Przyszłość Teatru Groteska oczami Karola Suszczyńskiego

Czytaj dalej
Fot. Joa
Anna Piątkowska

Przyszłość Teatru Groteska oczami Karola Suszczyńskiego

Anna Piątkowska

Po 25 latach Karol Suszczyński zastąpił na dyrektorskim stanowisku Adolfa Weltschka. Nowa siedziba, spektakle dla najmłodszej publiczności, powrót Groteski na arenę międzynarodową to zaledwie kilka planów i teatralnych marzeń nowego dyrektora Teatru Groteska.

Jakie wrażenia ma pan po pierwszych tygodniach dyrektorowania w Teatrze Groteska?
Bardzo pozytywne. Spotkałem się z życzliwym przyjęciem ze strony pracowników teatru, ale także dyrektorów innych miejskich instytucji kultury, choć wielu z nich nie znałem wcześniej. Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku.

W Krakowie też już się pan zaaklimatyzował?
Tak, przebiegło to szybko i bez problemów. Od dziecka jestem nauczony podróżowania - wychowałem się w cyrku, gdzie pracował mój ojciec. Do dwunastego roku życia spędzałem z nim niemal każdą wolną chwilą, a to oznaczało mieszkanie codziennie w innym mieście. Natomiast ostatnie dziesięciolecie to intensywna praca pomiędzy Warszawą, gdzie mieszkałem, a Białymstokiem, gdzie wykładam w filii Akademii Teatralnej oraz liczne podróże pomiędzy różnymi konkursami, festiwalami, przeglądami teatralnymi, które powodowały, że byłem w stałym ruchu.

A skąd w ogóle zainteresowanie teatrem lalkowym?
Na lalkach znalazłem się - podobnie jak 95 proc. moich kolegów i koleżanek z roku - ponieważ nie dostałem się na dramat. Ale już kończąc studia nie chciałem pracować na scenie, wolałem zajmować się teatrem naukowo. Zanim jednak zabrałem się za pisanie doktoratu prowadziłem "Jedynkowe przedszkole" w TVP1 - to chyba moje jedyne doświadczenie aktorskie przed kamerą – oraz byłem operatorem magnetowidów w telewizji POLSAT. W pewnym momencie stwierdziłem, że czas wrócić do tego, co jest moją pasją, czyli do zgłębiania wiedzy na temat teatru lalek. Dostałem się na studia doktoranckie w Instytucie Badań Literackich PAN, a chwilę później wróciłem na uczelnię jako wykładowca.

Czyli przeprowadzka do Krakowa nie była dla pana aż taką rewolucją, jak dla Groteski objęcie przez pana stanowiska dyrektora - zmiana po 25 latach. Jak przyjął pana zespół?
1 września, w dniu, kiedy rozpoczęła się moja kadencja, zorganizowałem spotkanie ze wszystkimi pracownikami. Wydaje mi się, że była to dobra decyzja, choć zapewne część osób miała do mnie dystans. Nie znali mnie, bali się, że będę zwalniał. Ale z dnia na dzień wszystko zaczęło się zmieniać. Myślę, że i relacje będą się powoli budować i iść w dobrym kierunku.

Część zespołu teatru chciała takiej zmiany, ale spora część wyrażała poparcie dla dyrektora Weltschka. Jaka dziś jest sytuacja w teatrze?
Zmiana Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej weszła w życie z początkiem 2012 roku, był więc czas, żeby wszyscy się przygotowali na to, że dyrektor już nie pełni obowiązków do emerytury. Dyrektor Weltschek planował swoje odejście, ale nie teraz a za trzy lata. Stało się inaczej. Pracownicy teatru muszą więc wyjść z pewnych wieloletnich przyzwyczajeń, bo dziś dyrektorem się bywa. Mój kontrakt jest trzyletni i ludzie to doskonale wiedzą. Zobaczymy, co będzie dalej. Mam nadzieję, że w końcu zdobędę zaufanie wszystkich, a przynajmniej zdecydowanej większości.

