Rzym, miasto z duszą. Osobista podróż z Magdaleną Wolińską-Riedi

Czytaj dalej
Katarzyna Kachel

Rzym, miasto z duszą. Osobista podróż z Magdaleną Wolińską-Riedi

Katarzyna Kachel

Gdzie rzymianie piją rano kawę, gdzie można zjeść najlepszą pizzę, dlaczego papież w XII wieku zlecił stworzenie okna życia? Magdalena Wolińska-Riedi, dziennikarka, korespondentka w swojej książce „Mój Rzym” (wyd. Znak) pokazuje Wieczne Miasto w sposób niesztampowy, bo od podszewki. To miasto odkrywane przez detale, zaułki i ludzi, których losy wpłynęły na jego wielką i małą historię

Czy Rzym można zrozumieć, jeśli się nie jest rzymianinem i nie zna języka?
Osoba obca, która pierwszy raz postawi nogę w Rzymie, będzie w stanie postrzegać to miasto jedynie powierzchownie. To metropolia tak przytłaczająca wielkością swej historii i bogactwem, że siłą rzeczy wpierw chłonie się wszystkie jej największe, najbardziej ewidentne i spektakularne skarby: Watykan z placem Świętego Piotra, Koloseum, zabytek, który w 2018 roku był najczęściej zwiedzanym miejscem na świecie, potem Fontannę di Trevi, Panteon, Schody Hiszpańskie i tak dalej. By poczuć to, co jest w tkance tego miasta pod jego powierzchnią, trzeba się z Rzymem oswoić, pobyć w nim, posmakować. Trzeba dobrego przewodnika, by wejść pod skórę Rzymu, pod jego podszewkę i znaleźć tam duszę miasta.

Jaka jest ta dusza?
Wielowarstwowa. Na tę wielopłaszczyznowość składają się następujące po sobie epoki, etapy dziejów, które się wzajemnie przenikają, zazębiają, ale nie są odrębne, tak, jakby nigdy się nie zamknęły, lecz dawały początek czemuś nowemu. Freud powiedział kiedyś, że Rzym jest jak psychika człowieka, ma pamięć tego co było i to ma wpływ na teraźniejszość. Kolejne elementy nadbudowują się, ale nie stanowią niczego odrębnego; tworzą piękną całość, logiczną mozaikę. Ta kompleksowość przejawia się w architekturze, uderza na pierwszy rzut oka. To warstwa powierzchniowa, którą odbieramy fizycznie, intuicyjnie, spacerując po cudownych renesansowych i barokowych placach, docierając choćby do Piazza di Pietra, urokliwego, maleńkiego placyku, na którym dominuje potężne Hadrianeum, starożytna świątynia cesarza Hadriana z olbrzymimi kolumnami. Czy też przemierzając Corso Vittorio Emanuele, główną arterię prowadzącą zza Tybru, z Watykanu do centrum Rzymu, z której trafiamy prosto na Largo di Torre Argentina, gdzie odsłaniają nam się spektakularne pozostałości czterech świątyń starożytnego Rzymu. W budynkach, kamienicach, pałacach renesansowych czy barokowych, ba! nawet w sklepach czy na sklepieniu małych pracowni rzemieślniczych znajdziemy ocalone elementy starożytne, fragmenty murów czy kolumn, które zostały przez nie wchłonięte, nie tracąc przy tym swojej osobnej bezcennej wartości historycznej.

