Były lider lewicy nie był żadnym tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa. Jego kontakty z agentami były jawne, bo wynikały z obowiązków służbowych - orzekł w czwartek szczeciński sąd.
Wyrok nie jest prawomocny. IPN może się odwołać. To już kolejny proces w tej sprawie, która ciągnie się od lat. Biuro lustracyjne IPN oskarżyło Jacka Piechotę, że skłamał w oświadczeniu lustracyjnym w 2011 r. Zataił, że był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i donosił na ludzi z harcerstwa, gdy był szefem ZHP.
Kwestia Piechoty jako tajnego współpracownika SB pojawiła się po raz pierwszy w 1992 roku, po ujawnieniu tzw. listy Maciarewicza, na której występował on jako tajny współpracownik „Robert”. Teczki agenta o tym pseudonimie, osobowa i pracy, zostały zniszczone.
Piechota konsekwentnie zaprzeczał jakoby był tajnym współpracownikiem. (TW). Tłumaczył, że każdy w PRL na ważnym stanowisku był odwiedzany przez funkcjonariuszy SB.
- Ale nie były to żadne tajne spotkania, a oficjalne - mówił.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.