Skąd w ogóle pomysł, by wziąć udział w tym konkursie?
Zostałem do niego namówiony przez reprezentantów grupy aktorskiej Groteski – moich studentów, ale też kolegów z czasów studiów. Trwało dość długo, zanim podjąłem ostateczną decyzję. Pierwszy telefon w tej sprawie odebrałem w lutym zeszłego roku, po dwóch-trzech miesiącach i licznych rozmowach zacząłem się łamać. Miałem inaczej zaplanowaną przyszłość: w tym roku wychodzi mój doktorat, chciałem się ubiegać o grant na habilitację. I nagle wszystko stanęło na głowie.

Porozmawiajmy zatem o tym, jak zmieni się Groteska. Jednym z pana pomysłów jest otwarcie się na bardziej nowoczesne realizacje.
Myślę, że nie będzie to wielka rewolucja, ponieważ te zjawiska już się pojawiały w Grotesce. M.in. festiwal Materia Prima promował pewnego rodzaju działania, które prezentowały najnowsze trendy w przestrzeni teatru lalkowego. Ponadto w Grotesce zdarzały się już fantastyczne i nowatorskie spektakle w minionym dziesięcioleciu. To nie jest tak, że teatr stał zupełnie z boku i nie widział tych zmian. Raczej wyhamował w ostatnich kilku sezonach. Teraz wchodzimy w dużo dynamiczniejszy tryb pracy jeśli chodzi o przygotowania repertuarowe. Zależy mi na minimum pięciu nowych spektaklach w roku - tego nie było od dawna w Teatrze Groteska.

Mowa o premierach dla różnych grup wiekowych?
Tak i tu planuję kolejną zmianę: chcę inaczej podzielić wiekowo repertuar. Otwieramy scenę dla najnajów, tzn. dla dzieci od szóstego miesiąca życia do 3-4 lat. Pierwsza taka premiera odbędzie się już w grudniu. Będzie to spektakl "W trawie" Alicji Morawskiej-Rubczak i Barbary Małeckiej. Wprowadzimy też podział na scenę dla dzieci młodszych i starszych. Do tej pory w Grotesce była tylko scena dla dzieci i młodzieży oraz scena dla dorosłych, co w mojej ocenie nie jest trafionym podziałem, ponieważ w teatrze - także lalkowym - nie ma różnicy między młodzieżą a dorosłymi. To, na czym mi szczególnie zależy, i co jest nowością nieobecną w teatrach lalkowych w Polsce, to scena eksperymentalna. Jesteśmy przyzwyczajeni do pracy nad spektaklem w trybie 2-3 miesięcznym, nie ma czasu na poszukiwania. To tempo powoduje, że horyzonty wyobraźni zamykają się czasem do pewnych wypracowanych schematów. Natomiast spektakle, które oglądam na festiwalach teatrów lalkowych - zwłaszcza jeśli chodzi o pokazy zespołów przyjeżdżających do nas z zachodu – rodzą się niekiedy w głowach twórców przez wiele miesięcy, a nawet lat. Taki proces polega na odkrywaniu, rozwijaniu pewnych myśli czy idei i dąży do możliwie najlepszej scenicznej jakości. W Grotesce czas produkcji spektaklu eksperymentalnego będzie rozłożony na 1-1,5 roku po to, by można było wokół realizatora stworzyć grupę, która chce pracować na zasadzie warsztatu, iść do przodu, błądzić, cofać się, zaczynać od nowa. Mam nadzieję, że takie spektakle, które często święcą triumfy na festiwalach, będą właśnie tym repertuarem, który pozwoli wrócić Grotesce na arenę międzynarodową.

Aktorzy narzekali, że nie było w teatrze pola do realizacji własnych pomysłów.
Jestem otwarty na wszelkie inicjatywy aktorów. Już w tym momencie pracuję z jednym z nich nad pozyskaniem środków na autorską realizację "Śmiesznego staruszka" Różewicza, która mam nadzieję, w kolejnym roku pojawi się na scenie. Ale to znów nie jest nowość, ponieważ "Zagraj to jeszcze raz, Sam" Lecha Walickiego było właśnie autorskim projektem, który mój poprzednik wprowadził do repertuaru. Absolutną nowością w Teatrze Groteska będą natomiast czytania performatywne, które cieszą się dużym zainteresowaniem w innych teatrach lalek. Będziemy realizować ten projekt w partnerstwie z Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu - instytucją, która wprowadza na rynek najnowszą dramaturgię dla dzieci i młodzieży. Będziemy też kontynuować Scenę Mistrzów i Kod Mistrzów - to są świetne inicjatywy, na które przychodzi wielu widzów. Gościem najbliższej edycji, 3 października, będzie zdobywca obu biegunów Marek Kamiński, w grudniu prof. Andrzej Bochenek, wybitny polski kardiolog. To dużo, jak na pierwszy sezon.