Po ilu latach mieszkania w Rzymie odważyłaś się napisać ten osobisty przewodnik?
Masz rację, to była niemała odwaga i skok na głęboką wodę już w momencie samej decyzji. Nie dlatego nawet, że się w Rzymie nie urodziłam, ale dlatego, że jest całe mnóstwo przewodników i setki ekspertów, którzy o Rzymie piszą. Mamy doskonałą literaturę, choćby Ponikiewskiego czy Łysiaka i jego „Wyspy zaczarowane”, a jeszcze wcześniej przecież o Rzymie cudownie pisał Goethe, Stendhal i wielu innych. Rzym jest przedmiotem rozpraw literackich i prac naukowych. Pisząc „Kobietę w Watykanie” i kolejne dwie części mojej „Trylogii Watykańskiej” czułam się na swoim miejscu, miałam przewagę, bo świetnie znałam teren i byłam jedną z niewielu osób na świecie, które za watykańskim murem mieszkały i mogły tak intymnie o nim opowiedzieć. A Rzym, w którym żyję od 20 lat, czy go znam? Jeśli wpiszemy w wyszukiwarkę np. hasło „Panteon”, pojawią się tysiące źródeł, odniesień i opisów. To studnia bez dna! Historyczne centrum Rzymu to 14 tysięcy metrów kwadratowych w obrębie murów aureliańskich. Na tym obszarze jest co najmniej 25 tysięcy przeróżnych zabytków, z których każdy może być tematem do pogłębienia, analizy czy wręcz do napisania całej książki. Wiedziałaś, że Karolina Lanckorońska, księżna i przyjaciółka papieża Jana Pawła II, całą swoją rozprawę doktorską poświęciła wnętrzu jednego tylko rzymskiego kościoła Il Gesù? Rodzi się więc pytanie, jak ten Rzym pokazać tak, by było ciekawie i po prostu inaczej? Było to niesamowite wyzwanie. Na szczęście ja uwielbiam wyzwania.(śmiech)

Rzym, miasto z duszą. Osobista podróż z Magdaleną Wolińską-Riedi

Wtedy znalazłaś własny klucz?
Postanowiłam, że muszę zamknąć oczy na to wszystko, co już napisano, i po prostu dać się ponieść własnym wspomnieniom, przyzwyczajeniom, własnej intuicji. Przejść ponownie w wyobraźni tymi ścieżkami i śladami, które kocham najbardziej, którymi od lat chodzę, które są już bardzo moje. W tej osobistej podróży wyruszamy więc spod mojego domu przy samym placu Świętego Piotra i robimy pętelkę, spacerując trasami pełnymi zaskakujących detali, nieoczywistych przestrzeni i miejsc mi bliskich, w których opowiadam o perłach i perełkach, takich jak Plac Minerwy, słynny „trójząb” z główną arterią via del Corso, żydowskie getto czy wzgórze Awentyn, miejsce dalekie od tłumów i tętniącego życiem centrum miasta.

Dla mnie to także Rzym pokazany przez ludzi wrośniętych w to miasto od pokoleń, do których nikt, kto tam nie mieszka, nie umiałby trafić.
Tak, opisuję bar u Rity i Antonia, piekarnię Angela, wspominam o kawie serwowanej przez Alfredo w barze Giulia, pizzy od Fabrizia na Campo di Fiori, jest historia papieskiej pracowni krawieckiej Gammarelii, i wielu innych miejsc, które od pokoleń są w rękach rzymskich rodzin. I to właśnie one sprawiają, że Rzym żyje, że nie jest bezcennym, ale pustym muzeum pod gołym niebem, lecz autentyczną żywą tętniącą życiem tkanką. Rzymianie się świetnie w tym otaczającym ich majestacie odnajdują, zarówno ci prości, jak piekarz, farbiarz, twórca lamp czy ramiarz, jak i ci, których rody zrodziły papieży, były największymi mecenasami sztuki w historii, znalazły się na kartach wielkich dziejów Rzymu. I to się wszystko niesamowicie spójnie i płynnie przeplata, bo nie byłoby Rzymu w całym jego uroku bez historii Gianniego, człowieka, który jeszcze chwilę temu, już od pokoleń prowadził kiosk z gazetami, kartkami pocztowymi i mapami na placu Farnese i przez lata walczył, by go utrzymać, choć tania konkurencja z turystycznymi gadżetami ostatecznie wygrała. Ale też nie byłoby Rzymu bez potężnego rodu Farnese z jego spektakularnym pałacem tuż obok wspomnianego kiosku czy bez kościoła i zakonu sióstr brygidek dwa kroki dalej. I wszystkie te historie łączą się w jednym miejscu na niewielkim placu na zapleczu Campo de’ Fiori.

