakowskiej działalności kardynała Dziwisza mówią wyłącznie w superlatywach.

Misja JPII na 100 procent

Jakim metropolitą był kardynał Stanisław Dziwisz? Błażej Strzelczyk, publicysta zajmujący się sprawami Kościoła z „Tygodnika Powszechnego”, chwilę się zastanawia. - Poza tym, że był cierpliwy i stroniący od gwałtownych ruchów czy pochopnych decyzji, to niewiele więcej można o nim powiedzieć - odpowiada.

Mianem „poprawnego” czy „przeciętnego” określa go również Jarosław Makowski, filozof, teolog, publicysta zajmujący się sprawami Kościoła. - Wydaje mi się, że nie wykorzystał potencjału, który posiadał jako spadkobierca Jana Pawła II, świetnie znający Watykan. Nie wyrósł na lidera polskiego Kościoła, postać, która zapisze się na kartach jego historii - mówi Makowski.

Ksiądz Wojciech Pełka z kościoła Zmartwychwstania Pańskiego w Krakowie: - Być może oczekiwania były inne, ale kardynał Dziwisz przyjechał do Krakowa z konkretną misją: szerzyć przesłanie Jana Pawła II. I na tym, przez te 11 lat, się skupił. Stąd te relikwie, wydawnictwa poświęcone papieżowi, budowa Centrum Jana Pawła II. Za jego „kadencji” papież został najpierw beatyfikowany, a później kanonizowany. Projekt ukończony w 100 proc. W tej przestrzeni, jak na 11 lat, kardynałowi udało się zrobić dużo.

- A w jakim obszarze udało się mniej?

- Nie wiem. Przyjechał z „planem JPII” i go wypełnił.

Rzeczywiście, zaniedbań w pielęgnowaniu dziedzictwa Jana Pawła II kardynałowi Dziwiszowi absolutnie zarzucić nie można. Metropolita często cytuje myśli papieża Polaka. Chętnie opowiada - również na spotkaniach publicznych - o latach, które spędził przy boku Jana Pawła II. Dzieli się wspomnieniami.

Ksiądz Robert Nęcek, przez 11 lat rzecznik krakowskiej kurii: - Przy stole, podczas posiłków, kardynał chętnie opowiadał o papieżu. To był czas, kiedy mogliśmy zapytać go o jakieś wspomnienia.

W 2014 roku - również dzięki Dziwiszowi - w Wadowicach, w domu rodzinnym Karola Wojtyły, powstało nowoczesne muzeum papieskie. Interaktywne wystawy, ciekawa narracja, dobre opinie turystów i profesjonalistów. Muzeum ma dobrą opinię i ściąga do Wadowic tłumy pielgrzymów, nie tylko z Polski.

Ale dla kardynała Dziwisza najważniejsze jest powstanie Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” w Łagiewnikach. Na jego budowę przeznacza wpływy z książki „Świadectwo”, będącej wywiadem-rzeką o latach przy boku Jana Pawła II.

Ale te dziwiszowe tantiemy to zaledwie kropla w morzu potrzeb.

kard. Stanisław Dziwisz
Adam Wojnar Wigilia dla ubogich, organizowana przez Jana Kościuszkę na krakowskim Rynku

Na budowę Centrum Jana Pawła II potrzeba około 200 milionów złotych. W pewnym momencie sytuacja jest podbramkowa; wykonawca czeka, papiery są, ale brakuje pieniędzy. Nie wiadomo, czy nie trzeba będzie przerwać budowy.

Trzeba działać szybko.

Wtedy kardynał Stanisław Dziwisz zjawia się u Romana Kluski, sądeckiego przedsiębiorcy, założyciela Optimusa.

Kluska słynie ze swojej religijności; w mediach szczerze wyznaje, że przeżył nawrócenie, a kłopoty z fiskusem i pobyt w areszcie (zarzuty były niesłuszne, co orzekł sąd) nie zabiły go tylko dzięki modlitwie i wsparciu Boga. Kardynał Dziwisz liczy na pomoc biznesmena. Mówi, jaka jest sytuacja.

Kluska potrzebuje czasu do namysłu, bo chodzi o ogromne (nawet dla niego) pieniądze. Ale jeszcze tego samego dnia oddzwania. - Pomogę - deklaruje.

Do końca nie wiadomo, ile Roman Kluska przeznaczył na budowę Centrum Jana Pawła II. Na ten temat milczą i przedsiębiorca, i kuria. Ale tego dnia, kiedy Kluska wymieniał (co zaplanował już wcześniej) dolary na złotówki pod budowę łagiewnickiego kompleksu, kurs polskiej waluty - przez jakąś awanturę w Sejmie - dosłownie na chwilę gwałtownie spadł.

Kluska uważa, że to cud.

W 2011 roku w dolnej kaplicy Sanktuarium Jana Pawła II zostaje wprowadzona ampułka z krwią papieża. Misja JPII się wypełnia.

Kościół toruński i łagiewnicki

W 2006 roku, po tym, jak kardynał Dziwisz przyjął polityków Prawa i Sprawiedliwości, Jan Maria Rokita powiedział: „Niech w Polsce wygra katolicyzm łagiewnicki, a nie toruński”.