Teatr najnajów - nowość w Grotesce, ale na świecie już rzecz powszechna. To zresztą był jeden z tych pomysłów, które chciały realizować aktorki, ale do tej pory nie było na takie spektakle miejsca w Grotesce.
Powszechny nawet w Krakowie, przecież w Teatrze Figur Dagmary Żabskiej są spektakle najnajowe i tam jest duże zainteresowanie tym rodzajem repertuaru. W większości teatrów lalkowych w Polsce także go znajdziemy. Wczesna inicjacja teatralna jest równie istotna w procesie kształtowania się świadomości i emocjonalności dziecka, jak wczesne czytanie mu książek. Mam więc nadzieję, że rodzice z najnajmłodszymi pociechami przyjdą także i do nas. Myślę natomiast, że dyrektor Weltschek nie chciał realizować tego rodzaju działań m.in. ze względów logistycznych: mamy duże trudności z przyjęciem takiego widza. Scena Kopułowa jest na piątym piętrze, a my nie mamy ani windy, ani platform, które pomogłyby przetransportować wózki dziecięce. Szukamy rozwiązań, które pozwolą nam zmagazynować je w bufecie na pierwszym piętrze, skąd w formie zabawy będziemy przeprowadzić dzieci na piętro piąte. Biorę pod uwagę także remont tzw. sali prób, która też jest świetną przestrzenią do takich realizacji. Ale i ona znajduje się na wyższej kondygnacji. Rozważamy też znalezienie przestrzeni poza teatrem, gdzie łatwiej byłoby się dostać nie tylko rodzicom z małymi dziećmi, ale też osobom z różnymi dysfunkcjami ruchowymi, które mają wielkie utrudnienia u nas. Jestem już nawet po pierwszych rozmowach z reżyserką, która mogłaby stworzyć przedstawienie dla osób z porażeniem mózgowym, ale nie mogę tego zrobić w teatrze, w którym nie ma windy...

Trzyletnia kadencja to za mało, żeby zbudować nowy teatr, ale jak słyszę ta kwestia będzie bardzo ważna.
Mieścimy się w budynku, który w 1945 roku znaleźli i zaadaptowali na teatr jego założyciele, Zofia i Władysław Jaremowie. Jest to przestrzeń przysposobiona, a nie budowana intencjonalnie dla teatru, a zwłaszcza dla teatru lalkowego. Przy dzisiejszej technologii i możliwościach technicznych jesteśmy daleko w tyle: nie mamy zapadni, hydrauliki sceny, podscenia, wysokiego komina, nie mamy klasycznej rampy scenicznej itp. To wszystko niezwykle ogranicza. Wystarczy popatrzeć, jak fantastycznie funkcjonują teatry, które zostały w ostatnich latach wyremontowane, np. łódzki Teatr Arlekin, który ma dziś wyjątkowe zaplecze, warszawski Baj, czy nowo otwierany - również w Łodzi - Teatr Pinokio. Możliwości techniczne tych teatrów poszerzają skalę możliwości produkcyjnych. Pamiętam sytuację sprzed lat, kiedy mówiło się, że generalny remont Teatru Muzycznego w Gdyni odbywa się głównie dlatego, że chciano do Polski sprowadzić musical "The Lion King", a wymogi techniczne tego spektaklu były takie, że wówczas żadna polska scena nie mogła go przyjąć. Dziś jest grany w kilkudziesięciu krajach na świecie. Ale wciąż nie u nas, chociaż są też tego inne powody. A czy uda się zbudować nową siedzibę Teatru Groteska? Miejmy nadzieję, że jeśli nie ja, to kolejny dyrektor sfinalizuje taki projekt. Trzeba jednak pamiętać, że jest to kwestia wielu lat przygotowań i pracy. Otwarty w tym miesiącu Teatralny Instytut Młodych Teatru Ludowego powstawał od 2016 roku, a w tym przypadku mówimy o restrukturyzowaniu już istniejącego budynku. Nam trzeba zbudować siedzibę od podstaw. Druga kwestia to pieniądze - koszt kilkudziesięciu mln zł. Ale jest to absolutna przyszłość dla Groteski.

