Edyta Mikołajewicz

Rzeź rozpoczął piekielny bal. Hamann krzyczał: To jest wasz taniec śmierci!

Żydzi w 1940 r. zostali stłoczeni w getcie. Na zdjęciu widok na ul. Franciszkańską w Nowym Sączu Fot. archiwum Yad Vashem Żydzi w 1940 r. zostali stłoczeni w getcie. Na zdjęciu widok na ul. Franciszkańską w Nowym Sączu
Edyta Mikołajewicz

Czterystu Żydów rozstrzelano 29 kwietnia 1942 roku na cmentarzu i w kamienicach na starówce. Sądecki Sztetl przypomina o rocznicy krwawej nocy i zachęca do zapalenia znicza za zabitych.

Orkiestra grała najpewniej fokstrota. W końcu to był wielki bal. Piekielny bal do trzeciej nad ranem. Uśmiechnięci Niemcy zasiedli na widowni całymi rodzinami. Gdy muzyka ucichła, trzystu Żydów ruszyło w stronę cmentarza przy ul. Rybackiej. To była ich ostatnia droga.

Pamięć o najkrwawszej nocy w dziejach Nowego Sącza przywraca historyk Łukasz Połomski, twórca Sądeckiego Sztetlu.

Taniec śmierci

To był przeklęty dzień. 29 kwietnia Heinrich Hamman, przeglądając archiwa, trafił na listę członków biblioteki syjonistycznej, powołanej w latach 20. przez lewicową organizację imienia Maksa Rosenfelda.

Szef gestapo wezwał do siebie żydowską policję i nakazał wyłapać wszystkich z listy do godziny 16-tej tego samego dnia. Gdy czas się kurczył, a poszukiwanych brakowało, policjanci łapali wszystkich o podobnie brzmiących nazwiskach. W końcu złość Hamanna mogła ich sporo kosztować.

- Zginęła cała młodzież, najpiękniejsze dzieci - opowiadała po wojnie Rena Anisfeld, która sprzątał na gestapo.

Na liście był też dentysta Abraham Goldberg. - Kiedy do jego mieszkania wpadli policjanci żydowscy, Goldberga nie było w domu. Zamiast niego aresztowano więc żonę Annę, ich dzieci, a nawet szwagierkę z Krakowa - zaznacza Łukasz Połomski. - Była to normalna praktyka wśród policji żydowskiej. Po powrocie do mieszkania Goldberg zorientował się, że została aresztowana jego rodzina. Spodziewał się, co ich czeka, dlatego zdecydował się, że sam się zgłosi na gestapo. Wówczas, za okupem wypuszczono resztę rodziny.

Żydzi z listy trafili do więzienia, lecz nie do celi, ale prosto na bal na dziedzińcu. Grała orkiestra, a Heinrich Hamann nakazał im tańczyć. Na galerii zasiadały żony SS-owców z dziećmi i przypatrywały się. - Das ist euer Totentanz! To jest wasz taniec śmierci! - wołał do nich Hamann.

Mojżesz Ginter wspominał, że „na dziedzińcu więziennym Racka Goldberg zwróciła się do Niemców: „nasza krew nie przyczyni się do wygrania wojny, ale spadnie na ich głowy i będzie pomszczona przez dzieci nasze”.

O trzeciej nad ranem muzyka milknie i Żydzi ruszają z więzienia w kierunku cmentarza przy ul. Rybackiej w Nowym Sączu. Na miejscu gestapowcy nakazują im rozebrać się do naga i położyć twarzą do ziemi.

„Ustaje strzelanina, wielu jest zaledwie rannych, nie każdy miał szczęście znaleźć na miejscu śmierć. Szkoda jednak dalszych kul, te potrzebne są dla następnych ofiar. Ciepłe, krwawiące ciała zostają ułożone warstwami, wielu daje znaki życia… 360 ciał zostaje ułożonych w zbiorowym grobie” - zapisał po wojnie Samule Kaufer.

Mieszkańcy okolicznych domów wspominali, że ziemia w miejscu, gdzie pochowano Żydów ruszała się jeszcze przez kilka dni. Egzekucję przeżył tylko jeden Żyd, który wyczyścił buty szefa gestapo ochlapane krwią. Hamann pozwolił mu uciec. Ale to nie był koniec zbrodni. Pijani gestapowcy wpadli do getta i rozpoczęli krwawe polowanie.

Opowieści Markusa

Z rodzinnego miasta Markus Lustig, syn Jakuba i Ity, zapamiętał barwne jarmarki, parady wojskowe na rynku, sądecką Wenecję, gdzie uczył się jeździć na rowerze, śmiech młodszego rodzeństwa. I czerwone pierze, którym nasiąkła ich krew.