Ich losy ściśle są powiązane z historią miasta.
Może też dlatego czują wielką odpowiedzialność za ten „swój” Rzym i dumę, że w mieście o tak spektakularnej przeszłości mają swoje adresy. Znają doskonale historię, także detale architektoniczne zabytków, przy których na przykład prowadzą pizzerię, bar, pracownię gorseciarską czy cafeterię. To najlepsi admiratorzy Rzymu, którzy przysiądą się do ciebie do stolika i będą ci opowiadać anegdoty związane z okolicą, tak jakby byli historykami sztuki. I wcale się nie dziwię, że mieszkańcy Rzymu, jak sami przyznają, nie mają w sobie często wielkiej euforii na widok zabytków w innych słynnych miastach świata, bo jeśli się żyje w Rzymie na co dzień to niewiele rzeczy poza Wiecznym Miastem ma szansę zrobić na nich aż tak wielkie wrażenie.

Mają przywiązanie do dużych rzeczy, ale także małych codziennych, jak do kawy podawanej przez Alfreda. Od kiedy umarł, stała się podobno gorzka w smaku, pomimo dużej ilości cukru.
To, co - mam nadzieję - wyczuwa się właśnie na kartach mojej książki jako jej nurt przewodni i główne założenie, to chłonięcie i odczytywanie Rzymu wszystkimi zmysłami; mówisz o aromacie i smaku kawy, ale jest tez smak chleba, ten najprawdziwszy pod niebem, jak mówi Angelo, piekarz papieży, smak chrupiącej pizzy, świetnego wina, do tego mnóstwo zapachów, aromatów i dotyk. Lubię czasami, przechodząc, dotknąć starych murów czy przęsła mostu sprzed dwóch tysięcy lat, jak Ponte Fabricio, który nigdy nie był odbudowywany, stoi tam od zawsze w swojej pierwotnej formie. Lubię ten moment, kiedy popycham drzwi Panteonu, a one lekko się otwierają mimo wielkiego ciężaru, bo są tak doskonale wyważone. Wyobrażasz sobie, że zamek do klucza jest tam wciąż ten sam od dwóch tysięcy lat?!

Lubisz też urywać się ze szlaków.
Czasami niewiele metrów potrzeba, by odsłonił się przed tobą magiczny zaułek. I ta książka pokazuje takie właśnie miejsca, poprowadzi cię wzdłuż klimatycznej via Giulia, a nie główną arterią miejską, ulicami, na których są pracownie krawieckie, kapelusznicze, twórcy prastarych kusz, gorsetów, a nie tam, gdzie przeciskać się będziesz w tłumie.

W Rzymie się łatwo mieszka?
Rzymianie kochają swoje miasto, a to bywa skutecznym środkiem łagodzącym czy znieczulającym na istniejące trudności. Wielu z nich nie wyobraża sobie życia poza miastem. Ci, którzy są przytłoczeni liczbą turystów, uciekają na obrzeża. Bardzo wielu rzymian mieszka od pokoleń w centrum historycznym, choć to niełatwe. Ja mieszkam sto metrów od Watykanu i kiedy wychodzę na zakupy, ciągle muszę się przeciskać między turystami czy pielgrzymami. Ale zanim zacznę sama do siebie na to narzekać, wyprzedza mnie myśl, że jestem uprzywilejowana, mogąc pod takim adresem mieszkać na co dzień. Tak jak czułam się uprzywilejowana, żyjąc w Watykanie, wychodząc na plac św. Piotra, gdzie moje dzieci uczyły się jeździć na rowerze wokół fontanny stworzonej przez Berniniego, tak i teraz jestem wdzięczna, że przez okno widzę kopułę Bazyliki św. Piotra, a do pokoju wpada głos papieża na modlitwie Anioł Pański. Nie lekceważę tego, uważam, że nasze życie, nasze miejsce na ziemi otaczające nas środowisko, to wszystko jest nam dane, ale i zadane. I może ta książka jest też spłaceniem swoistego sentymentalnego długu temu miastu, w którym się tak dobrze czuję.