Zachwycające kostiumy i scenografie to dzieła pracowni Groteski. Bogatszy repertuar oznacza więcej pracy dla tego pionu teatru. Dadzą radę?
O pracownie się nie martwię, mamy odpowiednią liczbę osób. Co prawda niektórzy są już w wieku emerytalnym i zgłaszali nawet chęć odejścia, ale staram się ich namówić do pozostania. Wiele teatrów nie ma dziś już pracowni w ogóle i dyrektorzy zmuszeni są zamawiać scenografię czy kostiumy na zewnątrz. W przypadku teatru lalek jest to ogromnym problemem, ponieważ umiejętności rzemieślnika lalkowego są na wagę złota. Podobnie osób z pracowni krawieckich i konstruktorskich. Młodych w zasadzie w tych zawodach nie ma. My szczęśliwie jesteśmy jeszcze bezpieczni.

W ostatnich tygodniach przed objęciem przez pana teatru głośno było o kwestiach związanych z przyjęciem przez pana poprzednika na etat kilku osób związanych z teatrem od niedawna, podczas gdy nie dostały etatu długoletnie współpracowniczki. Wróci pan do tej kwestii?
Zespół jest większy, tuż przed wakacjami na etaty na czas nieokreślony dołączyło troje aktorów. Dwoje z nich to aktorzy gościnni, obsadzeni do tej pory raptem w kilku spektaklach. Jedna osoba była zupełnie z zewnątrz, ale rozmawialiśmy z moim poprzednikiem o przyjęciu tej osoby i ta decyzja nie była dla mnie zaskoczeniem. Zaproponowałem też ponownie etat jednemu z emerytowanych aktorów. Wracają ponadto osoby, które jakiś czas temu rozstały się z Groteską. Mam większy zespół i chcę go sprawdzić.

A co z aktorkami, którzy obawiały się o to, czy ich umowy zostaną przedłużone po wakacjach?
Prawie wszyscy w teatrze mają już dzisiaj umowy na czas nieokreślony. W pierwszych dniach pracy podpisałem je zwłaszcza z aktorami, którzy od wielu lat są z tym teatrem związani. Na czas określony umowy ma jedynie kilkoro aktorów, którzy są w Grotesce od niedawna. Chcę ich sprawdzić. Nie jest również moją intencją karanie osób, które podpisały z moim poprzednikiem umowy w ostatnich tygodniach jego pracy w teatrze. Choć mam pewne wątpliwości – zwłaszcza dlatego, że nie są to osoby po lalkach – postanowiłem dać im jednak szansę. Jesteśmy już po rozmowie, w której określiliśmy, jak ich przyszłość ma wyglądać i jakie zadania przed nimi.