Urodził się w pobożnej rodzinie sądeckich chasydów, mieszkali w kamienicy na ulicy Pijarskiej. Ojciec był introligatorem. 29 kwietnia 1942 roku wydarzyła się największa tragedia i pierwszy cud w życiu Markusa. Wieczorem, gdy Lustigowie układali się do snu, do ich domu wtargnęli gestapowcy.

O trzeciej nad ranem muzyka milknie i Żydzi ruszają z więzienia w kierunku cmentarza przy ul. Rybackiej w Nowym Sączu. Na miejscu gestapowcy nakazują im rozebrać się do naga i położyć twarzą do ziemi.

- W pierwszym pokoju spałem z moim braciszkiem. Był tak zaspany, że nic nie słyszał. W drugim był tata z mamą i siostrą. Niemcy wpadli do naszego mieszkania, kazali ojcu się odwrócić i zastrzelili go. Słyszałem, jak upada jego ciało, a potem krzyk rozpaczy matki i siostry - opowiada Lustig. - Zaraz po tym wszystko ucichło. Kiedy weszli do naszego pokoju, zastygłem w bezruchu pod kołdrą. Zastrzelili mojego braciszka, ale mnie nie dostrzegli. Czułem spływającą po mnie krew brata...

Franciszkańska 8

Ofiarami krwawego polowania byli też lokatorzy kamienicy przy ulicy Franciszkańskiej.

- Przed wojną mieściło się w kamienicy mnóstwo sklepów. Jeden z nich miał prowadzić Izrael Najgerszel, który anonimowo pomagał ubogim Żydom, sam nie mając wielkiego bogactwa - przypomina Łukasz Połomski. - Albin Kac uważał go za jednego z Łamed Wuwnika, czyli jedną z 36 osób zesłanych na świat przez Boga, aby pomagać biednym.

29 kwietnia 1945 r. zginęli wszyscy jej mieszkańcy, czyli 81 osób z rodzin Perlów, Neustdatów, Millerów i innych. W czasie masakry zastępca Hamanna odmówił dalszego strzelania, krzycząc: „Dosyć tego świństwa!”.

Samuel Kaufer, który widział to miejsce nazajutrz napisał: „przy uprzątaniu ghetta, widzi się dzieci, które w śmiertelnym strachu schroniły się pod łóżko, lecz i tam znalazł ich morderca, widzi się mężczyzn, którzy wcisnęli się za szafy i w stojącej pozycji przetrwały ich zwłoki do następnego ranka. Piszący te słowa widział matkę, tulącą kurczowo niemowlę do swej nagiej piersi, kula przez główkę dziecka przeszła do serca matki.”

W miejscu, gdzie znajdowały się drzwi do kamienicy, przez które weszli gestapowcy, wmurowano w 2008 r. tablicę pamiątkową.

Między światłem, a cieniem

Zbrodnie kwietniową od kilku lat przypomina Sądecki Sztetl. Tegoroczne obchody zapoczątkowało spotkanie z Moniką Sznajaderman, autorką książki „Fałszerze Pieprzu”, opowieść o polsko-żydowskiej tożsamości.

Żydzi w 1940 r. zostali stłoczeni w getcie. Na zdjęciu widok na ul. Franciszkańską w Nowym Sączu
Edyta Zając Markus Lustig ocalał jako jedyny z rodziny. Na zdjęciu z Łukaszem Połomskim z Sądeckiego Sztetlu

Natomiast dziś o godz. 11 w Domu Historii odbędą się warsztaty z pisma hebrajskiego. Jutro (sobota, 29 kwietnia) pod tablicą upamiętniającą zbrodnię przy ul. Franciszkańskiej zapłonął znicze, a w Domu Historii o godz. 18 rozpocznie się wernisaż „Ocalone z pożogi - o książkach, które przetrwały Zagładę”. Towarzyszyć temu będzie wykład „Książka skarbem kultury - drukarstwo, księgarstwo i czytelnictwo wśród Żydów sądeckich”.

Obchody rocznicowe zamknie niedzielne spotkanie z cyklu „W pokoju na progu światła i mroku”, czyli wieczór poetycki poświęcony twórczości Zuzanny Ginczanki, polskiej poetki pochodzenia żydowskiego. W czasie wojny ukrywała się w Krakowie, wydana przez sąsiadów, została rozstrzelana przez gestapo jesienią 1944 roku w więzieniu na Montelupich.

Sądeccy Żydzi, którzy przeżyli kwietniową zbrodnię, zginęli kilka miesięcy później. 23 sierpnia 1942 roku rozpoczęła się selekcja Żydów nad Dunajcem. Niemal wszyscy zakończyli życie w komorach gazowych Bełżca. Ocalała tylko garstka wyznaczona do pracy. Wśród nich był właśnie Markus Lustig.

Edyta Mikołajewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.