Bo mimo wielkości jest to miasto do objęcia.
Kameralne, małe uliczki, wąziutkie przejścia są wprost zachwycające. Nie znajdziesz w Rzymie arterii takich jak w Paryżu, Londynie czy Barcelonie. Dlatego powinno się po nim spacerować piechotą, wydłużać spacery, po to choćby, by znaleźć w średniowiecznych murach Borgo Santo Spirito okno życia z XII wieku, które powstało na prośbę papieża Innocentego III. Już wtedy chciał on w ten sposób ratować noworodki, które młode, zdesperowane matki topiły w Tybrze.

W Krakowie zawsze pokazuję moim gościom najpiękniejszy widok na miasto. Jaki widok pokazałabyś w Rzymie?
Mogłoby to być wzgórze Janikulum (po wł. Gianicolo), z którego rozciąga się zapierająca dech w piersiach panorama na dachy miasta. Polecam także obłędne miejsce, gdzie można wypić kawę albo drinka - to Terrazza Borommini, dach ekskluzywnego hotelu, który jest w obrębie kościoła Sant’Agnese na placu Navona. Warto tam chociaż raz usiąść i rozkoszować się widokiem. A jeśli chodzi o widok nie panoramiczny, a z pozycji ziemi, to na pewno byłby to widok na Panteon, kocham tę budowlę. Warto przysiąść gdzieś z boku, by objąć go wzrokiem wraz z jego placem, licznymi knajpkami. Świątynia, która trwa zatrzymana w czasie od starożytności. Za każdym razem, kiedy tam jestem, zastanawiam się ileż te mury już widziały, słyszały i czego doświadczyły. To doskonałość architektury i geometrii, miejsce, gdzie jedynym oświetleniem jest słynna dziura w dachu, czyli oculus o średnicy dziewięciu metrów. Czy może być coś prostszego, a jednocześnie piękniejszego?

Włosi są bardzo przywiązani nie tylko do architektury, ale i kuchni. Nawet gdy jeżdżą za granicę, szukają włoskich restauracji.
Kochają jeść, celebrować, mogą żyć na kredyt, ale obiad czy kolacje idą zjeść do restauracji. W Rzymie knajpy są pełne Włochów, bo akurat na jedzeniu się nie oszczędza. Śniadanie dla dużej części mieszkańców Rzymu zaczyna się w barze, o piątej po południu idzie się na aperitif, czasem nawet dwa czy trzy razy w tygodniu je się z całą rodziną w lokalu. Włosi, rzymianie uwielbiają rozmawiać, biesiadować, kochają życie. Często rano widzę kogoś, jak zamiata ulice i już bladym świtem śpiewa sobie „O sole mio”, które budzi sąsiadów. Krzyczą, witają się głośno, zaczepiają. Kiedy idę przez swoją dzielnicę Il Borgo, zawsze zatrzymuje mnie kilka osób, by zapytać, co słychać, gdzie zmierzam, czy jak się mam.

Kto powinien twoją książkę kupić?
Ci, którzy już Rzymu skosztowali zasmakowali, troszkę go znają, ale chcą poznać jako miasto alternatywne. To książka także dla kogoś, kto wybiera się pierwszy raz i chce poznać duszę tego miasta - korzystając z moich opowieści i wskazówek spojrzy na miasto głębiej. Ale to też, a może przede wszystkim książka dla tych, którzy chcą wniknąć w Rzym, nie przygotowując się do żadnej podróży. To książka, która cię zaprowadzi do Rzymu nawet wtedy, kiedy będziesz siedziała na kanapie wieczorowa porą z zimową herbatą w ręku. A taki Rzym też jest bezsprzecznie przepiękny!

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.