Proszę zatem opowiedzieć, na co zaprosi pan do Teatru Groteska w tym sezonie.
Pierwsze dwie premiery na scenie Groteski będą prapremierami: "Wszechświaty mojego taty" Katarzyny Matwiejczuk, tekst napisany specjalnie na otwarcie mojej dyrekcji w Teatrze Groteska, premierę będzie miał 28 października. To historia relacji ojca i córki. Ojca, który w oczach dziecka potrafi być superbohaterem, dokonywać rzeczy niemożliwych, by udowodnić, jak bardzo kocha swoją pociechę. Reżyseruje Gosia Dębska, która debiutowała już na scenach krakowskich. Partneruje jej Anita Piotrowska, a autorem muzyki jest Mateusz Dębski. Bedzie to spektakl dla dzieci młodszych. W grudniu premiera najnajowa "W trawie", o której już wspominałem. Reżyseruje Alicja Morawska-Rubczak, scenografię, kostiumy i lalki będą dziełem Barbary Małeckiej, muzyka zaś Iwony Skv. Będziemy odkrywać przed najnajmłodszymi mikroświat żyjący pod naszymi stopami. W marcu zapraszamy na "Niebieskiego ptaka" Maurice`a Maeterlincka w reżyserii Uliji Bilińskiej, reżyserki z Ukrainy. W tym spektaklu planowaliśmy silniejszą grupę twórców ukraińskich, ale z powodu tragedii wojennych, część realizatorów wycofała się z projektu. Niedawno dołączyli do nas wybitna litewska scenografka Julia Skuratova oraz kompozytor a zarazem dyrektor Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie Tomasz Lewandowski. Dramaturgiem tego spektaklu jest Anna Andraka. Na przełomie kwietnia i maja odbędzie się premiera "Dziwnego przypadku psa nocną porą". Udramatyzowana powieść Marka Haddona dla dzieci to opowieść o chłopcu ze spektrum autyzmu, który prowadzi śledztwo w sprawie potrącone psa. Trudny temat. Scena dla dzieci starszych, może też dla wczesnej młodzieży. Reżyserować będzie Agata Biziuk, scenografię przygotuje Marika Wojciechowska, a muzykę Piotr Klimek. Dwoje ostatnich twórców weźmie też udział w zamykającej sezon premierze, czyli w "Męczeństwie i śmierci Jean Paul Marata przedstawionych przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade" Petera Weissa. To jeden z najważniejszych tekstów dramatycznych połowy XX wieku. Wyreżyseruje go Konrada Dworakowskiego, a inscenizacja będzie mocno osadzona w konwencji teatru plastycznego. Dużo jak na pierwszy sezon, a być może będzie też szósta premiera – zobaczymy.

Wspomniał pan o scenie dla najnajów i spektaklach dziecięcych, ale przecież ani teatr lalek, ani Groteska nie są przeznaczone wyłącznie dla tej grupy wiekowej. Będzie pan chciał rozwijać teatr lalkowy tworzony z myślą o dorosłej publiczności?
Tak, przykładem tego jest właśnie ostatnia premiera w tym sezonie. Na kolejne zaplanowałem takie tytuły, jak „Makbet”, „Sonata Belzebuba”, „Faust” czy adaptację „Kaliguli”. W każdym z tych tytułów widzę duży potencjał lalkowy, a zaproszeni reżyserzy i scenografowie potrafią budować spektakle używając najnowszych lalkarskich środków wyrazowych. Wrócimy tym samym do idei założycielskiej Zofii i Władysława Jaremów, choć używać będziemy zdecydowanie innych technik. Za Jaremów w Grotesce mieliśmy maskową prapremierę "Męczeństwa Piotra Oheya" Mrożka, "Kartotekę" Różewicza i "Ubu Król" Alfreda Jarry'ego również w maskach, także "Operę za trzy grosze" Brechta z wykorzystaniem lalek rękawiczkowych. To były realizacje przełomowe dla dziejów polskiego lalkarstwa.

Będzie chciał pan wrócić do tej tradycji?
Do tradycji spektakli lalkowych dla dorosłych tak, natomiast nie w takich formach jakie wprowadzili Jaremowie, dlatego, że one się już wyczerpały. Mamy jednak znakomitych reżyserów i scenografów wykorzystujących nowe techniki i środki teatru formy, pozwalające na komponowanie zupełnie dowolnych światów i prowadzenie narracji wizualnej z wykorzystaniem atrakcyjnych środków inscenizacyjnych, że należy z tego korzystać. Zależy mi na tym, by pokazywać mieszkańcom Krakowa nowoczesne myślenie o teatrze lalek. Mam nadzieję, że spowoduje to zwrot kursu Groteski. Jaremowa marzyła o wystawieniu „Kaliguli”, my to w końcu zrobimy.

Przy Grotesce nie zostaną flagowe projekty teatru: widowisko nad Wisłą odbywające się w ramach Wielkiej Parady Smoków i festiwal Materia Prima.
Decyzją prezydenta projekty te zostały przeniesione do innych instytucji miasta. W Grotesce zostaje konkurs i przemarsz smoków ulicami miasta w ramach Wielkiej Parady Smoków. Przyznam się, że z jednej strony żałuję, iż nie będziemy mogli kontynuować tych projektów, z drugiej przeniesienie ich daje mi możliwość, żeby skupić się na teatrze i repertuarze. Jeśli osiągniemy sukces łatwiej będzie zabiegać o budowę nowej siedziby. A na tym nam wszystkim zależy – nie tylko pracownikom, ale i widzom.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.