Ten podział - na Kościół toruński (czyli radiomaryjny, konserwatywny, ksenofobiczny, zamknięty) i łagiewnicki (bardziej liberalny, ekumeniczny, czerpiący ze spuścizny Jana Pawła II) publicyści będą wykorzystywać później wielokrotnie.

kard. Stanisław Dziwisz
Adam Wojnar Środa Popielcowa. Głowę kardynała Dziwisza popiołem posypuje kard. Franciszek Macharski

Bo na początku „metropolitowania” Dziwisza rzeczywiście wydawało się, że te umowne Kościoły dzieli przepaść.

Kardynał Dziwisz w 2007 roku do biskupów na Jasnej Górze powiedział: „Jesteśmy na progu niebezpieczeństwa kryzysu. Coraz częściej Radio Maryja nie jest składnikiem jedności polskiego Kościoła, lecz staje się elementem przetargu oraz rozgrywek politycznych i społecznych”.

- Po takich słowach rzeczywiście można było mieć nadzieję, że Dziwisz będzie metropolitą stawiającym na otwartość, ekumeniczność, otwierającym Kościół, jednoczącym go - wymienia prof. Joanna Hańderek, filozof kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Ale na ładnych zapowiedziach się skończyło. Kolejne lata pokazały coś innego - kwituje.

Rzeczywiście, stosunek kardynała Dziwisza do Radia Maryja i ojca Tadeusza Rydzyka ulegał zmianie. Dwa lata temu zjawił się na urodzinach rozgłośni w Toruniu, gdzie podkreślił, że wcale nie ma podziału na Kościół łagiewnicki i toruński.

Na tej samej uroczystości metropolita krakowski mówił też: „Ojcze Dyrektorze, drodzy Ojcowie Redemptoryści, dziękuję Wam za dzieło, które ofiarnie prowadzicie. Macie w ręku wielkie dobro. Należy się Wam wdzięczność Kościoła i ludzi dobrej woli”.

Za co krytykuje się metropolitę

Ci, którzy krytykują kardynała Dziwisza, wytykają mu też coś innego: to, że w kwietniu 2010 roku tak szybko zgodził się na pochówek Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.

Niektórzy, jak prof. Hańderek, mówią wprost: - Patrzę na to jako osoba spoza Kościoła, ale przyglądająca się mu uważnie; kardynał Dziwisz uprawiał mariaż duszpasterstwa z polityką, a to zawsze kończy się źle. Czego najlepszym dowodem jest to, że zgodził się na to, by pochować prezydenta Kaczyńskiego na Wawelu. Nie muszę mówić, ile to zrodziło w Polsce sporów i podziałów - wytyka.

Inni, jak ksiądz Kazimierz Sowa (mimo że Sowa jest uważany za kapłana liberalnego, o kardynale Dziwiszu wypowiada się bardzo ciepło) o kwietniu 2010 roku mówi znacznie ostrożniej: - Jedynym momentem przez te 11 lat, kiedy na Franciszkańską zawitała polityka, była katastrofa smoleńska. Z perspektywy czasu wydaje się, że zgoda na pochówek na Wawelu nie była najtrafniejszą decyzją kardynała. Ale i tu będę go bronić: uległ tym, którzy w kwietniu 2010 roku urządzali na Franciszkańską pielgrzymki - opowiada ksiądz Sowa.

Liberalnym środowiskom nie podoba się również stosunek kardynała Dziwisza do zapłodnienia metodą in vitro. Wprawdzie kardynał Dziwisz powtarza tylko ogólne stanowisko Kościoła w tej sprawie, ale robi to w dość ostrych słowach. Na przykład: „Trudno uznać za ludzkie rozpoczęcie historii człowieka w próbówce”.

I za co kardynała się chwali

Stosunek do in vitro uczciwie trzeba jednak zestawić z inną formą ochrony życia, na którą postawił kardynał Dziwisz. Bo to z jego inicjatywy w 2006 roku w Krakowie powstało pierwsze w Polsce „okno życia” - czyli miejsce, w którym matka może zostawić swoje nowo narodzone dziecko, jeśli nie czuje się na siłach, aby je wychowywać. Za tę inicjatywę kardynała Dziwisza chwalili wszyscy, a wkrótce za przykładem Krakowa poszły kolejne miasta w Polsce.

Poza tym metropolita krakowski kończy swoją posługę „w chwale”, bo kilka miesięcy po Światowych Dniach Młodzieży. W lipcu 2016 roku do Krakowa zjechały trzy miliony młodych katolików z całego świata, by wspólnie modlić się, tańczyć, chwalić Boga.

To święto - a przecież papież Franciszek zostawił kardynała Dziwisza na stanowisku dłużej właśnie po to, by nadzorował jego organizację - okazało się wielkim sukcesem. I to jest zdanie nie tylko katolików. Wszyscy widzieli Kościół roześmiany, silny, młody, kolorowy.

Wielki udział miał w tym krakowski metropolita.

Maria Mazurek

Jestem dziennikarzem i redaktorem Gazety Krakowskiej; odpowiadam za piątkowe, magazynowe wydanie Gazety Krakowskiej. Moją ulubioną formą jest wywiad, a tematyką: nauka, medycyna, życie społeczne. Jestem współautorką siedmiu książek, w tym czterech napisanych wspólnie z neurobiologiem, prof. Jerzym Vetulanim (m.in. "Neuroertyka" i "Sen Alicji"), kolejne powstały z informatykiem, prof. Ryszardem Tadeusiewiczem i psychiatrą, prof. Dominiką Dudek. Moją pasją jest łucznictwo konne, jestem właścicielką najfajniejszego konia na świecie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.