Pytanie do Jerzego Stuhra. Codzienne wędrówki po mapie
Pańskie ukochane Włochy, które toną w koronawirusie znacznie głębiej i dotkliwiej niż wszystkie inne kraje Europy, ogromnie wzruszyły mnie ostatnio obrazem, który pokazała i telewizja i internet: zamknięci w domach przed epidemią, wieczorami wychodzą na balkony swoich mieszkań i śpiewają! Podchwytują wzajemnie swoje pieśni i nad pustką ulic rozlega się jedyna w swoim rodzaju wspólnota. Czy nie jest to rozpaczliwe zwycięstwo kultury nad naturą?
Tylko Włosi tak potrafią. To jest u nich naturalne i … zwyczajne. Może dlatego, że w ich tradycji, w ich genach i w ich kulturze jest taka łatwość operowego dystansu do wszystkiego. I taka naturalna siła życia. I radość. I choć mają tę świadomość, że idzie Apokalipsa, to przecież żyją! Bardzo im współczuję, że dotknęło ich tyle tragedii! Ale też bardzo wierzę w ich zbiorowe szczęście.
Bo gdy tak patrzę na Włochów, to myślę, że oni mają w sobie, w stosunku do każdej dziedziny życia, jakąś antyczną mądrość. Przy całym szaleństwie, operowości, gdzieś tam ta busola w nich jest i ona pozwala im nieomylnie postępować. Bo proszę spojrzeć, jak oni wymanewrowali skrajnych populistów.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.